Wieczorem spotkaliśmy się wszyscy wczwórkę na kolacji. Gawędziliśmy o całej naszej wyprawie- czegosię nauczyliśmy, jak to zazwyczaj wygląda itp. Śmialiśmy się iżartowaliśmy, a wszystko w akompaniamencie kilku kieliszków wina.
Kiedy dochodziła 21:00, a kelnergrzecznie zaznaczył, że restauracja powoli się zamyka, kupiliśmyjeszcze trzy butelki wina i przenieśliśmy się do pokoju Charlesa,aby tam dokończyć świętowanie powodzenia naszej kampaniireklamowej.
Wszyscy rozsiedliśmy się wygodnie nakanapie. Po jakiś dwóch Mattia poinformował,że jest już zmęczony i lepiej będzie jak już pójdzie siępołożyć. Zawtórował mu Carlos, który podążył za nim.Zostałam sama z Charlesem. Dolał nam wina do kieliszków, po czymzaczął:
- Twoje zdrowie, Jess! Wszystkiegonajlepszego...- wzniósł toast, a kiedy wypiliśmy i zapadła cisza,dodał- Pierwszy raz nie opieprzyłaś mnie za „Jess"...
- I tak nic do Ciebie nie dociera...Więc odpuszczam...
- Nie odpuszczaj, tylko opowiedz mi,dlaczego tak tego nie lubisz?
Zawahałam się, ale finalnie wzięłamgłęboki oddech i zaczęłam:
- Ben, mój poprzedni facet tak na mniemówił.. To śmieszne, bo tylko on zwracał się do mnie w tensposób... Byliśmy ze sobą dwa lata, ale okazało się, że przezcały ten czas prowadził podwójne życie- miał żonę i dziecko, aja głupia niczego się nie domyśliłam...- z nerwów wypiłamkieliszek wina do końca- Tłumaczył, że jeździ opiekować sięchorą matką do sąsiedniego miasta... A tak naprawdę wracał doswojej rodziny.. Zrobiłam sobie nadzieję, zaangażowałam się,planowałam wspólną przyszłość, a on.. Miał mnie tylko zagłupiutką kochankę...
- Powiedział Ci, czy sama się o tymdowiedziałaś?- zapytał smutnym głosem.
- Coś Ty... Zadzwoniłam do jego mamy,kiedy powiedział, że jej stan się pogorszył i będzie musiał uniej zostać dłużej. Chciałam ją podnieść na duchu, pogadać...I okazało się, że ona nie mówi do mnie „Jess", tylko„Samantha", jest całkowicie zdrowa, a co więcej, pyta o swojegownuka „Alana"... Zaczęłam grzebać w jego przeszłości iwszystko się wydało... Kiedy skonfrontowałam go z tym wszystkim cowiem, dalej szedł w zaparte... Zakończyłam ten związek, ale onnie odpuszczał, szukał mnie, wydzwaniał, nachodził... Zaczęłamsię go bać.. Dopiero kiedy zagroziłam, że zgłoszę to napolicję, przestał...
- Teraz rozumiem...- dolał nam wina.
- Ale w porządku, możesz tak do mniemówić, już się nie będę gniewać.. Czas przestać rozpamiętywaćtamtego pajaca...- po chwili zmieniłam temat- Długo jesteścierazem? Z Charlotte?
- Cztery lata.- powiedział krótko,tak, jakby nie chciał kontynuować, ale nie dawałam za wygraną.
- Jak się poznaliście?
- Charlotte była aktorką na jednym zplanów reklam. Zagadała do mnie, spotkaliśmy się, dobrze siędogadywaliśmy, więc postanowiliśmy spróbować..
- Fajnie.. Pasujecie do siebie..Wyglądacie razem jak z obrazka...
- Charlotte bardzo Cię polubiła..- zmieniłtemat.
- Ja ją też, jest bardzo miła isympatyczna..- wywód przerwał mi huk petardy na zewnątrz. Obojewyszliśmy na balkon. Ja przodem, a Charles za mną.
Oparłam się o barierkę izaniemówiłam. Przed hotelem stał samochód dostawczy, na którymwyświetlono ledowy napis „Happy Birthday", a tuż obok wynajętaekipa urządziła krótki pokaz fajerwerków.
- Już północ. Wszystkiegonajlepszego, Jess..- powiedział Charles, wręczając mi kieliszekwina.
- To Twoja sprawka?- zapytałam.
- Miał być bukiet róż, alewzbudzałoby to niepotrzebne pytania naszych kompanów podróży..-uśmiechnął się.
Staliśmy tak przez dwie minuty,podziwiając spektakl fajerwerków na niebie. Kiedy tylkoprzedstawienie dobiegło końca, a cała ekipa zbierała się doodjazdu, postanowiłam zacząć:
- Wszystko zaplanowałeś...-stwierdziłam, nie dowierzając.
- Yhym...- przytaknął śmiejąc się.
- Każdej koleżance z pracy organizujesz takispektakl?- zapytałam zadziornie.
- Nie każdej.- powiedział patrzącprzed siebie, po czym odstawił nasze kieliszki i oparł sięłokciami o barierkę tak jak ja.
- Dziękuję..- lekko sięzawstydziłam, czując jak blisko jesteśmy od siebie.
- Jess.. Pamiętasz tamten wieczór..Po kawalerskim...
- Yhym...- potwierdziłam ciężko.
- Chciałem Ci wtedy jeszcze cośpowiedzieć, ale nie pozwoliłaś mi dokończyć...
Kiwnęłam głową, dając mu zieloneświatło na to, aby kontynuował.
- Chciałem Ci wtedy powiedzieć...-wziął głęboki oddech- Żebyś nie brała tego do siebie, bo...Bo... Heh.. Sama widzisz.. Nie potrafię przy Tobie zebrać myśli...-zaśmiał się do siebie.
- Powiedz wprost...- spojrzałam naniego.
- Wiem, że nie powinienem tego mówić,ale...- odwzajemnił spojrzenie- Cholernie chciałem wtedy z Tobąpójść.. Chciałem, ale stchórzyłem..
- Nie, Charles. Nie stchórzyłeś.Wykazałeś się odpowiedzialnością. Nie każdy na Twoim miejscumiałby odwagę powiedzieć 'nie'.. Na początku nawet trochę mizaimponowałeś, wiesz, jeśli czegoś nie możesz mieć, to bardziejtego chcesz.. – uśmiechnęłam się lekko- Ale potem dotarło domnie, że masz kobietę i że w ogóle... Co ja sobie myślałam? Żeja, taka zwykła, wzbudzę Twoje zainteresowanie? Przecież możeszprzebierać w dziewczynach sto razy ładniejszych, zgrabniejszych...
- Jess..- przerwał mi.- Jeśli zarazsię nie odsuniesz, to Cię pocałuję.- nie zdążyłam zrobićnawet minimalnego ruchu, a już czułam ciepły dotyk jego ust naswoich. Delikatne muśnięcia przerodziły się w coraz to głębszewzajemne błądzenie językiem po podniebieniach. Charles położyłrękę na mojej talii i powoli przysunął mnie do siebie. Czułam,że odpływam. Byłam w ramionach faceta, za którym tak bardzoszalałam.
- Nie interesują mnie inne. Ty mnieinteresujesz.. Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak bardzociężko jest mi powstrzymać wszystko to co jest we mnie w środku,kiedy widuję Cię codziennie na torze i nawet nie mogę Ciędotknąć.. Uwielbiam każdy gest, jaki wykonujesz... Doprowadzaszmnie do szaleństwa, kiedy zawstydzona zaczesujesz włosy za ucho..Kiedy zdenerwowana delikatnie przygryzasz wargę... Kiedy udajesz, żenie masz tak samo...- wyszeptał, kiedy jakimś cudem się od siebieoderwaliśmy.
Po chwili znów utonęliśmy wewzajemnym pocałunku. Charles błądził rękoma po mojej talii, mocnoprzyciągając mnie do siebie. Atmosfera zaczęła robić się corazbardziej gorąca. Mężczyzna chwycił mnie za tyłek i podniósłtak, że oplotłam nogi wokół jego bioder i przenieśliśmy się dośrodka. Oboje wiedzieliśmy do czego za chwilę dojdzie.Wiedzieliśmy i... Daliśmy sobie na to przyzwolenie... Charles zacząłbłądzić ręką pod moją koszulką. I właśnie w tym momenciezaczął dzwonić jego telefon. Zestaw głośnomówiący donośniepoinformował trzy razy: DZWONI CHARLOTTE.
Charles niechętnie przestał mniecałować.
- Zaczekaj chwilę..- szepnął, poczym wziął telefon i zamykając za sobą drzwi balkonowe, odebrał.
Usiadłam na kanapie i rozmyślałamnad tym, co tu się przed chwilą wydarzyło. Wszystko potoczyło siętak szybko... Całowałam się z zajętym facetem, w dodatku moim kolegą z pracy, który teraz zostawił mnie tu samą, bo musiał odebraćtelefon od swojej kobiety. Brzmi znajomo.. Już raz zaangażowałamsię w relację, gdzie nie byłam tą jedyną... Nie zniosę tychrozczarowań, bólu i zawodu raz jeszcze...
Powoli wstałam z kanapy. Charles pokazałgestem przez szybę drzwi balkonowych, że zaraz kończy. Janatomiast wysłałam mu pożegnalne spojrzenie, obróciłam się iwyszłam.