VII

53 3 7
                                        

Obudziłem się z potężnym bólem głowy. Za oknem było już jasno, ale wcale nie chciałem wstawać. Mimo wszystko wyszedłem z łóżka i poszedłem do salonu. Na kanapie leżał Venti, nadal spał. Wtedy przypomniało mi się wszystko, co wczoraj robiliśmy. Chyba znowu się rumieniłem. Jeszcze nigdy nie byłem z nikim tak blisko. Może on mnie polubił? A może bardziej?

Przypomniał mi się wtedy jeden z moich braci. Pamiętam jak zakochał się w śmiertelniczce. Byli bardzo blisko. Pomagała mu. Miała jasną, nieskazitelną duszę. Nawet, gdy mój brat sprawiał, że cierpiała. Znosiła to dzielnie. Wiedzieliśmy, że jej uczucie było szczere, ale także, że nie spotka ich dobry los. Niestety my jesteśmy skazani na wieczny smutek, żal i agonię, którą musimy odbyć w samotności. A w zasadzie teraz jestem już tylko ja. Dzielna śmiertelniczka zginęła przez karmę a zaraz po niej mój brat, gdy utracił kontrolę.

Nie zasługuję na miłość w ludzkim znaczeniu. Przynosi to tylko niepotrzebny ból tym, których kocham. Już i tak za długo byłem szczęśliwy w ich towarzystwie. Nie chcę by Childe ucierpiał przeze mnie. Albo Venti...

Poczułem na swoim ramieniu rękę. Odwróciłem się niemal od razu i zobaczyłem Zhongliego. Uśpiona czujność to zły znak. Powinienem wrócić do pracy.

- Chodź ze mną na momencik. - powiedział szeptem. Proszę, żeby on ze mną nie rozmawiał o tym, co wczoraj się działo...

- Wiesz, zauważyłem w tobie pewne zmiany, Xiao. - zaczął mówić. O nie, on chyba nie chce do tego zmierzać - Venti ma chyba na ciebie dobry wpływ...

- To nie tak jak myślisz! Do niczego nie doszło! - zacząłem się bronić.

- Hmm? O czym mówisz? - patrzył na mnie z podniesioną brwią.

- Znaczy... a do czego dążysz? - zapytałem zażenowany spuszczając głowę w dół.

- Dążę do tego, że zdajesz się być szczęśliwy. Chcę byś wiedział, że ty też jesteś mieszkańcem Liyue, a co za tym idzie, moim poddanym. Pragnę także twojego szczęścia.

- Nie za bardzo rozumiem o czym mówisz.

- Z twoich raportów i moich obserwacji wynika, że nic nam już nie grozi. Od około roku, twoja praca to bardziej doglądanie niż walka. A co za tym idzie nasza umowa dobiega końca. Za tydzień będziesz wolny. Od tej pory będziesz mógł robić to, co zechcesz.

Stałem jak wryty. Nie rób mi tego... Co ja pocznę? Patrzyłem na niego przerażony, ale jego wyraz twarzy był stały. Uśmiechał się lekko. Bałem się. Chciałem go już błagać, aby pozwolił mi zostać, ale po prostu szedł przed siebie, mijając mnie. Zatrzymał się tylko za mną na chwilę.

- Od początku naszej znajomości, a znam Ventiego dość długo, nigdy nie widziałem żeby tak ochoczo skończył pić. Gdy usłyszał, że śpicie razem, uciekł niemalże natychmiast. - powiedział wyrywając mnie z wcześniejszych dylematów. - Jeżeli dobrze to rozegrasz, być może brak pracy w Liyue będzie dla ciebie korzyścią. Wiedz, że życzę wam szczęścia.

Zhongli po tym, co powiedział od razu poszedł do innego pokoju. Wtedy zrozumiałem. Daje mi szanse odejść i znaleźć swoje miejsce.

Poszedłem do kuchni poszukując czegoś do jedzenia. Posiłków jako tako nie potrzebuję, ale czuję, że muszę zająć się czymś innym niż myślenie nad sytuacją z Ventim i moją pracą. Zacząłem grzebać w szafkach w poszukiwaniu w sumie czegokolwiek, ale to na marne. Zostały mi do sprawdzenia jeszcze górne szafki. Oczywiście za cholerę nie mogłem sięgnąć. Podsuwałem taboret i wtedy zobaczyłem znajome nogi pewnego rudego osobnika. Opierał się o framugę z wyraźnym uśmiechem. 

- Tam nic nie ma, mikrusie. Były wcześniej płatki, ale zjadłem. - powiedział z uśmiechem patrząc na mnie i taboret.

- Nie denerwuj mnie. - odpowiedziałem wściekły kopiąc mebel pod stolik.

Falling for you || XiaovenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz