— Wszystko w porządku? — zapytał granatowowłosej zauważając jej trzęsące się dłonie.
— T-tak... chyba — uśmiechnęła się w odpowiedzi i wyciągnęła przed siebie jakiś czarny materiał. — Ten jest dla ciebie.
Adrien wziął kostium do rąk i dokładnie mu się przyjrzał.
— Kot? — zaśmiał się cicho.
— Wiesz, jakoś tak skojarzyło mi się to z twoim charakterem. Poza tym to lepsze niż Biedronka. — odparła wskazując na swój strój, który rzeczywiście był w motywie biedronki.
— Zupełnie taki jak ten z lasu. — szepnął z nadzieją, że żona nie usłyszy.
— Jakiego lasu? Wybacz, że pytam ale ciągle o nim wspominasz. — wstała od maszyny i ujęła dłonie mężczyzny w swoje.
— Opowiem Ci jak ten koszmar się już skończy. — ucałował wierzch jej ręki niczym książę i wstał z podłogi. — Czas zniszczyć ten koszmar raz na zawsze, nie uważasz?
— Tak! — Marinette również wstała.
Oboje spojrzeli na siebie porozumiewawczo jako iż musieli przebrać się w przygotowane przez granatowowłosą stroje.
Niespodziewanie jednak między dwójką nastała niepokojąca cisza.
Pomimo iż byli małżeństwem to po tak wielu przeżyciach nawet przebranie się przy sobie wydawało się problemem.
— No to... — zaczął niezręcznie blondyn.
— Uh.. po prostu zróbmy to z zamkniętymi oczami. — powiedziała zdeterminowana i zatrzasnęła powieki jakby zobaczyła coś przerażającego.
Adrien nie pozostał jej dłużny i zrobił to samo.
Po czasie kiedy oboje potwierdzili iż są już w kostiumach zaczęli iść w stronę zatrzaśniętych drzwi szafy.
— Teraz albo nigdy. — szepnął jeszcze do ucha Marinette Adrien przyprawiając ją tym o dreszcze.
— T-tak... — odpowiedziała zawstydzona i pokryta czerwonym rumieńcem.
Kiedy blondynowi udało się otworzyć drzwi szafy spojrzał po raz ostatni w głębokie źrenice ukochanej. Patrzyli sobie w oczy, czując adrenalinę przepływającą przez ich żyły, czuli jak ta, rozrywa ich na strzępy od środka.
Adrien skinął głową na ukochaną po czym zaczął iść w stronę pustego i ciemnego korytarza. Zaczął biec, w mig wyjmując z pasa nóż przygotowany w razie czego.
Marinette zdążyła jedynie rozejrzeć się po pokoju w jakim się znajdowała aby na nowo poczuć tą nostalgię.
W tym czasie Adrien dotarł do salonu. Było tam nieznośnie cicho przez co chłopak natychmiast wiedział że to tsm skrywa się główny oponent.
— Dość szybko uciekliście, nieprawdaż? — ten sam przebrzydły głos zabrzmiał ponownie w uszach Adriena, wydobywając z niego krzyk rozpaczy i bólu którego ,,kobieta" świadomie go nabawiła. Blondyn bez zastanowienia zaczął biec w kierunku sobowtóra Marinette, lecz zanim zdążył uderzyć, zrobił obrót wokół własnej osi, chcąc w ten sposób wzmocnić swoją siłę swojego uderzenia.
Przeciwniczka zdezorientowana chwilowym nieopanowaniem sytuacji, odleciała na parę metrów do tylu, lecz nie upadła na ziemię, a wykonała przejście w tył dla utrzymania równowagi.
Chwila ciszy spowiła ich miejsce walki, lecz żadne z nich nie śmiało spuścić z drugiego wzroku.
Marinette już wtedy usłyszała uderzenia z kuchni lecz nie mogła tam pójść. Niestety przez jej dezorientacje wywołaną odgłosami z dołu dziewczyna nie zauważyła że za nią skrada się powoli małe i niepozorne ,,dziecko". A raczej trójka.
CZYTASZ
Go cure yourself [Miraculum]
FanfictionSequel książki ,,Take me there..." Po wielu kłotnich, problemach, rozstaniach i bólu zakochani odnajdują wspólną drogę. Ślub Adriena i Marinette zostaje brutalnie przerwany postrzałem. Nie wiadomo kto i gdzie, wiadomo jedynie w kogo... ⚠️w książce m...