Następnego dnia Venti obudził się wypoczęty i ruszył do drugiego pomieszczenia. Zobaczył czarnowłosego chłopaka, który siedział i tylko na to czekał. Niemalże od razu wyruszyli. Venti wciąż próbował z nim rozmawiać o najróżniejszych sprawach, ale zrozumiał, że on chyba tego nie chce. Odpowiadał krótko i był tajemniczy.
Na horyzoncie wyłaniał się już zajazd Wangshu. Subtelna budowla na ogromnym drzewie. Miejsce w ciepłych kolorach jesieni kontrastujących z krystalicznie czystą wodą odbijająca błekitne niebo. Turkus przebijał się miejscami przez niewielkie wysepki. Krzewy w odcieniach czerwieni widocznie przebijały się przez delikatną architekturę zajazdu.
Xiao co jakiś czas gdzieś odchodził, aby oczyścić teren. Nie było to konieczne, ale czuł się nieco niezręcznie. Chciał się upewnić, że chłopak obok niego to sam Barbatos. Choć wszystko na to wskazywało bał się spytać. Był zagubiony i postanowił odwlec to w czasie.Venti lekko już znudzony samotnym marszem w stronę zajazdu zaczął kopać jakieś kamienie z głową skierowaną w szutrową drogę. Grając w tę jednoosobową piłkę nawet nie zauważył, gdy minął bramę do zajazdu. Kawałek dalej się zatrzymał i czekał na dalsze instrukcje. Podróż zaczynała go nieco nudzić. Liczył na rozmowę sam na sam, jednak Xiao zawsze znika, gdy ma dojść do niej. Tak jakby jego introwertyczny zmysł ostrzegał go, że zaraz należy się ewakuować.
"Gdybym tylko mógł tu przylecieć..." - tak sobie myślał. Jednak ostatnio natężenie jego wpadek, które mogą wyjawić jego tożsamość było całkiem spore. Jeden z mieszkańców zauważył, że jego wizja się nie świeci, gdy używa mocy. Jakiś rycerz nakrył go podczas patrolu na czyszczeniu mocnego potwora bez większego trudu. Ktoś jeszcze podobno widział jak rozmawia ze smokiem czy zapuszcza się do części Mondstadt, w które nikt się nie wybiera. Te ostatnie to jednak zwykłe plotki, ale i tak mogą go zdemaskować. Może nie jest to dla niego tragedia, że ktoś pozna jego tożsamość, jak to bywa w przypadku Moraxa, ale bezpieczniej jest, gdy pozostaje w ukryciu. Sam uważa, że władza deprawuje i nie chce wszystkiego brać na siebie.
Xiao do niego dołączył chwilę później i zdecydowali, że zostaną w zajeździe. Następnego dnia umówili się, że dotrą już do Liyue bez zbędnych przerw. Zostawił Ventiego z Verr Goldet, aby znalazła mu zakwaterowanie, a sam poszedł się przewietrzyć na swoje ulubione miejsce - dach. Zajazd to nie jest typowe miejsce, które odwiedzają po prostu turyści. Verr Goldet wraz ze swoim mężem Huai'anem współpracują z Liyue Qixing. Ich głównym zadaniem jest zapewnić Xiao wsparcie w jego walce. Są to dobrzy i troskliwi ludzie, którzy jako jedni z niewielu znają go od innej strony. Ludzie uważają Xiao za przerażającego przez jego aurę czy trudność w nawiązaniu kontaktu. Oni jednak go rozumieją. Dlatego też dbają o niego jak o własnego syna.
Xiao siedząc na dachu odpoczywał. Powoli zachodziło słońce. Uwielbiał tu siedzieć przez niezwykłe widoki. Nad nim było wielkie drzewo o złocistych liściach, a pod nim - kontrastujące turkusowe dachówki. Dookoła widział górzyste wybrzeża Liyue i Dragonspine'a. Zajazd nocą oświetlony był przez podobne do lampionów z Lantern Rite lampy. Ta sceneria dawała mu wewnętrzny spokój. Wieczorem w zajeździe było zwykle cicho, jednak nie spodziewał się tego dzisiaj. W końcu gościem jest Venti, który jak się już przekonał, jest jedną z bardziej rozgadanych osób. Xiao usłyszał chwilę później dzwonek, który służył obsłudze do wołania na posiłek. W końcu nie wyobrażali sobie wspinania się na dach. Xiao zgrabnie zszedł ze swojej kryjówki i ruszył do stolika w kuchni.
