Niedługo znów na niebie pojawi się słońce witające nowy dzień. Całą noc Xiao starał się jak zawsze patrolować Liyue. Było to wszystko co mógł zrobić na ten moment. Postanowił się wybrać do Wangshu Inn i trochę odpocząć. Jako jeden z adepti codziennie odbywał mordercze treningi. Sprawiły one, że jego kondycja pozwalała mu biec całą drogę. Było to bardzo wygodne, ponieważ mógł się przemieszczać bardzo szybko nie wykorzystując całej swojej siły podczas zwykłej drogi. Gdy dotarł do zajazdu, wiedział, że czekają na niego ludzie, którzy zawsze starali się mu jakoś pomóc. Zwyczajnie uważali, że się przemęcza. Xiao nigdy tak nie uważał. Dla niego była ważna umowa, którą złożył Moraxowi. W zajeździe panował spokój. Było jeszcze bardzo wcześnie.
- Dzień dobry!! - powiedziała Verr Goldet.
- Cześć. - Xiao jak zawsze odpowiedział bezdusznie.
Verr Goldet już go dobrze znała. Chociażby dlatego, że często wracał do zajazdu. Normalnie pewnie jego zachowanie mogłoby ją rozzłościć lub zasmucić, ale wiedziała, że on po prostu taki jest. Czasem żartobliwie nazywała go marudą, ale Xiao nie przepadał za tym przezwiskiem. Postanowił odpocząć po swojej nocnej pracy. Osobiście uważał, że tylko śmiertelnicy tego potrzebują, ale skoro jest okazja to postanowił z niej skorzystać. Z biegiem czasu widział jak ludzie zaczynają swoją pracę. Lubił patrzeć jak wiodą swoje nieświadome życie. Sam starał się by za dużo osób nie wiedziało o jego pracy. Nie lubił być w centrum uwagi.
- Przepraszam, że przeszkadzam. W recepcji ktoś zostawił wiadomość. - powiedziała Verr Goldet podając kopertę.
Xiao wziął ją do ręki i zaczął czytać wiadomość. Dowiedział się, że Zhongli potrzebuje go w Liyue Harbor. Pożegnał się z Verr Goldet i szybko wyskoczył z balkonu zgrabnie lądując na ziemi. Robił tak bardzo często co nie podobało się wielu osobom. Często myśleli, że może się zwyczajnie zranić. On jednak często pracował w terenach górzystych, więc takie skoki nie były dla niego niczym nadzwyczajnym. Zaczął się kierować w stronę Liyue Harbor. Po niecałych 30 minutach był już na miejscu. Zapukał do drzwi pewnego budynku.
- Wejdź. - usłyszał głos ze środka.
Xiao zaczął się rozglądać. Zauważył drobne zmiany w pomieszczeniu. Ostatni raz był tu może jakiś miesiąc temu. Na ścianach wisiały różne nowe obrazy, na szafkach leżały jakieś dziwne akcesoria, a na stołach był bałagan. Zhongli zawsze utrzymywał porządek, więc domyślił się czyja to sprawka.
- Cześć niski. - przywitał go Childe.
- Cześć... - Xiao zwyczajnie mu odpowiedział jak zawsze.
Nie lubił tego przezwiska. Childe często mu dokuczał. Co nie zmieniało faktu, że dla Xiao było to dość obojętne. Dopóki Moraxowi to nie przeszkadza, może mówić o nim co chce. Wiedział, że dla niego rudy jest bardzo ważny, więc nie chciał mu odpłacać tym samym. Poszedł do innego pomieszczenia, w którym spodziewał się spotkania. Pokój był bardzo zadbany. Całe szczęście rudowłosy zdemolował tylko jedno miejsce. Przynajmniej tak uważał Xiao.
- Usiądź. - powiedział Zhongli po czym przysunął herbatę do Xiao - Wiem, że to dość nagłe, ale chciałbym byś eskortował pewną ważną dla mnie osobę. Będzie gotowy do podróży jutro. Przynajmniej takie dostałem informacje... W każdym razie, miałbyś może czas by się tym zająć?
- Oczywiście, zaraz się przygotuję.
- Jeżeli chcesz pomocy, mogę załatwić by Hu Tao wyruszyła razem z tobą.
Zhongli sam nie do końca potrafił odczytać emocje czarnowłosego chłopaka. Zawsze miał kamienny wyraz twarzy. Znał go jak nikt inny, ale dalej było to naprawdę trudne. Często miał wrażenie, że przed nim ukrywa najbardziej swoje emocje.
- Nie trzeba, dziękuję za troskę.
- Tutaj masz dokładniejsze informacje. W każdym razie najlepiej jeżeli podróż nie będzie trwała dłużej niż tydzień.
- Nie powinna trwać tak długo, ale wezmę to pod uwagę. Dziękuję. - powiedział Xiao odbierając kartkę z informacjami.
Postanowił na spokojnie zapoznać się z informacjami na temat osoby, którą ma przyprowadzić do Liyue. Chciał w spokoju zrobić to na jakimś wzgórzu, na które śmiertelnicy się nie zapuszczają. Wybrał się na sam szczyt góry Tianheng. To nie był pierwszy raz gdy już kogoś eskortuje. Kilka miesięcy temu odprowadzał w ten sam sposób blondyna imieniem Aether. Był bardzo słaby, więc podróż trwała długo, ponieważ musieli robić bardzo dużo przerw. Tym razem miał nadzieję, że się to nie powtórzy. Czytając informacje z kartki dowiedział się, że osobą, którą miał przyprowadzić był młody chłopak. Na imię miał Venti. Podobno był bardzo utalentowany muzycznie. Miał też alergię na koty. Nie lubił jeść sera i wyjątkowo bardzo lubił pić alkohol. Ostatnim punktem na kartce była informacja o jego wizji Anemo. Xiao zwinął kartkę i schował ją do kieszeni. Postanowił już wyruszyć do Mondstadt. Po godzinnej podróży dotarł do mostu przed miastem. Jako, że był środek nocy, postanowił pokręcić się jeszcze po okolicy zanim zacznie niepokoić strażników swoją obecnością. Był świadomy tego, że ludzie się go boją. Starał się trzymać od nich z daleka. Poza tym, że chciał być "miły" trzymał się od nich na odległość, bo sam nie lubił przebywać z ludźmi. W Wangshu Inn już się przyzwyczaili do tego, że zazwyczaj siedzi na dachu lub w ciszy je Almond Tofu. Za to ludzie z Mondstadt są bardzo żywiołowi. Zawsze ich pełno na ulicach. Kiedyś gdy miał kogoś eskortować z Hu Tao postanowili się wspólnie przejść po mieście. Xiao lubił jej poczucie humoru. Dziewczyna za to często przesadzała, ponieważ nie pokazywał jej swoich emocji i starała się znaleźć dowcip, który go rozbawi. Mieszkańcy tego miasta znają ją z żartu na jednym ze strażników. Postanowiła go przestraszyć i wyszło jej to na tyle dobrze, że odskakując wpadł do wody. Widziało to dużo dzieci, które zaczęły naśladować jej zachowanie. Rodzice nie byli z tego zadowoleni... Dlatego tym razem odpuścił sobie jej towarzystwo. Xiao nawet nie zauważył kiedy zrobiło się jasno. Zaczął kierować się w stronę miasta. Na moście znowu zobaczył tego dzieciaka. Z tego co pamiętał nazywał się on Timmie. Tu pojawia się drugi powód czemu nie chciał eskortować z Hu Tao. Dziewczyna miała w sobie "dzikie zapędy". Przynajmniej tak określał to Xiao. Podczas jednej z ich wypraw postanowiła rozwalić wszystkie te gołębie. Twierdziła po tym, że nie widziała dzieciaka na moście. Kto by pomyślał, że ta dziewczyna może być tak nieogarnięta... Czarnowłosy chłopak przeszedł przez most spokojnie gdy upewnił się, że przy Timmim nie było gołębi. Poza nim i kilkoma strażnikami jeszcze nikogo nie było. Prawdopodobnie przyszedł za wcześnie. Nie był to problem. Xiao oparł się o mur miasta i czekał. Czas mijał a on widział jak strażnicy wręcz panikują i w duchu wołają o pomoc.
- "Czy naprawdę jestem taki straszny?" - pomyślał i postanowił się trochę oddalić by mogli się wyluzować.
Po około godzinie usłyszał, że coś się dzieje przed bramą. Zobaczył Jean, która próbuje ustawić do pionu jakiegoś chłopaka. Miał ze sobą mały plecak. Prawdopodobnie to jego miał eskortować. Wstał i zaczął kierować się w stronę kłócącej się dwójki.
- Pamiętaj, że masz się dobrze zachowywać, bo jak znowu nam narobisz wstydu to wylądujesz w izolatce z Klee. - groziła mu Jean.
- Przecież wiesz, że jestem bardzo miły i nigdy nikomu nie sprawiam problemu. - odpowiedział chłopak.
- Oh, cześć Xiao. Wybacz za moje zachowanie. Musiałam go przygotować psychicznie na podróż. - Jean uśmiechnęła się w moją stronę - Mam nadzieję, że Venti nie narobi ci kłopotów...
- Nie powinien.
- Też tak uważam!! - powiedział Venti.
Xiao poczuł ten sam przesadzony entuzjazm co u Hu Tao. Miał cichą nadzieję, że chłopak nie będzie go męczył ani nie będzie robił żadnych głupich rzeczy.
Chwilę jeszcze Jean porozmawiała z Ventim na osobności. Po kilku minutach chłopak pożegnał się z nią i przybiegł do Xiao.