II

259 24 58
                                        

*** 2 godziny przed wyjazdem ***

Venti dalej spał. Według wytycznych od Jean miał się stawić o godzinie 8.00 na miejscu i wyruszyć w podróż do Liyue. Również dostał zakaz spożywania alkoholu. Jean chciała uniknąć jakichkolwiek nieodpowiednich sytuacji z nim związanych. Oczywiście Venti miał swój własny plan i postanowił się go trzymać. Wstał dopiero koło godziny 10.00 i zaczął szukać czegokolwiek by zwalczyć kaca. Nie miał pojęcia jak znalazł się w swoim domu. Jedyne co pamiętał, to że się upił noc wcześniej. Postanowił się nie przejmować tym jak się znalazł w swoim domu. W końcu czy ktoś go tu przyniósł czy przyszedł sam efekt dalej był jednakowy. Zaczął się w końcu przygotowywać do podróży. Większość niezbędnych rzeczy spakował już dzień wcześniej. Zostało mu już tylko schować do torby swój zestaw podróżnika. Składał się on z kilku jabłek, harfy i butelki jego ulubionego wina z Mondstadt. Jak pewnie wiele osób się spodziewa, ukradł je z pewnej dobrze znanej tawerny. Kiedy skończył się pakować poszedł jeszcze raz ocenić swój stan przed lustrem. Poprawił delikatnie swoje warkocze i wychodząc z domu ubrał na siebie swoją czapkę. Był gotów do drogi.

Jean wcześniej poprosiła go by stawił się w jej gabinecie. Idąc spokojnym krokiem znalazł się tam po około 10 minutach drogi. Wiedział, że jest bardzo spóźniony i potrafił przewidzieć reakcję Jean na jego widok. Zapukał do drzwi jej gabinetu i po chwili ją zobaczył. Była wściekła.

- VENTI! TŁUMACZYŁAM CI, ŻE MASZ BYĆ DZIŚ PUNKTUALNY! MIAŁEŚ BYĆ U MNIE 4 GODZINY WCZEŚNIEJ. - krzyczała w jego stronę Jean. W normalnych warunkach nie skończyłoby się to na kilku zdaniach a na pełnej awanturze. Jednak wiedziała ona doskonale, że ktoś na Ventiego czeka, więc postanowiła sobie już odpuścić. Tak samo była pewna, że chłopak przestanie ją słuchać jeżeli już tego nie zrobił.

- Dobra, jesteś już wystarczająco spóźniony. Po prostu chodźmy. - powiedziała zrezygnowana.

Venti nie odezwał się do niej ani razu. To nie tak, że jej nie lubił. Po prostu wiedział, że teraz jest zły moment by cokolwiek powiedzieć. Znowu przesadził. To nie była pierwsza sytuacja gdy po prostu zwyczajnie zlekceważył jej prośby. Byli już blisko głównej bramy miasta. Jean znowu traciła głowę widząc jak Venti się za nią ciągnie. Czasami zachowywał się jak zwykłe dziecko. Mimo tego, że był archonem żyjącym już od ponad dwóch tysięcy lat, jego zachowanie można było porównać do zwyczajnego nastolatka, który dopiero co wchodzi w dorosłość. Dotarli już do bramy Mondstadt. Venti już z daleka widział osobę, która ma go eskortować. Miał wrażenie, że skądś go kojarzył. Czy to mógł być ten yaksha, którego kiedyś uratował? To pytanie krążyło mu po głowie. 

- Pamiętaj, że masz się dobrze zachowywać, bo jak znowu nam narobisz wstydu to wylądujesz w izolatce z Klee.

Venti wtedy nie wiedział co go bardziej przerażało. Stanowczość Jean, izolatka czy ta młoda terrorystka. Postanowił, że nie będzie już nikogo denerwował. To chyba był jedyny sposób by wrócić do Mondstadt w jednym kawałku.

- Przecież wiesz, że jestem bardzo miły i nigdy nikomu nie sprawiam problemu. - odpowiedział po chwili namysłu.

- Oh, cześć Xiao. Wybacz za moje zachowanie. Musiałam go przygotować psychicznie na podróż. - Jean uśmiechnęła się w stronę Xiao - Mam nadzieję, że Venti nie narobi ci kłopotów...

- Nie powinien. - odpowiedział Xiao jak zawsze obojętnie.

- Też tak uważam!! - powiedział Venti.

