10. TOUCH

138 11 10
                                    

// sceny 18+, ;)

I.

*Harry's pov*

- Jesteś pewien, że dasz sobie radę? To dosyć daleko. - Mama przytula mnie do swojej piersi i głaska po głowie.

- Mamo, byłem tam już milion razy. - Owijam ramiona wokół jej ciała. Zawsze traktuje mnie jak jakąś porcelanową figurkę. 

- Daj znać jak dotrzesz na miejsce. - Całuje mnie w policzek.

- Dobrze. - Puszczam ją i opuszczam dom.

Idę prosto na przystanek autobusowy, znajdujący się kilka minut drogi od mojego domu.

Dam sobie radę. Przecież robiłem to już wiele razy.

Prawda jest taka, że jeszcze nigdy nie robiłem tego sam.

II.

*Louis' pov*

- Bardzo proszę. - Podaję małej dziewczynce wafelek. Mówi coś pod nosem, tak cicho, że nie rozumiem, ale domyślam się, że są to podziękowania.

Odchodzę od kasy i zdejmuję fartuch.

- Niall, wychodzę. - Wychylam się zza drzwi.

Niall stoi na zapleczu. Jego blond włosy są już tak długie, że jest w stanie związać je a kucyka. Opiera się o ścianę i grzebie w swoim telefonie. Jak zwykle się obija. 

- Już? - Odrywa wzrok od telefonu. - Tak szybko mnie opuszczasz? - Teatralnie łapie się za klatkę piersiową i upada na kolana.

- Tja. - Muszę skoczyć jeszcze na zakupy. - Odwieszam fartuch na wieszak, wymijam go i zabieram z szafki swoje rzeczy.

- W takim razie do jutra.

- Do poniedziałku. Jutro mam wolne. - Uśmiecham się w jego stronę.

- Że co?!

Opuszczam pokój z zadowoleniem. Następnie przechodzę przez główne drzwi i wsiadam do samochodu. Po drodze słucham radia i podśpiewuję niektóre z piosenek. Parkuję przed spożywczakiem i zaczynam zakupy. Biorę z półek wszystkie najpotrzebniejsze produkty i ładuję je do wózka.

Przez moją głowę przewijają się myśli dotyczące obowiązkowej pracy na koniec semestru. Muszę się w końcu za to zabrać, inaczej nie zdążę i obleję cały semestr. 

Wzdycham i skręcam w lewo. Wzrokiem skanuję przeceny, przez co nie zwracam uwagę na przeszkodę. Mój wózek z hukiem uderza w wysoką sylwetkę.

- Jezu Chryste, przepraszam. - Zostawiam swoje zakupy w tyle i kucam przy chłopaku, którego zmasakrowałem. - Naprawdę nie chciałem, trochę się zagapiłem. - Mówię podczas wkładania rzeczy do jego koszyka.

- Oh, nic nie szkodzi. Ludziom często się to zdarza. - Dopiero teraz unoszę na niego wzrok.

Na jego nosie spoczywają czarne, przeciwsłoneczne okulary, co wydaje mi się dość absurdalne, zważając na to, że jesteśmy w budynku a dzisiaj chmury nie dają szans ujrzenia słońca. Głowię się nad tym, co widzę, do czasu aż spostrzegam długi kijek w jego lewym ręku. Karcę się za to, że przed chwilą miałem ochotę nazwać go dziwakiem.

- Nie, miałem na myśli przeceny. - Na moje słowa chłopak chichocze. Jego długie, brązowe loki opadają mu na czoło. Podaję mu koszyk.

- Dziękuję za pomoc.

- Nie ma sprawy. Jeszcze raz przepraszam.

- Nie szkodzi. - Uśmiecha się i odchodzi.

Przez moment czuję potrzebę zaopiekowania się nieznajomym, zaoferowania mu pomocy, ale zastygam w miejscu. Nie będę się narzucać, jeszcze go zdenerwuję.

Larry Stylinson - One ShotyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz