269 39 25
                                    

【Rok 1940, 31 października】

Stojąc nad nagrobkiem zielonowłosego, piegowatego chłopaka, któremu nie udało się uciec spod gruzów w porę, łzy zebrały się w moich kącikach oczu, kiedy zdałem sobie sprawę z tego, jak kruche jest życie ludzkie oraz na jakie niebezpieczeństwo naraziłem się, pilotując ten skurwielski samolot.

Udałem się na to cholerne szkolenie, nie wiedząc na co się pisałem, jednocześnie porzucając wszystko o co się troszczyłem. 

Moi sąsiedzi, mój kot, mój honor... Mój Bakugou. To wszystko teraz prawdopodobnie nie istnieje, już na tym świecie. 

Przetarłem dłonią oczy, czując jak zbiera się tam coś, czego tak bardzo nie chcę wypuścić. 

Ciekawe czy on nadal... Czy on nadal tam jest...? Czeka na mnie? A może znalazł sobie kogoś innego? Czy on w ogóle o mnie ciągle pamięta?...

Oderwałem zamazany wzrok od grobu Midoriyi i odwróciłem się na pięcie. Nie zamierzam być tu ani chwili dłużej...

【Rok 1940, 1 listopada】

Wręcz wypadając z pociągu, o mało jeszcze nie potknąłem się o własne nogi. Szybko ciągnąc za sobą bagaż oddaliłem się od stacji kolejowej i pognałem w kierunku tak dobrze mi znanym i odwiedzanym przeze mnie, zbyt wiele razy w ciągu jednego dnia.

Niedługo potem, zalewany różnymi emocjami i nieprzyjemnymi odczuciami, już widziałem na horyzoncie mały, drewniany domek, pomalowany na biało, kiedy biegłem żwirową dróżką, prowadzącą właśnie do tego miejsca.

Po prawej stronie znajdowało się nieduże jezioro, które teraz już nie wyglądało tak samo, kiedy on znajdował się tuż obok mnie.

Podszedłem do lekko spróchniałych drzwi od śnieżnobiałego domu. Gdy tylko chciałem zapukać, nabuzowany mieszanymi emocjami, ręka zawisnęła mi w powietrzu, centymetry od powierzchni drzwi. Zorientowałem się, że wejście do domu blondyna, jest lekko uchylone, a wiatr spokojnie wdziera się do wnętrza domu.

Spanikowany postąpiłem krok w tył.  Shouto uspokój się! Może poszedł gdzieś na łąkę i zapomniał zamknąć drzwi?... Tak... To musi być to! Po co miałby zamykać drzwi do domu, kiedy w wiosce jest ledwie co kilkunastu mieszkańców i wszyscy znają się nawzajem, prawda?...

Jednak po chwili uchyliłem nieznacznie drzwi, aby zobaczyć wnętrze mieszkania. Nienaturalny chłód  owiał mnie, a zapach rozkładającego się jedzenia zadrażnił mój nos. Zakryłem usta ręką, powstrzymując odruch wymiotny.

Szybko odwróciłem się i pognałem w stronę jedynego miejsca, w którym prawdopodobnie przebywał w tym momencie szkarłatnooki. Widząc duże drzewo w oddali, a razem za nim łąkę, uspokoiłem swoje myśli i pognałem z zawrotną prędkością w tamto miejsce. Jeżeli tam go nie będzie...

Jak ja mogłem być taki samolubny!?

Jak mogłem go tu zostawić, nie wyjaśniając mu niczego!?

Jak mogłem...?

Przecież go kocham, cholera jasna!

Łzy niekontrolowanie lały się strumieniami po moich policzkach. Już dawno za sobą zgubiłem bagaż, tym samym jeszcze bardziej przyspieszając bieg.

Zatrzymałem się. Był tam.

Jednak...

Upadłem na kolana, powstrzymując się od krzyku, jaki chciał się wydostać z mojego gardła. Wzrok błądził niekontrolowanie, a morze łez podniosło się znacząco. Wiatr się nasilił, a deszczowe chmury odnalazły swoje miejsce na niebie.

Blondyn powieszony na drzewie, bujając się powoli w rytm mojego nad wyraz szybkiego bicia serca, targany wiatrem i niespokojną melodią mojej duszy, wypalił ogromną dziurę w moim sercu, jak i umyśle.

Powiesił się.

Jesteś skończonym kretynem, Todoroki!

≽Deep Down≼ // Todobaku //Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz