7. Od drinka się zwykle zaczyna(cz.1)

1.3K 98 38
                                    

Alec czuł się jak ścierka.
Pewnie tak też wyglądał. Bolały go mięśnie i głowa, marzył o gorącej kąpieli i chwili świętego spokoju, jednak miał dziś jeszcze spotkanie z Bane'm.

Jęknął cicho i rozmasował bolące ramię.
Ta kobieta po dragach była jak dzikie zwierzę. Nie można jej było uspokoić za żadne skarby świata.

Kiedy po krótkiej podróży rowerem Alec dotarł do mieszkania wiedział że coś jest nie tak. Było cicho. Zbyt cicho.

Otworzył drzwi do mieszkania i powoli wszedł na korytarz.
—Iz?

W jego pokoju dało się słyszeć jęk frustracji.
Alec udał się w tamtym kierunku i kiedy wszedł do środka... o mało nie dostał zwału.
—Jezu! Coś ty tu narobiła?!

Wszędzie walały się ciuchy. Jego ciuchy! Wszędzie! Nawet z żyrandola smętnie zwiasała jego koszulka.
—Pogięło cię?

Isabelle, która dosłownie nurkowała w szafie, w poszukiwaniu Bóg jeden wie czego, nagle się wyprostowała.
Rozmasowała kark i uśmiechnęła się szeroko.
—Spokojnie big bro. Nie znalazła żadnych pornosów, ani zużytych prezerwatyw.

Alec jeknął.
—Przestań sobie żartować. Co się tu dzieje?
Izzy rozłożyła bezradnie ręce.
—Wspominałeś że idziesz dziś  na randkę. Pomyślałam że uszykuję ci ubranie. No naprawdę Alec! Co to ma być? Ani jednego porządnego ciucha. Tylko bluzy, bluzy, dresy, bluzy, znowu dresy... Oszaleć można! Czy masz gdzieś jakąś boską koszulę?

Alec oparł się o framugę i westchnął cierpiętniczo.
—Tylko jedną. Tą czarną, którą kupiłem na pogrzeb dziadka...
Izzy zmarszczyła brwi.
—Okeeej... może się nada.
—Co?
—Nie smęć. Tak cię wystroję że świętej pamięci dziadziuś będzie dumny.

Alec uniósł ostrzegawczo dłonie.
—Nie jestem pewien czy...
Isabelle rzuciła w niego poduszką.
—Ty nigdy niczego nie jesteś pewien. Już się przyzwyczaiłam. Zrobiłam małe zakupy. Leć coś zjeść, bo moje przygotowania trochę potrwają.

Alec smętnie udał się do kuchni.
Izzy mieszkała u niego kiedy przyjeżdżała do Nowego Jorku, ale tym razem była bardziej upierdliwa niż zwykle.

Pod szybkim posiłku, Isabelle zaczęła się nad nim znęcać. Dosłownie! Kazała wyprasować mu koszulę, która leżała zwinięta w staranną kulkę w rogu szafy, zapomniana i niechciana.
Izzy poprzedzierała nożyczkami jego ulubione, czarne, nieco sprane dżinsy, bo stwierdziła ze tan zabieg doda mu  trochę pikanterii.
Czego? Alec czuł się jak na obcej planecie.

Jego siostra ciągle robiła mu coś z włosami i nazywała to artystycznym nieładem. Nawet ramię przestało go boleć.
Teraz czuł tylko zażenowanie, bo Izzy grzebała mu w szufladzie w bielizną!

—Czarne? Nie... zbyt zwyczajne...
Isabelle postukała w brodę długim czerwonym paznokciem i zaczęła zastanawiać  się  nad czymś tak pieczołowicie, że Alec myślał iż zaraz zapadnie się pod ziemię.

—Izzy, stop! To zaszło za daleko!

Isabelle odwróciła się w jego kierunku dzierżąc w jednej dłoni czerwone, a w drugiej szare bokserki niczym troferum.
—Bierz czerwone!—Wykrzyknęła stanowczo.—Mrrr...

Alec wywrócił oczami.
—Za co...
—Przestań Alec. Mam nadzieję że kogoś w końcu zaliczysz i przestaniesz smęcić, albo... no wiesz... ktoś ciebie zaliczy. Wolisz być na dole? —Ostatnie pytanie zadała z psotnymi ognikami w oczach.

Alec zrobił się czerwony jak pomidor.
—Odmawiam odpowiedzi!
—No weź... założyłam się z Jace'm!

Alec porwał bokserki oraz przygotowany wcześniej strój i zniknął w łazience, aby się przebrać. Pod nosem rzucał wyzwiskami pod adresem wkurzającego rodzeństwa.

W rytmie serca {Malec}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz