VIII

51 4 1
                                    

Xiao

Zostawiłem Ventiego w pokoju. Siedziałem na jednym z dachów Liyue tak, aby nikt mnie nie zobaczył. Po jakimś czasie Zhongli przeniósł go do Bubu Pharmacy. Byłem pewien, że trafił w dobre ręce. Baizhu na pewno go wyleczy. Wpatrywałem się w budynek apteki przez dłuższy czas. Zhongli już dawno poszedł. Widziałem, że kilka razy jej pracownicy gdzieś wychodzili.

Widziałem ludzi, którzy wychodzili na pierwszą przerwę w pracy. Poczułem na sobie rękę. Odwróciłem się i znów był to Zhongli.

- Zostawisz go tak samego? - zapytał patrząc gdzieś na ludzi na dole.

- Moja moc źle na niego wpływa. - powiedziałem zaciskając pięść. Przez te kilka godzin walczyłem z samym sobą by się tam nie zbliżać.

- A porozmawiałeś z nim?

- Nie. - odparłem po chwili namysłu.

- Nie sądzisz, że to błąd?

Zacząłem się zastanawiać. Może powinienem go spytać? Porozmawiać. Skoro Zhongli coś takiego zasugerował... To znaczy, że coś wie! Spojrzałem na niego. On wciąż z kamiennym wyrazem twarzy patrzył na ulice swojego miasta. Czy on zawsze ma ten wyraz twarzy?

Patrzyłem na budynek, w którym aktualnie powinien znajdować się Venti. Biłem się z myślami. Chciałem do niego pójść. Bardzo. Usłyszeć z jego ust, że to nie jest moja wina. Z drugiej strony, jeżeli moja moc na niego tak działa, to musi mieć czas na regenerację. Nie mogę być egoistą. Powinienem dla bezpieczeństwa odczekać.

- Chcę mieć pewność, że to nie moja moc. - powiedziałem zdecydowany odwracając się w przeciwnym kierunku. Zostawiłem go na dachu samego. 

W odpowiedzi usłyszałem jedynie cichy pomruk zanim przeskoczyłem na następny dach. Opuściłem miasto. Poszedłem tam, gdzie zwykle patroluję. Był to Kamienny Las Huanguang, niedaleko Nantianmen. Ciągnęła się tu kolejna część tej doliny. Stanąłem na jednym z najwyższych szczytów. Zaszyłem się patrolując okolicę. Resztę tego dnia spędziłem na pilnowaniu tego miejsca. Niegroźne potwory lubiły się tu zbierać i utrudniać transport. 

Zostawiałem po nich tylko popiół. Następny. Rozciąłem kilku pozostałych. Kolejny popiół. Jakiś roztargniony młody biznesmen, który wybierze ten obrzydliwy kurs, jutro powinien mi podziękować za uratowanie towaru. Wszyscy wiedzą, że tę dolinę się omija.

Na zmianę walczyłem w głębi doliny i patrolowałem z pobliskich szczytów. Po jakimś czasie zacząłem czuć zmęczenie. Walczyłem, bo nie chciałem myśleć ciągle o nim... Wciąż targają mną mieszane uczucia. Dopóki nie przekonam się, że to nie przeze mnie zachorował, nie mogę przy nim być. Gdyby jednak się nad tym zastanowić, to Venti ma objawy typowe dla karmy. Kaszel krwią i ból, to naturalna reakcja organizmu. 

Karma działa jak nadmiar hormonu stresu. Gdy ludzie się stresują, czują bóle brzucha albo głowy. Jednak karma nie jest hormonem. Jest częścią demona, która odbija swoje piętno na ludzkiej psychice. Jedno mi nie pasuje - Venti nie wariuje. Zwykle negatywne emocje przejmują kontrolę.

Przez roztrzepanie prawie mnie postrzelono. Szybko odpędziłem swoje myśli i wróciłem do walki. Byłem już zmęczony. Gdy wśród gór zaczęło przebijać się zachodzące słońce, zdecydowałem się po raz ostatni wdrapać na szczyt. Lekko nieprzytomny udawałem, że jeszcze patroluję. Oszukiwałem sam siebie, nie miałem już sił. Oparłem głowę o włócznię, którą trzymałem pionowo w ręce. Chwilę później zasnąłem.

***

Malowałem drobnym pędzelkiem swoje oczy. Farbka o brzoskwiniowym odcieniu przypominała mi tego, który mnie uratował i pozwolił żyć z nową rodziną. Na to wspomnienie uśmiechnąłem się do siebie w lustrze. To był kolejny piękny dzień. Siedzieliśmy na niewielkiej wysepce, zawieszonej wśród obłoków. Gdy ja się malowałem, moje rodzeństwo bawiło się w najlepsze. W lustrze oglądałem, co robili. Może dlatego malowałem się tak długo?

Falling for you || XiaovenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz