Miła niespodzianka jest taka, że postaram się do piątku codziennie publikować rozdział! Jeej! A teraz do lektury
_____________________________Czułam się tak, jakby trafił mnie piorun. Kaeya żył, tak, ale nie był w dobrym stanie. Nie nie, był w okropnym.
Zza krzaków koło mnie wyszła Klee.
- Ashi, kto to?
Chciałam odpowiedzieć, ale głos utknął mi w gardle. Wtedy następne szelesty się pojawiły.
Tuż obok Klee stanął Zhongli.
- Ashi, co tu się stało.
Pokręciłam głową, po czym kucnęłam obok przyjaciela. Pierwszym odruchem moim było potrząśniecię blekitnowłosym. Bez skutku.
Zhongli kucnął koło mnie, chyba zrozumiał, o co chodzi, bo przewrócił Kaeyę na plecy. Zmierzył mu puls na szyi.
- Żyje, ale stracił dużo krwi. Będzie ciężko z utrzymaniem go przy życiu. Cudem będzie, jeżeli dożyje rana.
Na te ostatnie słowa zapiekly mnie oczy. Moja wizja się pogorszyła, aż wreszcie łzy zaczynały spadać po twarzy. To moja wina, te wszystlie rany. Gdyby nie zawarł ze mną sojuszu dawno temu teraz pewnie byłby w świetnej formie, eliminując wrogów, dążąc do przetrwania.
Z zamyśleń wyrwało mnie przyjemne ciepło. To była Klee, przytuliła się do mnie od tyłu. To jednak wycisnęło ze mnie więcej łez.
- Możemy spróbować zatamować rany, to powinno pomóc. Klee, poszukaj trochę mchu, powinien rosnąć na drzewach wokół obozu.
Dziewczynka podała mi Dodoko do ręki i pośpieszyła.
- A teraz ty Ashi, nie czas na płacz, ktoś tutaj wciąż może się czaić. Lepiej będzie go przenieść do obozu.
Pokiwałam głową starając się stłumić szloch. Zhongli miał rację, jeszcze nie czas na płacz.
Razem przenieśliśmy Kaeyą, Klee już na nas czekała z mchem.- Dobrze Klee, weź trochę mchu i namocz go w wodzie z pobliskiego strumienia.
Dziewczynka pokiwała głową i ruszyła od razu.
- Ja się zajmę ranami.
Przez parenaście minut patrzyłam na Zhongliego tamujacego krwawienie z głębszych ran. Ja w tym czasie ściskałam przytulankę Klee.
- Bogowie błagam was, pozwólcie mu żyć, tyle dobrego zrobił.
Modliłam się półszeptem, patrząc na pokrytą bliznami twarz sojusznika. Nie, nie sojusznika, przyjaciela.
Wtedy Klee wróciła z mokrym mchem. Oddałam dziewczynce Dodoko i podeszłam pomóc Zhongliemu. Po paru chwilach większość ran była umyta oraz zabezpieczona mchem.
Nawet nie zauważyłam kiedy słońce zaszło. Klee, dzięki swojej wizji, szybko rozpaliła ogień.
Wtedy oko błękitnowłosego się otworzyło.
- Ashi.
- Cii, leż spokojnie - przerwałam mu - straciłeś dużo krwi.
Zdawałam sobie sprawę, że mówię chwiejnym głosem. Zapadła niezręczna cisza.
- Ehem, radziłbym wyznaczyć warty - przerwał ją po chwili Zhongli.
- Ja pójdę na pierwszą.
Wiedziałam, że nie zasnę, dlatego się zgłosiłam. Ciemnowłosy tylko pokiwał głową i wziął Klee z sobą.
Po paru chwilach coraz więcej gwiazd pojawiało się na niebie.
- Czemu twój głos brzmi inaczej?
Do oczów zaczęły znowu gromadzić się łzy. Jak mogłabym mu to powiedzieć, nie wywołując bólu? Po paru chwilach szlochałam cicho.
- Nie mów, że to przeze mnie.
Odwróciłam twarz w jego stronę, gdzie spotkałam jego wzrok. Zimny, inny, niż wcześniej.
Przyszło mi tylko jedno do głowy.
- P-przepraszam, to w-wszystko przeze mnie. Gdyby nie j-ja, teraz byłbyś w l-lepszej formie-
On się tylko zaśmiał, na ile rany mu pozwalały.
- Nawet gdybym cię nie znalazł i tak bym na tamte trio natrafił. Na szczęście uratowałem życie komuś innemu, mogę umierać w spokoju.
Z przerażeniem w oczach na niego spojrzałam, na co on znowu się zaśmiał.
- Wiem, że nie dożyję świtu, nikt by nie dożył z tymi ranami.
Wydawało mi się, że pojedyńcza łza spadła po jego twarzy, na której miał uśmiech. Wydawało, bo sama miałam za dużo łez w oczach aby móc wyostrzyć wzrok.
- Wiesz, nigdy nie zatrzymałem się aby popatrzyć w niebo, a teraz żałuję. Gwiazdy wyglądają dzisiaj przepięknie.
Spojrzałam w niebo, orzecierając oczy, aby móc coś dostrzec. Nie mylił się, barwy nieba, fioletowe oraz granatowe, dzisiaj przepięknie kontrastowały z białymi punkcikami na niebie.
Siedziałam już tak dłuższy czas, kiedy zebrałam się na rozmowę.
- Kaeya-
Spojrzałam na niego. Nie odzywał się. Nie dawał żadnych oznak, że usłyszał.
Poczułam jak moje tętno przyśpieszyło.
Gdy przyjrzałam się jego oku zauważyłam, że nie jest skupione jak wcześniej, raczej wpatruje się w przestrzeń. Nie było też żadnych oznak oddechu.
Wtedy powietrze przeciął wrzask. Nie wiedziałam skąd się wydobywa, póki nie zorientowałam się, że moje usta są otwarte. Łzy zaczęły szybko spadać po mojej twarzy.
Czemu bogowie, czemu pozwoliliście mu umrzeć!
CZYTASZ
Genshin Impact | Igrzyska Śmierci
AdventurePewnego dnia dwadzieścia czterech posiadaczy wizji trafia na dziwną i niebiezpieczną arenę, a jedyne co wiedzą to to, że muszą z sobą walczyć o przetrwanie, bo zostać na placu boju może tylko jeden- ------ 3 #genshinimpact - 9.04.21