Przy nim zobaczył już Ventiego, który czekał głodny na jedzenie. Wyglądał uroczo z uśmiechem na twarzy i sztućcami trzymanymi sztywno w rękach. Wydawał się być beztroskim chłopakiem. Xiao się do niego ostrożnie przysiadł.
- Co na obiad?? - spytał ciekawski Venti.- Dzisiaj serwujemy migdałowe tofu. W zasadzie to, co zawsze. - powiedział z uśmiechem Yanxiao.
- Dziękuję. - powiedział Xiao. Yanxiao skinął do niego głową i odszedł w stronę kuchni. W tym czasie zaczęli jeść. Xiao znów czuł się niezręcznie. Zjadł szybko i już miał gdzieś iść, ale gdy wstawał Venti złapał go za nadgarstek.
- Poczekasz na mnie? - zapytał.
- W porządku. - Xiao usiadł na swoje miejsce i starał się ominąć kontakt wzrokowy. Zdawało mu się, że to, co robi jest głupie, ale nie rozumiał swoich uczuć. Trochę nie wiedział jak się zachować. Jeżeli to jest Barbatos, to nie wypada mu jeść z nim posiłku przy jednym stole. Uważał też, że powinien od razu rozpoznać swojego wybawcę, bo inaczej oznacza to brak szacunku. Z drugiej strony nie wie czy to na pewno on. To zmieszanie sprawiało, że bardzo się stresował.
- Chcesz moją porcję? - Xiao pokiwał głową i pośpiesznie zabrał od niego talerz.
- Chciałbym dowiedzieć się o tobie więcej. - powiedział Venti z uśmiechem. Czuł się jakby zwabił dzikie zwierzę na przynętę, którą było jego jedzenie.
- Verr Goldet powiedziała mi, że tutaj mieszkasz. Pokażesz mi swój pokój?
- Jeżeli tego chcesz, to oczywiście. - Xiao szybko dokończył dodatkową porcję i zaprowadził chłopaka do innej części zajazdu.
Weszli do pokoju. Był on niewielki, wyposażony tylko w najważniejsze meble - biurko, łóżko, szafę, fotel i półki na książki. Obok były drzwi do innego pomieszczenia, zapewne łazienki. Xiao stał jakby czekał na jakieś polecenia, co już zdenerwowało nieco Ventiego. Czuł się jakby był jego podwładnym.
- Xiao, czy ty mnie pamiętasz? - zapytał z lekkim poirytowaniem Venti, po czym kontynuował - Dawno temu ci pomogłem, gdy cierpiałeś. Wiesz kim jestem, prawda?
- Tak... - odpowiedział lekko zawstydzony.
- W takim razie postawmy sprawę jasno. Traktuj mnie jak przyjaciela. Nie jestem tu by ci rozkazywać. Potrzebowałem przykrywki, aby nie zdradzić prawdziwej tożsamości. - z trudem dokończył swą myśl, bo zaczął kaszleć.
- Wszystko w porządku? Przynieść herbaty? - spytał Xiao.
- Preferuję wino, ale spokojnie mam swoje. Kilka na podróż i jedno na rozmowę z Zhonglim, hehe. - rozsiadł się na łóżku i zaczął grzebać w plecaku. Zaraz po tym z uśmiechem podniósł butelkę z trunkiem wysoko, aby pokazać swoje znaleźne. Otworzył butelkę i wziął parę łyków. Starał się mimo wszystko ograniczyć, bo nie mógł pobrudzić łóżka. W końcu tak nie wypada.
Trzymając butelkę, wyciągnął rękę do chłopaka. Xiao pokiwał na "nie", więc Venti kontynuował picie w samotności. Mówi się, że jeżeli ktoś pije sam, to już jest wtedy alkoholizm. Venti usłyszał to kiedyś w tawernie i dlatego nie lubi pić sam. To tak jakby był uwiązany przez swoje uzależnienie, a bóg wolności nie chce być do niczego uwiązany. Dziś jednak może zrobić mały wyjątek.
- Jedną z niewielu rzeczy, którą wiem o Anemo Archonie jest to, że dużo pije. Dlaczego to robisz? - spytał Xiao. W jego głosie można było wyczuć wyraźne zmartwienie.
- To bardzo dobre pytanie. Myślę, że powodów mam wiele, ale to dłuższa historia. Chcesz posłuchać? - spytał sprawdzając ile trunku mu zostało.
- Tak. - odpowiedział Xiao i usiadł obok niego na łóżku.