Rozdział 4: Wstawaj, szybko!

827 69 78
                                    

-Ciotka Amelie? - zapytał z niedowierzaniem

-Owszem. Ubiega się o spotkanie i nalega aby odbyło się ono jeszcze dzisiaj.

-Ale ja - zaczął niepewnie.

-Proszę się dobrze namyśleć. Zaczyna się zachowywać coraz normalniej, i kto wie, może takie spotkanie z rodziną po wielu latach dobrze jej zrobi. - tłumaczyła spokojnie recepcjonistka.

-Dobrze... przyjadę. Tylko proszę dać mi chwilę.

-Naturalnie. - odparła entuzjastycznie.

Połączenie zostało zakończone, a Adrien oparł głowę o zimną szybę.

Marinette...

Po krótkim odsapnięciu włączył ponownie silnik i udał się w stronę szpitala psychiatrycznego.

Kiedy dotarł na miejsce od razu dobił go wygląd budynku. Ciemne, ponure miejsce bez klamek. Wyglądało jak zakład karny. W końcu przemógł się i wyszedł z auta trzaskając drzwiami.

Dasz radę Agreste! Twoja ciotka wytrzymała tu ponad 5 lat, wejdziesz tam...

Bił się z myślami na temat jaki Amelie poruszy na spotkaniu. Zamierzała mu wybaczyć? Czy może wyrzucić stare niesnaski.

Jego głowa była przepełniona pytaniami na które odpowiedzi znała jedynie zielonooka blondynka w kaftanie bezpieczeństwa.

Musiał ją zobaczyć, ale zawsze kiedy wyobrażał sobie to spotkanie nie czuł, że będzie się aż tak stresował.

Zaczął stawiać ciężkie kroki w stronę gmachu, a jego puls coraz bardziej przyspieszał.

To twoja ciotka, wszystko będzie... dobrze.

W końcu stanął przed wysokim wejściem do budynku.

Z zimnym potem położył dłoń na klamce i delikatnie pociągnął.

Już na wejściu przywitał go nieprzyjemny zapach.

-Adrien Agreste. - powiedział podchodząc do sekretarki.

-O cudownie. Dobrze, że Pan tak szybko dotarł. - dodała krótko i wyciągnęła jakieś papiery. - Proszę podpisać tu... tu i tu. - mówiąc to wskazywała poszczególne miejsca na kartce które Adrien od razu naznaczył krótkim grawerunkiem.

-To mam tu poczekać czy... - zaczął niepewnie.

-Zaraz przyjdą po Pana strażnicy i zaprowadzą do pomieszczenia w którym będzie czekała Amelie Agreste, znaczy Pana ciocia.

-Co z nią? - zapytał odwlekając.

-Sama Panu opowie. Nie mówiła o jakichś miraculach odkąd wysłała paczkę kilka dni temu. - powiedziała z uśmiechem.

-Jaką-

-Możemy iść Panie Agreste. - odezwał się strażnik przy wejściu.

-Dobrze... - powiedział niepewnie blondyn i udał się w stronę obskurnego pomieszczenia.

Po wejściu na jeden z korytarzy zauważył, że wszędzie jest strasznie biało.

-To tutaj. - wskazał drzwi przed chłopakiem, a on poczuł jakby w gardle stanęła mu wielka gula.

-Dziękuje. - tym akcentem znalazł się w jednym pokoju z ochroniarzem i ciocią która wyglądała jak wrak człowieka.

Miała bladą skórę, lekko posiwiałe włosy i kościste dłonie.

Go cure yourself [Miraculum]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz