9. LARRENTS

121 8 16
                                    

I.

*Harry's pov*

Przekręciłem się na prawy bok i naciągnąłem, na siebie, mocniej kołdrę.

- Louis przycisz ten telewizor. - Burknąłem.

- Harry, ale telewizor nie jest włączony. - Odpowiedział cicho.

- Co? - Uchylam jedną powiekę i podnoszę się na łokciu.

Chwila. Jeśli to nie telewizja to-

- Louis! - Wydzieram się.

- Boże drogi, Hazz. Ciszej. - Chowa głowę pod poduszkę.

- Zaspaliśmy! - Zrywam z niego kołdrę i wybiegam z łóżka.

W moich uszach odbija się dźwięk alarmu. Biegiem wracam się do szafeczki i przesuwam palcem po ekranie telefonu.

- Lou!

- Ciszej Hazz. Jeszcze pięć minut. - Włosy opadają mu na czoło, co sprawia, że wygląda uroczo.

- Masz pięć minut i przysięgam, jeśli nie wstaniesz, będziesz jechał sam. - Prycha a ja otwieram okno, w naszej sypialni, i opuszczam pomieszczenie.

Przechodzę przez szeroki korytarz i otwieram drzwi od pokoju Ismay. Słońce przebija się przez białe zasłony. Podchodzę do jej łóżeczka i całuję w czoło. Wyciąga w moim kierunku malutkie dłonie, nie otwierając oczu. Biorę ją na ręce i szybko ścielę łóżko. Lewą ręką trzymam May May, opierając ją na biodrze i otwieram okno. Odpycham w głowie słowa Lou, który każdego dnia powtarza mi, że nasza najmłodsza córka jest już na tyle dorosła, że powinienem przestać ją nosić. Cóż. Nigdzie go tutaj nie widzę. Biorę malutkie ubranka w drugą rękę i opuszczam pomieszczenie, po czym wchodzę do łazienki, gdzie stawiam dziewczynkę na podłodze. Podchodzi do toalety a ja w tym czasie nakładam jej pastę na szczoteczkę do zębów, razem z ręcznikiem oraz ubraniami i kładę na blacie.

Zamykam za sobą drzwi i szybkim krokiem przemierzam korytarz. Mijam łazienkę dziewczynek i naciskam klamkę drzwi z napisem 'Cassian'.

Cass siedzi na swoim łóżeczku i przeciera spuchnięte oczka, na co uśmiecham się po nosem.

- Rawr! - Mówi cicho i macha swoją maskotką, pluszowym t-rexem.

Powtarzam jego gest, na co cicho się śmieje.

Łapię za małego dinozaura, który służy za rączkę szuflady i wyjmuję stamtąd bieliznę dziecka.

Wstaje sam z łóżka i podchodzi do mnie. Przytula się do mojej nogi a ja głaszczę go po głowie i podaję ubranie. Wymija mnie a ja układam jego pluszaki na komodzie w rządku
i poprawiam pościel.

Odwracam się, wychodzę i wpadam na bruneta.

- No w końcu. - Obserwuję jego powolne ruchy. - Obudziłeś Kay i Dena?

- A czy wyglądam jakbym przynajmniej ja się obudził? - Przewraca oczami.

- Obudziłam ich tato. - Flo patrzy w telefon i schodzi po schodach.

- Dziękuję. Zostaw ten telefon, jest siódma rano.

Mówi coś pod nosem i znika z mojego pola widzenia. Schodzę na półpiętro i wchodzę do wspólnej gerderoby, z której wybieram czarne spodnie oraz czarną koszulkę.

Obracam się i mijam Lou, który grzebie w mojej części szafy i myje zęby. Uśmiecham się pod nosem i całuję go w tył głowy, kiedy wychodzę.

Larry Stylinson - One ShotyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz