Cezar odłożył koszyczek ze świeżo zerwaną bazylią. Ciepło uderzyło go. Suzie słodko uśmiechała się znad blatu. Misternie upleciony kok ozdobiony był kwiatami, a sukienkę miała z kolorowym wzorem, przez co w tej codziennej scenerii wydawała się jak rajski ptak w klatce. Zdecydował się ją wyręczyć.
- Usiądź, Suzie - poprosił. Uśmiechnęła się do niego tak, że niemal zmiękły mu kolana. Drobna, młodsza kobieta miała w sobie taką siłę, że jednym słowem mogłaby zmusić go do wszystkiego, jeśli bez żadnych słów już miał do niej taką słabość.
Wyjaśnił, że powinna zrobić sobie dzień wolny. Zaparzył kawę aż jej zapach wypełnił całą kuchnię i salon. Zakasał rękawy by przejąć książkę kucharską. Rozłożył na blacie składniki, opruszył dłonie mąką i słuchał Suzie, która wyciągnęła tomik poezji. Jej melodyjny ton niósł się echem wraz z każdym włoskim wersem. Wyraźnie artykuowała słowa i nadawała im tempa, a zasłuchany Cezar sam nie wiedział, czy to barwne słuchowisko, czy już przeniósł się do świata przedstawionego... na pole walki. Jako dumny, legendarny wojownik.
- ...Gdy zgasną źrenic blaski w noc wiosenną, cudną...
Albo w jeszcze zimowe przedwiośnie u podnóży Alp.
- Nie żałuj mej młodości - śmierć przyjmij z pogodą... Ukochani przez bogów umierają młodo!*
- Ukochani przez bogów - powtórzył Cezar zamyślony, półgłosem, a Suzie nie usłyszała jego przemyśleń. - Dlategoś mnie opuścił, prawda?
Poszukał dłonią krzyża na piersi, dopóki nie przypomniał sobie, że zostawił go w sypialni... i może tak lepiej. Nie chciał dłużej żyć w cieniu strachu, że robi coś źle, choć swoim ukochanym gotów był poświęcić wszystko. Dla Josepha, nawet życie - i to już się wydarzyło.
- Cezar? - dopytała, widząc, że wbił wzrok przed siebie. Podeszła do niego i delikatnie dotknęła dłonią w ramię. Kiedy nie zareagował, wsunęła się między niego i blat. Obrzucił ją nieobecnym spojrzeniem, a gdy wrócił myślami, jego oczy przypominały wzburzone jezioro.
Suzie odsunęła wszystko na bok i usiadła na blacie. Spoglądała na Cezara z góry, dodając mu jeszcze zakłopotania, choć wystarczająco chciał się schować albo uciec. Przyciągnęła go do siebie i chociaż nie protestował, stał sztywno i zapierał się przed jej czułością.
- Co robisz? - zapytał w końcu ze zmarszczeniem brwi. Suzie oparła podbródek o jego pochyloną teraz głowę. Uciszyła go przeciągłym, stanowczym świstem.
- Odpręż się. Przecież widzę, że tego potrzebujesz. Jestem tutaj.
Zamiast komfortu Cezar czuł dziwny niepokój i ucisk w klatce piersiowej. Nie potrafił czerpać przyjemności z tej bliskości. Miał wrażenie, że robi coś nie w porządku, tak jakby obcy człowiek stał w ich oknie z aparatem.
Walczył sam ze sobą aby się nie poddać i po prostu nie przytulić Suzie do siebie. Wszystkie sprzeczne myśli z ostatnich miesięcy właśnie po kolei uderzały go w tył głowy, biczowały w zemście za swoje grzeszne pragnienia. Cząstka jego, jakby prawa część ciała, wiedziała skrycie, że to zwyczajna, ludzka potrzeba, tak jest zbudowany, taka jego natura; że kocha ludzi wokół siebie. Lewa strona natomiast płonęła bólem od krzyża, przypominała o ojczyźnie, którą zostawił, wartościach, które porzucił i skorupie, jaką się stawał.
Chciał aby ktoś mu doradził co robić.
Suzie widziała tą wewnętrzną walkę jakby odbywała się na jej oczach. Cofnęła się na tyle aby spojrzeć Cezarowi w twarz i położyła mu dłoń na policzku. Oddałaby wszystko aby ponieść za niego ten krzyż.
CZYTASZ
𝙏𝙧𝙞-𝘼𝙣𝙜𝙡𝙚 °•° JJBA CaeJoseQ
FanfictionTrudy młodzieńczej miłości, napiętnowanej bólem śmierci i pożegnań wcale nie ułatwia fakt, że zamiast dwóch dopełniających się połówek części jest trzy. W czasach wojny, walk z wampirami i samym sobą pojawia się presja życia w samotności - we troje...