Rozdział 8: "Kocham cię" nie wystarczy

718 63 40
                                    

I was wrong to say I loved her,
I was wrong to think I'm right
When I told her it was over,
oh my darling I had liedI've been running from my demons,
afraid to look behindI've been running from myself,
afraid of what I'd find

____________

Strach.

Ekscytacja.

Ból.

Adrenalina.

Panika.

Wszystkie emocje, które w tym momencie odczuwał Adrien skumulowały się w jedną wielką gulę niepewności.

Czy to możliwe, że ze wszystkich możliwych ludzi na świecie to jemu przytrafiają się rzeczy, które u normalnej osoby nie miałyby nawet prawa bytu?

Już dawno odkrył, że jego życie pisze własne scenariusze, w których zaplanowane jest więcej zwrotów akcji niż w Wyspie Tajemnic, ale czy musiało się to kumulować każdego trudnego wieczoru?

Od zawsze rzucano mu kłody pod nogi, ale czemu musiał ją w to wszystko wciągać?

W tym momencie...

Patrząc w jej oczy...

Czuł jakby zawiódł.

Nie siebie.

Nie rodziców.

Tylko jedyną osobę która tak naprawdę wybaczyła mu tak wiele i kochała za tak niewiele. 

Bo za co by miała? Tchórzostwo? Zdradę? Kłamstwa...

Teraz będzie musiała walczyć nie tylko z psychopatyczną japonką, ale i małą istotką która postanowiła opuścić łono nieco za wcześnie. 

Co prawda termin porodu nie był zaplanowany na wielce daleką przyszłość, ale to na pewno nie mogło być dzisiaj.

Marinette nie była gotowa.

Ani psychicznie, ani fizycznie.

Blondyn również nie potrafił sobie tego teraz wyobrazić.

Wszystko stało się tak nagle.

Bez ostrzeżenia. 

Jego żona miała zwidy a on sam stał się największym przeciwnikiem własnej rodziny.

Co jeszcze może pójść nie tak?

To pytanie rozbrzmiewało w jego głowie z narastającym echem.

— Spokojnie. Może to po prostu —

— Adrien ja... ja nie chcę umierać. — usłyszeli nagle za plecami wykończony głos czerwonowłosej.

— Tikki...? — zapytała przerażona i wycieńczona granatowowłosa.

— Plag... on też... — nagle zamilkła, lecz nie musiała minąć nawet minuta by upadła na kolana i schowała twarz w ręce zanosząc się zgiełkliwym płaczem.

Agreste chciał do niej podbiec, ale w otchłani zobaczył ciemne jak noc oczy należące do wychowującego go niegdyś potwora.

Gdy złapali kontakt wzrokowy poczuł jakby przegrał. 

Znowu.

Na jego rękach leżała zdyszana ukochana, przed nim lamentowała dawna znajoma a w głowie widniał już tylko jeden obraz który sprawiał, że wszystkie wcześniejsze wydarzenia nabierały sensu.

Go cure yourself [Miraculum]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz