Dzienny chaos był w pewnym stopniu lepszy od niewygodnego zastania, jakie mogłoby mieć miejsce, gdyby tylko Erina nie dbała o utrzymanie swoich podopiecznych stale na nogach. Miała w tym pomoc, zwłaszcza po otrzymaniu nagłego telefonu, że zapowiedziana wizyta Lisy Lisy przypadnie dwanaście godzin wcześniej.
Pozostawiona na pastwę losu trójka zerkała po sobie, Suzie i Cezar ciekawi co przekazała Erina, Joseph z nadzieją, że to oni mu podpowiedzą. Zegar niebezpiecznie tykał, natomiast oni zupełnie nie wiedzieli jak przeplanować swój dzień.
W poszukiwaniu kluczyków od samochodu Roberta, zupełnie gotowy Joseph rozglądał się tak, jakby sam nie wiedział czym się zająć. Cezar natomiast nie zmienił nawet swojego miejsca przy stole tuż przed samym śniadaniem, gdy Suzie równie niepewna jak inaczej zacząć dzień zaczęła parzyć kawę.
— Jak długo zajmie wam śniadanie? — pospieszył ich Joseph, na co Cezar zgromił go wzrokiem znad stołu.
— Jedzenie w pośpiechu nikomu nie robi dobrze, nie wiesz tego? — odfuknął, bardziej aby się odegrać niż faktycznie poświęcić aż tak wiele czasu na posiłek.
— Daj nam jeszcze pół godziny, przecież mistrzyni zrozumie, prawda? — poprosiła delikatnie Suzie. Narzuciła na siebie szlafrok, ale nie miała jeszcze nałożonego pudru, a blond włosy opadały jej w puklach na ramiona, nieułożone.
Biorąc od Suzie filiżankę kawy i dosypując cukru, Cezar poświęcił chwilę na dokończenie śniadania. Zajęta Suzie dosiadła się nieco później, gdy Joseph już skrzyżował ramiona w zniecierpliwieniu. Dopijając kawę, Cezar wstał aby zapleść Suzie włosy i pozwolić jej zjeść w swoim niemal rytualnym czasie.
— My, Włosi, zawsze traktujemy posiłek z wyższością — ofuknął go arogancko Cezar. — Zaczekaj aż signorina skończy, dobrze?
Joseph powstrzymał się od komentarzy dlatego, że ubawione, ale zupełnie zadowolone spojrzenie Suzie było czymś, czego nie mógłby zniszczyć.
W oczekiwaniu wziął swoją kurtkę, ostentacyjnie spoglądając na plamę ze smaru, którą musiał zdobyć gdzieś w pracy, nawet jeśli tak dbał, aby ubrudzić tylko ubrania robocze. Przetarł ją dłonią, niezrażony tym, że wcale nie zeszła.
Poprzedniego dnia położyli się później niż zazwyczaj i to odbiło się na następnym poranku. Joseph wpadł już w rutynę odkąd znalazł praktykę, więc choć pracował tylko cztery dni w tygodniu, każdy z nich wyglądał dla niego podobnie. Suzie natomiast sama z siebie zaakceptowała tą niezmienność i dostosowała się chętnie, wstając wcześniej. Swoje opóźnienie sobotniego poranka musiała zatem zrzucić na Cezara.
Same obowiązki nie wpłynęły na nich ani nawet nie wybiły z dobowego rytmu. Zadowolony z siebie Joseph dumnie prowadził po nowojorskich ulicach, prawie zapominając o tym, że na tylnej kanapie ma towarzystwo. W czasie kiedy zostawili Cezara na rehabilitacji, jednym uchem słuchał listy obowiązków Suzie. Erina poleciła im przed wyjazdem dopilnować jeszcze kilku spraw, które jakoś Josephowi umknęły.
Czas zaczął płynąć ponownie dopiero gdy na nowo wrócili do domu, trochę ciasnego nawet wtedy, gdy ledwo zostawiwszy walizki w sypialni Suzie, Lisa Lisa znów gdzieś zniknęła - pod pretekstem przysługi dla przyjaciela. Suzie, Joseph i Cezar w odpowiedzi wymienili we trójkę zaskoczone spojrzenia spod brwi.
— Jak maestra zdołała tak szybko odnaleźć się w nowym miejscu? — wyraził swoje zaskoczenie Cezar.
- Nie mam pojęcia, ale radzi sobie o wiele lepiej niż my - sarknął Joseph, szczególny nacisk kładąc na ostatnie słowo. Oparł się barkiem o futrynę i skrzyżował ramiona na piersi. - Jest stara, a zachowuje się jak nastolatka. Dlaczego my nie możemy znaleźć sobie miejsca?
CZYTASZ
𝙏𝙧𝙞-𝘼𝙣𝙜𝙡𝙚 °•° JJBA CaeJoseQ
FanfictionTrudy młodzieńczej miłości, napiętnowanej bólem śmierci i pożegnań wcale nie ułatwia fakt, że zamiast dwóch dopełniających się połówek części jest trzy. W czasach wojny, walk z wampirami i samym sobą pojawia się presja życia w samotności - we troje...