Wojna nieuchronnie zmierzała ku końcowi.
Wykrwawione narody dogorywały na polu bitwy, fundusze się kończyły, aż wydawało się, że niektórym znudziło się już to zabijanie i bombardowanie. Suzie raz doświadczyła ataku w kinie - prawdopodobnie kogos, kto miał w Europie rodzinę i czuł przez to żal - asekurowana przez Josepha i Cezara, których wyćwiczone przez hamon płuca łatwiej znosiły dym i gaz. Od tego czasu coraz rzadziej wychodziła z domu, a jeśli już, zawsze w czyimś towarzystwie. Teraz wydawało się natomiast, że wszystko musi wrócić do dawnej normalności, był to nieuchronny następny krok.
W Ameryce żyło się wtedy niemal bezproblemowo. Cezar starał się monitorować sytuację we Włoszech, ale trudno było zdobyć prawdziwe, niezakłamane informacje. Już obiecał sobie, że gdy tylko wszystko będzie jak dawniej, jak Odyseusz powróci do kraju, choćby tylko po to aby odetchnąć włoskim powietrzem i jeszcze raz przejść się po ulicach, które znał na pamięć.
Jedna rzecz uległa zmianie. Cezar skończył już edukację i Robert zaproponował mu staż w rodzinnej firmie aby zdobył doświadczenie. Joseph dostał to samo zaproszenie i chociaż wiedział, że zakład produkcji samolotów niedługo padnie, nie wiedział jeszcze, co chce robić później. Nieszczególnie pociągała go praca w fundacji Speedwagona, za to coraz częściej sprawdzał rynek krajowy i zmiany, które wprowadzi koniec wojny; inne, nowe życie.
A jednak pozostało między nimi coś, co było niewygodne jak nowe buty. Wracali od Roberta żartując i dogryzając sobie nawzajem, Cezar już nie tak ostro jak dawniej. Atmosfera na chwilę opadła, ale gdy zaczęła się znów gromadzić, Cezar wiedział, że kolej na jego krok. Wziął Josepha do parku i zapalił papierosa, przez minutę nie odzywając się, dopóki Joseph nie zwróci na niego uwagi. Nie bał się już, tak jakby nie miał wiele do stracenia.
- Jojo, czy można kochać dwie osoby na raz?
W charakterze Josepha leżało, że nawet oczywiste aluzje przepływały obok niego, nie wzruszając go, nawet jeśli wychwytywał zmiany w zachowaniu z prawdziwą czułością. Dla Cezara coś się zmieniło, tak jakby pozwolił sobie na zmianę myślenia. Nie uważał już aby musiał uciekać. Zaczynał wierzyć, że uniesie ten ciężar i że Joseph myśli tak samo.
- Jasne, że tak. Ja kocham ciebie, i kocham Suzie, i kocham babcię Erinę. Nawet wujka, chociaż jego trochę mniej...
Cezar zaciągnął się głęboko i wypuścił dym tak aby nie poleciał na Josepha.
- Nie o to mi chodzi. Myślisz, że można kochać dwie osoby w taki sposób, jak ty kochasz Suzie?
Joseph zmarszczył brwi z pewną trudnością, aż Cezar zaczął myśleć, że wcale nie rozumie dlatego, że taki jest. Wyglądał jakby celowo nie chciał myśleć o nim w ten sposób. Może nawet jakaś cząstka jego, ta oddana mu w całości, ta, która mogła za niego umierać, była tak samo romantyczna i delikatna jak dusza Cezara. Gdzieś w głębi serca Joseph mógł ukrywać w sobie taką czułość, jaką nie obdarzyłby nawet Suzie.
- Dlaczego pytasz? Ktoś ci się podoba i nie możesz się zdecydować?
- Po prostu się zastanawiam. - Z niewiadomego powodu Cezar wycofał się. - Pytam poważnie.
Ręka Josepha samoistnie spadła na udo Cezara, to nie było nic nowego w ich bliskości, a jednak Cezar wzdrygnął się jakby zrobił to pierwszy raz.
- Przepraszam, żartuję nawet wtedy, gdy mówię to, co myślę naprawdę. Chyba można - zdecydował niepewnie, zbierając myśli. Poważny Joseph nigdy nie wróżył nic dobrego. - Lisa Lisa kochała mojego ojca, a teraz wygląda na równie zakochaną. Nie każdy jest jak babcia i wujek, którzy nigdy w życiu nie postanowili niczego zmienić. Ale dlaczego pytasz? - Ponowił pytanie i zacisnął dłoń mocniej, a Cezar spiął się jak w oczekiwaniu na cios. Cofnął rękę i skrzyżował nogi. - Nie. Cezar, przepraszam. Nie mogę ci odpowiedzieć.
CZYTASZ
𝙏𝙧𝙞-𝘼𝙣𝙜𝙡𝙚 °•° JJBA CaeJoseQ
FanfictionTrudy młodzieńczej miłości, napiętnowanej bólem śmierci i pożegnań wcale nie ułatwia fakt, że zamiast dwóch dopełniających się połówek części jest trzy. W czasach wojny, walk z wampirami i samym sobą pojawia się presja życia w samotności - we troje...