Rozdział 6: Asystent

723 67 29
                                    

To był ten moment.

Adrien czekał na tą chwilę od prawie 4 lat.

Po jego "ślubie" z Kagami jego ojciec uciekł razem z wszystkimi swoimi sprzymierzeńcami i zaszył się w jakiejś norze.

Minęło sporo czasu a on nawet nie raczył skontaktować się z własnym synem.

Lecz teraz nie miał już drogi ucieczki.

Granatowowłosa stała razem z chłopakiem przed małą drewnianą chatką w lesie w oczekiwaniu na ruch blondyna.

- Musisz zapukać. - wyszeptała mu czule do ucha łapiąc go za rękę.

- Wiem..., ale mówiłaś, że boli cię brzuch. Może to nie jest dobry moment na odwiedziny. - wymigiwał się Adrien.

- Jakby co masz pierścień. - powiedziała podekscytowana.

No i co mi po nim? - pomyślał zrezygnowanie.

Co prawda Marinette zachowywała się dość dziwnie, ale to nie było teraz ważne. Agreste uznał to za przedporodowe dziwactwa jak na przykład jedzenie ogórków z nutellą które zdarzają się dosyć często w takim okresie.

- Marinette! - krzyknął nagle.

- Tak?

- A co jak on coś ci zrobi? Wiesz... Tobie i dziecku. Nie wybaczyłbym sobie, a jemu to już na pewno.

- Adrien! Weź się w garść i zapukaj w końcu do tych drzwi -

Nagle usłyszeli trzask.

Drzwi otworzyły się same z siebie a niebo pociemniało.

Tak jakby zbliżała się jakaś ulewa.

- Zapraszamy. - usłyszeli kobiecy głos z głębi chaty.

Adrien intuicyjnie przyciągnął do siebie Marinette i podszedł kilka kroków naprzód.

- Stań za mną. - wyszeptał władczo.

Trzymając się za ręce wkroczyli do tego dziwnego miejsca.

Na wejściu stała jakaś nieznana im dotychczas kobieta.

Była dość wysoka i szczupła. Miała intensywnie niebieskie oczy, na których widniał jasnofioletowy cień. Posiadała ona krótkie włosy w kolorze czarnym, które upięła z tyłu w kok, a grzywkę zaczesała do tyłu. Jedno z pasemek grzywki, było koloru intensywnej czerwieni. Na nosie miała również okulary z czarno-czerwoną oprawką.

Miała na sobie elegancki czerwony golf, który był częściowo zakryty przez czarną marynarkę i spodnie pod kolor. Kątem oka Marinette zauważyła jej ciemne pantofle na lekkim obcasie i małą broszkę w kształcie pawiego pióropusza. U dołu biżuterii znajdował się kolisty kamień w niebieskim kolorze, którego otaczały elementy w kształcie dziewięciu pawich piór w odcieniu morskiej zieleni.

Granatowowłosa była pewna, że skądś zna tą błyskotkę, ale przez nieuzasadniony ból nie była wstanie się skupić.

- Zapraszam. - powiedziała dostojnie.

W środku było dosyć ciepło i przytulnie.

Podłoga wykonana była z drewna orzechowego a ściany pokryte były kamieniami.

Im głębiej wchodzili tym więcej byli wstanie zobaczyć.

Mnóstwo dywanów z różnych zwierząt, rogi jeleni i dosyć dużo hortensji aż w końcu... jadalnia.

Przy długim drewnianym stole siedziało dokładnie dziewięć osób.

Gabriel,

Felix,

Kagami,

Lila,

Nathaniel,

Juleka,

Kim,

Amelie

oraz...

Tikki.

Gdy Marinette ujrzała czerwonowłosą przyjaciółkę dosłownie zamarła.

- Tikki! Co ty... Amelie? Wypuścili cię z... - wtedy przekierowała wzrok na Kagami a wszystkie wspomnienia wróciły do niej jak bumerang. - Wy... wy wszyscy tu jesteście! KROPKUJ! - krzyknęła niespodziewanie.

- Nie ma kropkowania. Nie sądziłam, że po jednym strzale aż tyle sobie przypomnisz, ale najwidoczniej teraz już za późno. - odpowiedziała Tikki.

- Czy ktoś mi wytłumaczy co się dzieje? - zapytał zdezorientowany Adrien.

- Wszyscy cicho! - wrzasnął nagle Gabriel. - Jeszcze chwila i cały plan pójdzie na darmo. Adrienie Marinette usiądźcie proszę. Za niedługo podane będą przystawki a my nareszcie porozmawiamy. - odrzekł sztucznie.

Para zaczęła się wycofywać, lecz natrafili na przeszkodę jaką był Goryl.

Facet zawarczał groźnie i popchnął ich delikatnie w stronę "rodziny".

- Naprawdę nie radzę. Chyba chcesz urodzić to dziecko, prawda? - wyrwała się niespodziewanie Kagami.

- Tylko spróbuj. - odwrócił się blondyn.

- Adrien. - zaczęła Marinette. - Usiądźmy. Muszę wiedzieć co tu jest grane, rozumiesz?

- T-tak... ja też. - odparł chłopak.

- Nathalie! Odsuń proszę krzesła naszym gościom. - zawołał gospodarz.

- Już sir. - wyszeptała asystentka.

Kobieta odsunęła dwa krzesła znajdujące się niedaleko siebie i poczekała aż małżeństwo usiądzie.

Granatowowłosa siedziała obok Kima i Nathaniela a Adrien pomiędzy Kagami i Amelie.

- Ciociu. - powiedział cicho blondyn.

- Kuzynie! Ze mną nawet się nie przywitałeś. - krzyknął Felix przerywając ciszę.

- No już! Cisza. Czas żebyśmy wyjaśnili o co chodzi, zgodzicie się moi drodzy? - zapytał Gabriel.

Wszyscy kiwnęli głowami i usadowili się wygodniej na krzesłach.

- Podano do stołu. - usłyszeli nagle z ust asystentki, która zaczęła roznosić jakieś małe talerze z jedzeniem.

- Więc Gabrielu... zacznij proszę. - powiedziała Amelie.

- Oj jeszcze chwila. Najpierw spróbujmy posiłku. Trudno będzie im to znieść na pusty żołądek. - uśmiechnął się infernalnie.

- Święta racja wujku. - odezwał się Felix odkrawając kawałek jakiegoś mięsa.

Nie jedz tego... nie jedz tego! - krzyczał w myślach blondyn.

Niestety poczuł jakby zabrakło mu języka w buzi.

Marinette również odkroiła kawałek soczystej przystawki i włożyła go do ust.

No to koniec...

_____________________

Hej tu Autorka!

Wybaczcie, że taki krótki serio chciałam żeby był dłuższy ale jakoś mi się popierdoliło i nie ma XD

Przysięgam, że następny będzie dłuższy i lepszy!

Na razie mam nadzieję, że wam się podoba i zostawicie gwiazdkę <3

Do następnego 💔

Go cure yourself [Miraculum]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz