Rozdział 2. Lot.

330 17 0
                                    

Po długiej i spokojnej nocy przebytej w domu El Matadora przeciągnąłem się kolejny raz. Była 6:30. Miałem z El Matadora czas do 9:00 by zdążyć się spakować i dojść na lotnisko by polecieć do Hiszpanii na mecz z Barką. Kiedy tylko zjadłem z El Matadorem śniadanie spakowałem do auta rzeczy kolegi z drużyny. Następnie pojechaliśmy do mnie. Zostawiłem Matadora w aucie. Spakowałem dwie torby z rzeczami. Po powrocie do pojazdu schowałem do bagażnika torby z moimi rzeczami. Pojechaliśmy na lotnisko. Pomogłem wysiąść przyjacielowi. Zabrałem swoje rzeczy. Weszliśmy do samolotu który po chwili ruszył. Cały lot do Hiszpanii rozmawialiśmy o taktykach. Jednak El Matador był wściekły, że będzie musiał siedzieć na ławce. Gdy dolecieliśmy do Hiszpanii wysiedliśmy z samolotu. Zaczęliśmy iść.

-Uwaga!- Usłyszałem krzyk jakiejś dziewczyny. W ostatniej chwili złapałem piłkę kiedy ta miała uderzyć El Matadora. Podbiegła do nas dziewczyna. Miała czarne włosy i wzrostem była jak El Matadorowi.- O no proszę, proszę. Kto się tutaj zjawił co?- Zapytała się dziewczyna patrząc na El Matadora.

-Emm... M-Może lepiej o tym nie gadajmy tu co?- Zapytał się El Matador. Jednak byłem tak blisko, że to usłyszałem.

-Brat nie powiedziałeś o mnie kumplom?- Zapytała się dziewczyna krzyżując na klatce piersiowej ręce.

-Brat?- Zapytałem się w tym samym momencie co moi koledzy z drużyny i Trener. Usłyszałem głośne westchnięcie El Matadora.

-Tak. To moja siostra. Ma na imię Carmen.- Powiedział z zawahaniem El Matador.

-No i super. A teraz chodź. Rodzice się ucieszą na twój widok.- Odparła ta cała Carmen. Nie mając wyboru poszliśmy z tą dziewczyną do rodzinnego domu Matadora. Był duży. Nawet większy od domu Matadora.

Na boisku i poza nim.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz