Rozdział 9: Osoby, które się pamięta, i osoby, o których się śni

623 58 69
                                    

____________

Z każdym krokiem zupełnie tracił zmysły.

Nie wiedział co się z nim dzieje ani co się przed chwilą stało.

Jakieś pięć minut temu trzymał oddającą poród żonę na rękach, a teraz niósł trójkę noworodków w sam środek jakiegoś popapranego przedstawienia.

Za każdym razem gdy wydawało mu się, że odzyskuje rozsądek wszystko na nowo traciło sens.

To co się działo nie było cudem.

To było przekleństwem, albo jakimś horrorem z piekła rodem.

Miał uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę?

Ledwo żywa szalona ciotka, unosząca się w powietrzu matka, przemieniająca się w owada żona, troje małych nowonarodzonych dzieci z czego jedno coś powiedziało.

Nie.

Takie rzeczy nie mogą mieć miejsca w normalnym świecie.

To nie ma prawa bytu nawet w Nibylandii.

Ludzie nie zmartwychwstają od tak.

Noworodki nie mówią w dzień swoich narodzin.

Z rozmyślań otrząsnął go dopiero chłód na karku.

Adrien spostrzegł się, że jest w samym centrum lasu.

Spojrzał na całą trójkę niemowląt które trzymał na rękach.

Nie płakały.

Nie śmiały się.

Po prostu wpatrywały swoje wielkie ślepia w szmaragdowe tęczówki ojca.

— Co ja mam z wami zrobić? — zapytał po cichu dzieci i w głębi duszy także siebie. — To wszystko jest... niemożliwe! Ja oszalałem. Oszalałem tak? Złapałem jakieś choróbsko jak byłem u ciotki w odwiedzinach, albo... już wiem! To wszystko tylko zwidy. — zaśmiał się nerwowo. — Podali mi coś w tej chatce. Ja nie —

Adrien.. — głos Marinette rozbrzmiał w jego uszach. — Czemu się opierasz? Nie chcesz by nasza rodzina była szczęśliwa? — w jej głosie, mimo iż był słodki i delikatny, słychać było rozgoryczenie.

— Ty nie istniejesz! To wszystko tylko mi się wydaje. Albo śni! — krzyczał gdzieś w głąb lasu.

Naprawdę wydaje ci się, że to wszystko tylko głupi sen? Lekceważysz mnie a to mi się nie podoba, rozumiesz? — w tym momencie damski głos nieco spoważniał.

— Przestań, proszę przestań! — krzyknął najgłośniej jak potrafił po czym padł na kolana i zalał się łzami.

Wracaj do domu, do mnie. — powiedziała ostatecznie a zaraz potem zapadła głucha cisza.

Tak naprawdę Adrien chciał zostawić dzieci i przenieść się w pamiętny wieczór kiedy to po raz ostatni zasmakował bliskości z ukochaną.

Lub gdy patrzył prosto w jej wielkie ślepia podczas składania przysięgi.

To ostatnie wspomnienia w których tak naprawdę czuł, że Marinette, prawdziwa Marinette, przy nim jest.

Może to wina wypadku, albo teraz sam zaczął sobie coś wmawiać, ale jakiś mały aspekt ich związku z pewnością się zmienił. Tylko jeszcze nie był pewny co.

No idziesz? — usłyszał nagle wzburzony głos.

Ochłonął odrobinę po czym powoli wstał z ziemi.

Go cure yourself [Miraculum]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz