przez parę następnych dni nic się nie działo- przynajmniej każdy tak myślał
mimo że sprawiałem wrażenie że wszystko było w porządku nie do końca tak było. Wszyscy byli w szoku oraz cały personel tak samo połowa oddziału która znała Jake'a chodziła w żałobie. Nie obyło się bez pogrzebu na którym było ponad 200 ludzi z ośrodka + rodzina chłopaka a wielki tłum wręcz przybijał mnie i miałem wrażenie że się uduszę.
po pogrzebie gdy już maiłem wracać z grupą ludzi do szpitala zaczepiała mnie dosyć młoda kobieta zaciągając mnie w ciemny róg za kaplicą.
-ty jesteś Nicolas?- zapytała ostro jednak łamiącym się głosem
-tak i proszę mnie puścić- odpowiedziałem
-Nicolasie, wiem że Jake sam się nie zabił jednak wiem o tym tylko ja oraz ty-
-hm?- mruknąłem
-znam swojego syna bardziej niż on sam siebie dlatego wiem że on by nie popełnił samobójstwa a jedyną osobą tam byłeś ty- oznajmiła kobieta i zaczęła wyciągać coś z torby
-to niczemu nie świadczy- zaprzeczałem
-myślisz że jestem aż tak głupia?- podała mi ładnie zapakowany "prezent"
w tym momencie nie wiedziałem co się dzieje
-no dalej otwórz- powiedziała wskazując na torebeczkę
nie chętnie otworzyłem podarunek a jego zawartość mnie zaskoczyła
⚠⚠⚠-Jake wspominał o tobie w naszych rozmowach telefonicznych, mówił że chciał by ci pomóc w osiągnieciu pewnego celu dlatego chcę spełnić jego marzenie którego nie mógł spełnić własnoręcznie bo go zabiłeś i- kobieta prawie wykrzyczała ostanie zdania ale nagle zatrzymała się gdy poczuła ostrze w swoim brzuchu
gdy kobieta mówiła otworzyłem pakunek w środku zobaczyłem kilka rzeczy takich jak na przykład pudełko tabletek, ciemną buteleczkę którą już gdzieś widziałem , żyletkę oraz... nóż którym zamachnąłem się w brzuch kobiety. Nie chciałem zabić kolejnego człowieka ale ta kobieta wiedziała za dużo. Widziałem że nadal jest przytomna ale ciemna plama na jej czarnej koszuli rozrastała się z sekundy na sekundę gdy matka Jake'a osuwała się po ścianie kaplicy.
uśmiechnąłem się lekko i uklęknąłem kilka metrów od mdlejącej kobiety i wyciągnąłem z prezentu list oraz przeczytałem go na głos
~~~~~~
drogi Sapnap'ie
z tej strony Maddelaine- matka Jake'a
przedmioty zawarte w tym prezencie bardzo ci się przydadzą
-w szczególności ten nóź- odezwałem się do Maddeline pokazując na owy przedmiot który leżał zaraz obok mnie
wykorzystaj te przedmioty w odpowiedni sposób i nie spierdol tego- tym razem
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
-dziękuje proszę pani za ułatwienie mi drogi do samobójstwa od zawsze tego chciałem- powiedziałem zgodnie z prawdą
-nie od zawsze tylko od momentu kiedy twoi najbliższy przyjaciele zmarli
mocno się zdenerwowałem nie wiedziałem skąd ona o tym wszystkim wiedziała lecz pod wpływem impulsu szybko zabrałem nóż i wbiłem kolejny raz ostrze w ciało Maddeline tym razem wyżej
-jakieś ostatnie słowa?- zapytałem tak że sam siebie się bałem
-zobacz tamten flakonik- ledwo powiedziała ponieważ przyciskałem jej scyzoryk do tętnicy w szyi
-powąchaj- powiedziała a ja odsunąłem się od niej i przekręcałem nakrętkę
-pachnie... cynamonem?-
-dokładnie a teraz przypomnij sobie czy ktoś czasem nie miał identycznej butelki
wtedy przypominałem sobie pierwszy dzień mojego pobytu w tym szpitalu
...chłopak przede mną przechylił butelkę która trzymał w ręce i odchylając głowę do tylu złapał do ust parę kropel jednak to nie było najgorsze co zobaczyłem...
-karl- powiedziałem cicho
-mhm- syknęła odpływając
-to arszenik- dodała i jej cało rozluźniło się i oddech ustał tak samo jak pozostałe funkcje życiowe
zostawiłem Maddeline i szybko uciekłem chowając otrzymane przedtem przedmioty pod koszulkę aby nie było ich widać
---------
gdy już byłem w moim pokoju schowałem butelkę z cieczą, żyletki, leki oraz nóż do podobnego szybu wentylacyjnego w którym Jake trzymał broń
-sap?- zapytał cicho karl przez co się przestraszyłem ale podbiegłem szybko do niego aby go przytulić jednak nie czułem ciała chłopaka przy sobie, gdy się odwróciłem brunet stał za mną
-sapnap co się stało- powiedział udając się w stronę stołu i usiadł przy nim
-zrobiłem cos okropnego- powiedziałem zgodnie z prawdą
-spokojnie może napij się herbaty, melisy czy coś- rzekł opierając łokcie na stole
-mhm- powiedziałem i wstałem aby robić sobie herbatę bo chłopak nie chciał więc zrobiłem tylko jedną
-to mów co się dzieje- brunet zaczął rozmowę gdy położyłem kubek obok mojego miejsca
-chwilę- odpowiedziałem podchodząc do mojej skrytki i wyciągnąłem z niej fiolkę
-sapnap nie- oznajmił stanowczo
-tak, poza tym skąd wiesz co to- dolałem jedną czwartą pojemności butelki do mojej herbaty, na moje pytanie Karl już nie odpowiedział tylko spuścił głowę i jeszcze raz poprosił żebym tego nie robił jednak nie posłuchałem
-to powiesz?-zapytał ciszej niż zwykle
-Karl ja-ja zabiłem matkę Jake'a- powiedziałem a moje dłonie zaczęły drżeć i dopiero teraz doszło do mnie że zabiłem nie winnego człowieka
-ciii sapnap- powiedział siadając mi na kolanach i dając mi całe swoje ciało do wtulenia się w nie
-zrobiłeś to co musiałeś a ona też nie była święta- od Chłopaka biło zimno a zarazem ciepło
~~~~~~~
-mvq
CZYTASZ
See You Again -karlnap-
Fanfictiontw: krew, cięcie się, szpital psychiatryczny, myśli samobójcze, próby samobójcze, leki, przekleństwa, zabójstwa, proszę nie powtarzać czynności przedstawionych w tej książce Nie chce robić z sapnapa jakiejś osoby chorej psychicznie po prostu nie po...