Xiao czekając pod Mondstadt miał dużo czasu by zastanowić się kim będzie osoba, którą ma przeprowadzić do Liyue. Zawsze gdy dostawał informacje od Moraxa, brakowało mu wyglądu i charakteru. Jeżeli nagle miałby przeprowadzić drugą Hu Tao to wolał być na to gotowy psychicznie.

Venti szarpnął za narzutkę Jean. Chciał z nią jeszcze po raz ostatni porozmawiać przed swoim wyjazdem. Dziewczyna zrozumiała co miał na myśli. Przeprosiła na chwilę Xiao i poszła porozmawiać z Ventim na osobności.

- Co się stało? - spytała Jean.

- Mogłabyś mi przypomnieć najważniejsze informacje o nim? Wolałbym się upewnić co do kilku rzeczy...

- Oczywiście, ale krótko. Nie chcę żeby za długo na ciebie czekał. W takim razie raczej pamiętasz, że jest yakshą i pochodzi z Liyue. Na podstawie umowy zawartej z Moraxem jego zadaniem jest obrona tego terenu. Codziennie ciężko pracuje by się z niej wywiązać. Miał bardzo ciężką przeszłość, ale sama szczegółów na ten temat nie znam.

- Okej, dziękuję za wszystko. Biegnę już do niego, paaa!! - wykrzyczał Venti.

Teraz już był pewny, że chłopak, który miał go odprowadzić był tym, którego uratował dawno temu. Po krótkim namyśle postanowił podbiec do Xiao by nie musiał już więcej na niego czekać. Pomachał jeszcze ostatni raz do Jean i skupił się na podróży.

- Xiaooo - zawołał go Venti.

- Co chcesz? - zapytał bez uczuć.

- Opowiesz mi o swojej pracy?

- Nie. - odpowiedział bezdusznie i przyśpieszył krok.

Venti doskonale wiedział od Jean co jest jego pracą, ale chciał z nim o czymś porozmawiać. Sądził, że rozmowa będzie wyglądała nieco inaczej...

- Xiao, ja nie nadążam za tobą. Zwolnij proszę... - powiedział zdyszany Venti.

- Jak chcesz możemy zrobić krótką przerwę.

- Poproszę.

Usiedli oboje na kamieniach obok drogi. Venti nie miał prawie w ogóle kondycji. W ostatnim czasie nie ruszył się więcej niż od swojego domu do tawerny. Tymczasem Xiao ze swoimi morderczymi treningami nie odczuwał zmęczenia. Dla niego aktualnie było wręcz za wolno. Niestety wiedział, że Venti szybciej nie da rady, więc po prostu postanowił być "miły" i dostosować się do jego tempa. Oznaczało to również, że droga zajmie znacznie więcej czasu niż przewidywał. Venti zaczął wyciągać coś ze swojego plecaka. Były to jabłka, które spakował będąc w domu.

- Hej Xiao, masz ochotę na jabłko? - zapytał.

- Nie.

- No weź, jabłka są zdrowe.

- Nie.

- Proszę? - przysunął jabłko bliżej chłopaka.

Xiao wiedział, że to jest ten typ osoby, który nie odpuszcza, więc postanowił wziąć od niego jabłko i dać sobie już z tym spokój. Nie miał w zwyczaju jeść innych rzeczy niż Almond Tofu. Chociaż musiał przyznać, że mu posmakowało. Nie chciał żeby Venti to widział, więc zatrzymał swój kamienny wyraz twarzy.

- "Mam wrażenie, że kogoś mi przypomina." - pomyślał Xiao.

Niby wygląda na beztroskiego dzieciaka, ale kilka rzeczy się nie zgadzało. Wyraźnie na kartce, którą dostał od Rex Lapisa, było napisane, że lubi alkohol. Wygląda jednak za młodo by mógł go w ogóle pić a co dopiero uwielbiać. Do tego sam fakt, że Morax nazwał go przyjacielem oznaczał, że znali się już wcześniej. Tylko, że Venti wygląda na jakieś 15 lat. To by była bardzo dziwna znajomość. Zwłaszcza, że Morax ma już 6 tysięcy lat... Jest jedno racjonalne wytłumaczenie. Chłopak, który przed nim siedzi jest archonem. Nawet przypomina z wyglądu tego, który uratował Xiao w przeszłości. Czy to możliwe, że Venti i Barbatos to ta sama osoba?







Falling for you || XiaovenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz