// sceny 18+
I.
*Louis' pov*
Zakołysałem kieliszkiem znajdującym się w mojej zimnej dłoni.
- Nie. - Mówię stanowczym głosem i wszystkie spojrzenia zostają skierowane na moją osobę.
- Nie? - Strateg szpecze wibrującym głosem.
- Nie. - Z hukiem stawiam naczynie na stół i podnoszę się z siedzenia. Trochę napoju wylewa się na gładki blat a zgromadzenie wzdryga się.
- Ale Panie-
- Nie! - Odpycham się od stołu.
Poprawiam koronę, która zdobi czubek mojej głowy i odwracam się. Przemierzam pokój, to w jedną, to w drugą stronę. Pomieszczenie zdaje się puste, mimo że znajduje się z nim około piętnastu osób, które pod wpływem moich słów milkną. Uderzanie podeszwy butów o posadzkę odbija się po ścianach zamarłego pomieszczenia.
- Nie zgodzę się na żaden z przestawionych planów. - Przystaję w miejscu a materiał mojego płaszcza podbitego gronostajem przylega do mojego tyłu. - Nie wystąpimy przeciwko Melfist kiedy stan armii jest fatalny. Mamy braki w kawalerii i piechocie a sami łucznicy nie dadzą rady stawić czoła kilkutysięcznej, silnej i wytrenowanej armii przeciwnika.
- Co zatem radzisz Panie?
- Wyślij posłańca z listem do króla Milvor.
- Ale Panie Milvor i król Malik niedawno stawiali czoła najazdowi Taseńczyków, siły Milvor są również osłabione.
- Milvor ma dobrego władcę i dobrze zorganizowaną armię. Wykonać moje polecenie i bez dyskusji. Koniec zebrania. - Na moje słowa wszyscy stratedzy zwinęli swoje plany i gęsiego opuścili naradę.
Wypuściłem głośno powietrze, które przez chwilę nieświadomie trzymałem w płucach i odchyliłem głowę.
- Wszystko w porządku synu? - Głos mojej matki dotarł do moich uszu.
- Tak matko.
- Jakiś problem? - Podchodzi bliżej mnie i kładzie swoją dłoń na moich plecach.
- Nie. - Ucinam temat, na który nie mam najmniejszej ochoty rozmawiać. Zamiast kontynuować wymianę zmian odwracam się z stronę mojej matki i mechanicznymi ruchami podnoszę jej dłoń i przykładam do swoich ust.
- Jesteś oczekiwany w sali królewskiej, przybyły księżniczki z pobliskich zamków.
Na jej słowa przewracam oczami i mimo własnej woli kieruję się do największej sali zamku.
Zostaję przywitany ukłonami oraz słowami uznania. Zajmuję standardowe, najwyższe miejsce na tronie, górując nad wszystkimi zgromadzonymi. Obok mnie miejsce zajmuje moja matka która siedzi po mojej prawicy.
Po zobaczeniu i wysłuchaniu kilku tuzinów kobiet oraz cichych słów, odnośnie każdej niewiasty, mojej matki mam dość. Brak zainteresowania z mojej strony martwił moją matkę oraz był powodem plotek wśród poddanych, które donosiły iż wdaję się w romans z jedną z poddanych i przez silne przywiązanie oraz niechęć wyrządzenia krzywdy mojej tajemniczej ukochanej nie wyjdę za żadną inną a zasiadanie na tronie kogoś niżej postawionego byłoby okrucieństwem względem mojej królewskiej urodzonej rodziny.
- Synu czy ujrzałeś już swoją królową? - Uśmiech na twarzy mojej matki nie znikał.
- Nie matko. - Odwracam głowę i przymykam oczy.
II.
Przejeżdżając przez pole poprzedniej bitwy i obserwując ciała poległych doszły mnie wieści, że król Malik przystał na moją prośbę i przysłał aż połowę swojego wojska.
CZYTASZ
Larry Stylinson - One Shoty
Fanfiction- Wiesz Louis. - Urywa swoją wypowiedź i przysuwa się w moją stronę. - Bardzo lubię twój głos. Na mojej twarzy rośnie ogromny uśmiech a serce bije szybciej. Myślę o tym, jak ważny dla Harry'ego jest głos danej osoby, po której udaje mu się każdeg...