6. WILD WEST

147 13 10
                                    

I.

*Harry's pov*

Stanąłem stopami na ziemi i poprawiłem pas. Stawiałem kolejne kroki na następnych schodkach aż dotarłem do drzwi tawerny. Popchnąłem drewnianą powierzchnię znajdującą się przede mną i wkroczyłem do pomieszczenia.

Wewnątrz unosił się zapach cygar oraz whiskey. Mężczyźni w porozpinanych koszulach siedzieli, bądź leżeli na stołach, na których gdzieniegdzie był rozlany trunek.

- Styles! - Zawołał Horan zza baru. - Dobrze Cię widzieć! - Uśmiechnął się, przecierając szklankę.

- Ciebie również. - Złapałem za brzeg stetsonu i pociągnąłem go lekko ku dołowi. - Interes się kręci? - Rozejrzałem się teatralnie po wszystkich kątach z rozłożonymi rękami i uśmiechem na twarzy.

- Jak najbardziej. - Odpowiedział na pytanie, na które odpowiedź znałem zanim zdążyło pojawić się w mojej głowie. - Dużo przejezdnych robi swoje.

- Tak. - Przytaknąłem i zająłem miejsce na wysokim stołku za blatem.

- Co podać?

- To co zawsze. - Blondyn bez słowa postawił przede mną szklankę i wypełnił ją po brzegi. - Na zdrowie. - Dodałem cicho unosząc naczynie.

II.

- Daisy. - Podszedłem do klaczy i pogładziłem ją po potylicy.

Zdecydowanym krokiem przeszedłem obok klatek wszystkich koni kolejno je otwierając.

- Harry! - Odwróciłem się, słysząc znajomy głos. - Całe bydło zagonione. - Oświadczył Zayn, zsiadając z konia.

- Świetnie, dziękuję za pomoc. - Do stajni wbiegł Lasslo, który podbiegł do mnie, wesoło szczekając. - Dobry pies. - Kucnąłem i pogłaskałem jego pysk.

- Słyszałeś o napadzie?

- Nie. - Na jego słowa podniosłem się na proste nogi i poprawiłem długie, spadające mi na oczy, włosy. - Jaki napad? Nie było u nas takiego przypadku od ponad piętnastu lat. Jesteś pewien?

- Ależ tak. - Ściągnął kapelusz. - Obrabowano pociąg jadący z zachodu, wiózł zamożnych obywateli.

- Będę musiał zająć się tą sprawą.

- Szeryf Payne już nad tym pracuje. - Odpowiedział szybko.

- Dopóki nie zajmę się tym osobiście nie zmrużę oka.

Szybko znalazłem się przy Daisy i zwinne się podsadzając włożyłem nogi do strzemion, opierając kowbojki na wkładce.

- Powiedz Marii, że nie wrócę na kolację. - Spojrzałem za siebie i poruszyłem nogą, przez co ostroga na moim prawym bucie wydała z siebie charakterystyczny dźwięk a mój środek lokomocji ruszył z głośnym parsknięciem.

III.

Pociągnąłem za wodze, na co Daisy stopniowo zwalniała. Zatrzymałem się przy stacji kolejowej, która swoim wyglądem raczej przypomniała ruinę niż stację.

Szyny torów kolejowych były pokryte cienką warstwą piasku. Obszedłem drewnianą ściankę, za którą znajdowała się ławeczka, która okazała się zajęta.

Siedzenie zajmował młody mężczyzna, którego twarzy nie byłem w stanie zobaczyć, gdyż na jego głowie spoczywał kapelusz. Spod korony wydobywał się dym papierosowy.

Nieznajomy uniósł głowę przez co dostrzegłem jego niezwykle jasne, niebieskie oczy oraz grzywkę. Między jego wargami znajdował się papieros. Jego oblicze oświetlało poranne słońce. Wymienialiśmy się spojrzeniami, aż zająłem miejsce na ławce.

Larry Stylinson - One ShotyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz