Rozdział 22 (105)

41 3 0
                                    


- Axel? Co będziemy robić? I gdzie wszyscy uciekają?

- Pójdziemy do ogrodu tylko coś wezmę. Słuchaj nie ma rodziców, pojechali gdzieś. Jesteśmy sami, więc dałem wolne komu mogłem – uśmiechnął się. – Jesteśmy dorośli. Nie potrzebujemy nianiek. Poza tym, to o wiele swobodniejsze – mrugnął do mnie i sięgnął dłonią po moją rękę.

- A ty? Na pewnie nie musisz pracować?

- Będę miał masę roboty, kiedy rodzice wrócą. To wszystko będzie trzeba jakoś ogarnąć i w ogóle. Nie chcę, byś wtedy się czuła samotnie... - Podniosłam się i podeszłam do półek.

- Mówiłam ci. Potrzebuję jakiegoś zajęcia... Muszę coś znaleźć...

- Wiem – skinął. Złapał parę rzeczy i ruszył z powrotem. – Chodź. Chodź proszę...

Otwarł mi drzwi, więc ruszyłam przodem. Ściągnęłam brwi patrząc na niego. Zerknął z ukosa i się uśmiechnął.

- Nie chciałabyś zostać moją asystentką?

- Słucham?

- No byłoby to bardzo wygodnie, nie sądzisz? Czas pracy jest zadaniowy, ja bym się szybciej uwijał, ty byś miała stały dochód i ubezpieczenie. Biorąc pod uwagę czym się zajmowałaś w Instytucie, to papierki są twoją działką.

- No tak, Axel. Ale czy tak można? – Ruszyłam po schodach i nagle zdałam sobie sprawę, że on stanął na chwilę i zaczął na mnie patrzeć z góry. Obróciłam się do niego unosząc brwi. Uśmiechnął się i dobiegł do mnie.

- Można, można. Pogadam z ojcem jak wróci i zobaczymy.

- Naprawdę byś to dla mnie zrobił? – Zatrzymał się i spojrzał na mnie z rozczuleniem.

- To jest nic w porównaniu z tym, co chciałbym dla ciebie robić – położył dłoń na moim policzku. Wpatrzyłam się w jego jasne oczy. Uśmiechnął się, kiedy stanęłam na palcach. – No nareszcie...

- Och, zamknij się – pocałowałam go mocno przytrzymując się jego ramion. Zaśmiał się, kiedy oderwałam usta.

- Masz charakterek, nie powiem – mrugnął do mnie i przepuścił mnie w drzwiach na dwór. Usiedliśmy na ławce, a ja oparłam plecy o klatę Axela. Objął mnie luźno ręką i podał tablet. – Chcesz?

- Czemu nie... - Wzięłam go. – Wiesz, że najpierw byłam zazdrosna?

- Co? Ale kiedy? – Zerknął na mnie.

- No jak Cloe się do ciebie przykleiła.

- Och, tak. Lubi grać pierwsze skrzypce, ale nie musisz być zazdrosna...

- Wiem. Widziałam to w twoich oczach. Jak próbowałeś się wyśliznąć z lekką niechęcią, a jednocześnie nie chciałeś jej zranić, więc w końcu się poddałeś i pozwoliłeś jej tkwić na swoim ramieniu – zaśmiałam się. – Byłeś taki bezradny.

- I oczywiście to idealny powód, żeby się ze mnie ponabijać? – Poczułam, jak zachichotał.

- Nie nabijam się – chwyciłam na chwilę jego dłoń wiszącą nad moim ramieniem. Rozsunął palce, ale nie splotłam z nimi swoich. Przesunęłam palcami po srebrnym sygnecie.

- Hm?

- Nie ściągasz go nigdy.

- Tak jak ty bransoletki. Jest po dziadku.

- A ja mam ją od babci. – Przechylił głowę próbując zerknąć. Zsunęłam się odrobinę w dół kładąc nogi na ławce i oparłam głowę na jego ramieniu. Oparł brodę o czubek mojej głowy i zamruczał gardłowo.

X-Men II: OdnalezionaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz