Rozdział X

70 4 2
                                    

   Tego samego dnia, Nick i Judy wyjeżdżali ze Starej Sahary, a dokładniej z Sandy Ridge do komisariatu radiowozem policyjnym. Samochodem prowadziła króliczka, która nie była zbytnio wyspana po wczorajszym wydarzeniu z bobrem w roli głównej. Z kolei, lis przez cały czas patrzył się w lusterko, by mieć idealny podgląd na szopa, którego łapy zostały skute kajdankami.

    Gdy przejeżdżali przez Cactus Grove, szop zaczął się wiercić w nadziei, że się wydostanie. Ulica, przez którą przejeżdżali policjanci, słynęła z tytułowych kaktusów rosnących przy tej drodze.

   — Co mnie później czeka? — spytał niepewnie szop.

   — Czeka cię później przesłuchanie, panie Peter. — odpowiedział Wilde. — Po tej czynności, odbędziesz areszt do dnia, w którym odbędzie się sąd w twojej sprawie.

   — A potem? — zadał kolejne pytanie.

    — Nie wiem. To od sędziego będzie zależeć, jaka kara cię spotka. — odparł.

   — Cholera... — powiedział do siebie.

    — Panie Peter, popełniłeś straszny czyn, gwałcąc tamtą kobietę. Dobrze wiesz, że najprawdopodobniej możesz przez to trafisz do więzienia przynajmniej na całe dwa lata. — wytłumaczył, natomiast szop nie odezwał się ani słowem.

    Gdy dojechali do posterunku policji, funkcjonariusze wyszli z pojazdu, a następnie podeszli do drzwi, za którymi siedział gwałciciel. Głowę miał skierowaną w dół. Judy miała wrażenie, że posmutniał z powodu tego, co zrobił i zrozumiał swój największy błąd w swoim życiu. Lecz nie dała się omamić swoim zbędnym myślom. Tego, co niedawno zrobił, nie dało się cofnąć. Szop jedynie mógł tylko wierzyć w jakiś cud. Hopps otworzyła drzwi, natomiast Wilde złapał za nadgarstki Petera i wyciągnął go z radiowozu i poszedł z nim w stronę głównego wejścia do komisariatu.

    W momencie, w którym przekroczyli szklane drzwi, króliczka i lis, który dalej trzymał szopa, podeszli do dwóch policjantów, którzy szli w ich stronę.

   — Grizzoli, Szponer, Kojoto, zajmijcie się tą wywłoką, dobrze? — odezwała się Judy z pełną powagą.

   — Już się robi, Hopps. — odpowiedział niedźwiedź, a następnie przejął od Nicka skutego w kajdanki szopa.

   Nick i Judy poszli w stronę pobliskiego automatu z kawą. Lis oparł się o nią, a króliczka stała obok swojego partnera. Miała głowę skierowaną w dół, okropnie się ostatnio czuła. Miała wrażenie, że nie jest doskonałym gliną. Myślała, że ich ostatnie śledztwo wychodzi fatalnie, nie zebrała z lisem praktycznie żadnych jakichkolwiek poszlak, poza krwią na wannie pierwszej ofiary.

    — Co się stało, Hopsiu? Czemu się smucisz? — spytał się Wilde. Nie miał zielonego pojęcia, co gnębi króliczkę, lecz chciał jej w jakiś sposób pomóc.

   — Wiesz, Nick, nasze ostanie śledztwo nie zrobiło żadnego kroku do przodu, nie mamy żadnych wskazówek, kompletnie nic. — odpowiedziała ze szczerością, potrzebowała kogoś, kto jej poprawi humor.

    — Głowa do góry, Karotka. To, że nie mamy żadnych poszlak, to nie znaczy, że nic nie możemy zrobić. Może powinniśmy nad tym pomyśleć, znaleźć jakieś pomysły, jakieś przypuszczenia, czy coś w ten deseń. Pamiętasz naszą pierwszą sprawę ze skowyjcami? Miałaś tylko dwa dni na znalezienie tamtej wydry, a w teczce miałaś tylko głupią fotkę z monitoringu miejskiego.

    — Masz rację, nie mogę się przecież tak łatwo poddać.

    — Otóż to. — pokazał kciuka w stronę policjantki. — No to teraz mam do ciebie pytanie. Masz jakiś pomysł odnośnie tej sprawy?

     — Daj mi chwilkę pomyśleć... Przeczuwam, że porywacz nie działa sam. Sądzę, że najprawdopodobnie może to być jakaś mafia, która pewnie handluje organami ofiar. Tylko jednego nie wiem. — odpowiedziała.

   — Czego nie wiesz? — spytał.

    — Czemu do tej pory nie znaleźliśmy ciała pierwszej ofiary. — bardziej stwierdziła, niż spytała.

    — Chyba się pogubiłaś, Karotko. Przecież ciała nie wyrzuca się od tak na uboczu. Prawdopodobnie wrzucili niepotrzebne już ciało do pieca i spalili je.

    — Nick! Judy! — doszedł do nich otyły gepard, który najwyraźniej był nieco zmęczony. Oparł swoje łapy o kolana oraz zaczął szybko oddychać. — Komendant Bogo was wzywa. — podniósł prawą łapę do góry i pokazał palec wskazujący na znak, żeby poczekali chwilkę. — Jest trochę zdenerwowany. — powiedział z trudem.

   — Ok, Pazurian, już do niego idziemy. — odpowiedziała króliczka, a potem wraz z lisem udali się do biura szefa.

    Gdy doszli, bez zastanowienia zapukali do drzwi w oczekiwaniu na odpowiedź komendanta.

   — Proszę wejść! — usłyszeli dość głośny głos z drugiej strony.

   W momencie, w którym weszli do biura, zobaczyli bawoła, który miał złożone łapy i patrzył się w stronę funkcjonariuszy. Wilde i Hopps usiedli na jednym krześle, nie odrywając wzroku od szefa. Judy była w stu procentach pewna, że czekają ich kłopoty. Lecz nie miała bladego pojęcia, co dokładnie ich czeka.

    — Wilde, Hopps, wytłumaczcie mi, czemu nic nie zrobiliście ze sprawą dotyczącą dwóch pierwszych ofiar porwania. — natychmiast zadał im pierwsze pytanie.

    — Szefie, przecież wcześniej kazałeś nam poczekać na rozwój wydarzeń. — odpowiedziała.

     — No i w nocy mieliście ten cały rozwój wydarzeń w postaci kolejnej, lecz żywej ofiary.

     — Nie wyciągnęliśmy żadnych ważnych informacji. Tablica rejestracyjna, którą nam podała ofiara, jest pewnie sfałszowana. — odpowiedział Nick. — Natomiast według jej informacji, sprawca był cały zamaskowany na czarno, więc nawet nie mamy pewności, czy był to drapieżnik.

    — Ale mamy przypuszczenie, że najprawdopodobniej może to być mafia handlująca... — zaczęła Judy.

     — Dosyć! — uderzył pięścią w blat biurka. — Nie chcę więcej słyszeć waszych bzdur! Powinniście zastanowić nad swoimi przemyśleniami, odbywając resztę tego dnia na... parkometrach!

======
Wow, nie spodziewałem się tego, że w tak krótkim czasie wrzucę kolejny rozdział z „ZTP:DM! Hej, tu Mati_Legend i widzimy się w kolejnej części tego opowiadania. Rozdział jest również krótki, co poprzedni. Doskonale zdaję sobie z tego sprawę.

Zootopia: Dark Moments✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz