~3~ Piętnaście Lat Temu Cz. 2

94 10 0
                                    

Wysokie szpilki całkiem głośno stukały o podłożę, ale jeszcze głośniejszy był płacz dziecka, który je zagłuszał. Niezadowolonego noworodka próbowała uspokoić jego matka. Przez brak doświadczenia i chęci były to tak naprawdę tylko słowa rzucane na wiatr. Nie starała się.

- Zawsze tylko cię biorę na ręce zaczynasz ryczeć... - Burknęła poirytowana patrząc na niemowlaka, który zwyczajnie jej nie słuchał tylko dawał swój własny koncert.
Pucci, który modlił się przed ołtarzem z głową na wprost hostii, odwrócił się do tyłu dopiero po zakończeniu modlitwy.
Kobieta stała wtedy dwa metry od niego.
Nie przystała na tym. Jak tylko ksiądz ją zauważył, zbliżyła się na wyciągnięcie ręki.

— Wszystko w porządku z dzieckiem? — Zapytał Enrico nieco głośniej.

— Teraz nie moja w tym głowa. Znalazłam ciebie czyli znalazłam jego ojca.-

Inaczej osobę, z którą przeżyła "najlepszą noc w swoim życiu". Musiała za to słono przypłacić, dziewięcioma miesiącami ograniczenia zabaw. Nie była gotowa na wychowywanie dziecka. Macierzyństwo kompletnie zmieniło jej teraźniejszość. Gdyby nie to, pewnie teraz korzystałaby z życia bawiąc się na jakiś imprezach. Nadal chciała to robić dlatego była gotów oddać dziecko dla lepszej przyszłości. Lepszej dla siebie. Nie obchodziło ją co się stanie z dzieckiem. Jeżeli ojciec nie podejmie się opieki, mały wyląduje w sierocińcu. Prędzej tam się będzie czuł dobrze niż u własnej rodzicielki. Cały czas powtarzała sobie, że będzie złą matką, aby przypadkiem nie zwątpić w swoją decyzję.

- O czym pani mówi? -

- Dziewięć miesięcy temu przyszłam tu razem z mężczyzną. Nazywa się Dio. Powinien zobaczyć swojego syna. - 

Pucci nie do końca  mógł, albo raczej chciał, jej wierzyć. Przecież wampir wszystkie kobiety po tym jak je wykorzystał, zabijał. Ale czy aby na pewno to nie dałby sobie ręki uciąć. Wszystko było możliwe.

- Dio w tej chwili nie ma. Nie wiem kiedy wróci. - Wbił zamyślony wzrok w ziemię i złapał się za rękaw sutanny. Brando od ponad pół roku się u niego nie zjawił. Enrico nie brał pod uwagę porażki swojego przyjaciela w walce, ale zaczynał się niepokoić. Różne miewał myśli.

- Rozumiem. - Brunetka podeszła do księdza jeszcze bliżej i wyciągnęła do przodu ręce z niemowlakiem. Był mocno zapłakany i niespokojny. 

- Zajmij się nim dopóki jego ojciec nie wróci, a co potem to już jego sprawa. Może oddać małego do domu dla sierot, albo wydać innym ludziom. Ja nie chcę mieć z nim nic wspólnego. - Oświadczyła oschle, a ksiądz aby zmierzył ją wzrokiem. Ona tylko prychnęła i odwróciła głowę na bok. - Ma na imię Haruno. - Dodała. 

Podczas całej tej rozmowy nie zrespektowała kapłana, tylko rozmawiała z nim jak z kolegą. W końcu wepchnęła mu w ramiona dziecko. Nie miała żadnych wyrzutów sumienia wyrzekając się go. Przecież tak właśnie postępują okropne matki...

Rozgoryczenie malucha słabło, ale zdziwienie wymalowane na twarzy Enrico dalej pozostawało takie same. Pierwszy raz miał okazję trzymać w taki sposób dziecko. Chciał by Dio również to zrobił i zajął się nieszczęśliwie porzuconym potomkiem. Problem był jeden... Nie miał pojęcia gdzie Brando przebywa. Gdzie się podziewał przez te ponad pół roku...

* * *

Szmaragdowe oczka brzdąca w ciemności nie widziały zupełnie nic, jednak postać skąpana w całkowitej czerni widziała Haruno doskonale. Trzymając w ramionach, skanowała wzrokiem budowę chłopczyka. Kruche rączki, kruche ciało, ogólnie delikatne, żałosne, ludzkie stworzenie, któremu łatwo wyrządzić krzywdę. Dio aż nie chciał tego tykać . 

— Co ja mam z tym zrobić, Pucci? — Zapytał z brakiem pojęcia. Głupia  pustka przepełniała go teraz od środka. Bynajmniej pustka...

— Przygarnąć, wychować.  To co powinien zrobić każdy ojciec po tym jak matka dziecka je porzuca. Został zupełnie sam. Poza tobą nie ma nikogo. —
Pucci szczerze współczuł malcowi.
Nie dosyć, że rodzicielka rozpustnica i egoistka to jeszcze ojciec bez uczuć.
Zaczął nawet zastanawiać się czy małemu Haruno nie lepiej byłoby w domu dziecka. Ale o tym czy tam trafi to już nie kapłan zadecyduje, tylko Brando.

Nie mógł zarzucić matce swojego syna kłamstwa. To faktycznie jego dziecko. Nieplanowane, nieoczekiwane i w chwili obecnej nie kochane, mające tą samą gwiazdę na ramieniu i podobny zapach.

— Czy ja wiem? Ma jeszcze ciebie. Zdaje się, że go polubiłeś. Żywisz do niego więcej uczuć niż ja. —
Małe rączki ciemnowłosego chłopca sięgały w górę. Chciał dotknąć włosów Dio co już wcześniej udało mu się zrobić.
— Nie nadaje się na ojca. Nie wiem jak nim być... —

— A ja nie mogę cię zmusić żebyś nim był. Potrzebujesz trochę czasu by to przemyśleć, ale zrozum że nie mogę dłużej trzymać u siebie Haruno. Dam ci dwa dni. Zaopiekuję się nim przez ten czas, a ty spróbujesz się przekonać czy chcesz uciec od własnego dziecka czy może spróbować stworzyć mu jak najlepszy dom. —

Ciemnoskóry mężczyzna odłożył świeczkę na stolik i zrobił krok do przyjaciela wyciągając w jego stronę ręce aby przejąć dzieciątko.

Skołowany wampir nie odczytał najpierw zamiarów Pucciego, ale ostatecznie przekazał mu Haruno. W taki sposób w ciągu chwili, z jego ramion zniknęło źródło dziwnie przyjemnego ciepła.

Chyba nigdy nie czuł się bardziej niezdecydowany niż w tej chwili. W
Zazwyczaj wszystko przychodziło mu jakby automatycznie. Szybko myślał i szybko działał. Nie zastanawiał się długo i szedł po trupach do celu, a teraz?
To zupełnie inna sprawa.
Albo wykaże się tchórzostwem i ucieknie od odpowiedzialności, albo spróbuję dać synowi namiastkę domu. W tym ciepła, uczuć i miłości, której on nigdy od biologicznego ojca nie dostał.

Mimo wszystko w Dio coś drgnęło. Skorupa osłabiona po porażce z Joestarami zaczynała pękać...

*  *  *

Dostał dwa dni na wybór. Zjawił się z powrotem po dwudziestu czterech godzinach. Doba pełna przemyśleń zaowocowała. W taki sposób Brando wybrał swoją ścieżkę przyszłości. W sumie nie tylko swoją. Małego Haruno również.
Jeżeli nie zrobiłby tego, byłby większym skurwielem od Dario Brando....

— Cieszę się. Wiedziałem, że zrobisz to co powinieneś. To twój syn. Druga najcudowniejsza istota na tym świecie. Grzechem byłoby go oddać zwykłemu człowiekowi. —

— W pewnym sensie go oddam. Muszę tylko znaleźć odpowiednią osobę na matkę. Nie mam ani doświadczenia ani pojęcia o dzieciach. Sam nie dam rady go wychować. — Odparł patrząc na śpiącego w wielkim łóżku, chłopca. Zatopionego w bialutkiej pościeli.

C. D. N....
----------------------------------
Uwaga uwaga pisać nie przestaje, ale mój stan psychiczny ostatnio mnie przytłacza. Powoli nie mam ochoty już na nic ale nie bede się poddawała. Rozdziały będą różnie wstawiane ale dalej będę to pisala. A teraz dzikeuej dobranoc nasteona czesc z karsem

"Pożądanie"| Kars × DIO / Jojo'sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz