XIII

129 10 3
                                    

SPOILER Z 4 SEZONU 

nie jakiś duży, ale i tak ostrzegam 

Wstrzymałam oddech i ścisnęłam pięści. Poczułam się, jakby ktoś przywalił mi z całej siły w twarz. Nie tak miało być...

Dni egzaminów były istnym koszmarem. Stres, panika, płacz, uspokojenie się, ponowny stres, panika, płacz, spokój... i od nowa.

Ale zacznijmy od początku, a wszystko zaczęło się po moim powrocie ze spotkania z Luką.

W holu czekał ojciec. Siedział na czerwonym fotelu z głową odchyloną do tyłu. Zasnął. Uśmiechnęłam się, ponieważ biedak rzadko miał na czas na odpoczynek.

Wtedy mama nagle pojawiła się za nim. Gdyby spojrzenie zabijało, prawdopodobnie nie przeżyłabym tej nocy. Szybkim ruchem, pełnym wdzięku okrążyła tatę, budząc go przy tym. Najpierw pytała o wygląd, następnie byłam zmuszona wysłuchać piętnastominutowego wykładu o... w sumie nawet nie wiem o czym on dokładnie był. Później zaczęła wrzeszczeć gdy jej pyskowałam i wysłała mnie do pokoju. Ojciec posłał mi tylko blady uśmiech, po czym szybkim krokiem ruszył za mamą do ich sypialni.

W nocy nie mogłam zasnąć. Z przejęcia egzaminami rzecz jasna.

Rano dostałam pełno wiadomości od rodziny typu: „powodzenia kochana", „daj czadu!", „nie stresuj się, będzie dobrze". Jedynie SMS od Luki wywołał uśmiech na mojej twarzy.

Luka:

Pokarz co potrafisz, Pszczółko;)

Przy śniadaniu ojciec wygłosił mowę, jaki to on jest ze mnie dumny. Mama tylko co jakiś czas mu przytakiwała.

Przed szkołą był tłum zestresowanych nastolatków. Byłam praktycznie w takim samym stanie jak oni. Humor poprawił mi widok Julie, rzygającej do śmietnika. Może i było to wredne z mojej strony, ale no cóż. Nie było mi jej żal.

Pierwszy test poszedł mi znakomicie. Przynajmniej tak czuje. Jak wróciłam do domu wpadłam w panikę przed matematyką. Stres, panika, płacz i tak dalej. Uspokoiłam się dopiero po telefonie od Luki. Złoty człowiek.

Na szczęście następnego dnia wygrałam z nerwami i nie towarzyszyłam Julie, która znowu rzygała (tym razem już nie dobiegła do kosza). Mogę nawet stwierdzić, że matematyka poszłam i dobrze.

Następne egzaminy poszły szybko i bezboleśnie. No prawie. Panikowałam jak zawsze.

Po wyjściu z ostatniego egzaminu odetchnęłam z ulgą. Koniec z tą szkołą. Koniec z Julie i jej gangiem. Koniec z cholerną lekcją matematyki. Jeszcze tylko rozdanie dyplomów w piątek.

Luka i Juleka zaprosili mnie na małą imprezę na łódce tego samego dnia. Szybko przebrałam się z kraciastej spódniczki w białą obcisłą sukienkę na ramiączkach i kurtkę jeansową.

Wszystko byłoby fajnie gdyby powiedzieli mi, że będą tam ONI. Marinette, Ayla, Nino, Rose(która akurat mi nie przeszkadzała), Kim i pozostałe błazny. A no i jeszcze wpadła Sabrina i... Adrien.

Myślałam, że rozerwę Lukę na strzępy. Ten tylko się zaśmiał i szepnął do ucha.

-Gdybym ci powiedział, nie przyszłabyś. A chciałem i nadal chcę abyś tu była.

Na szczęście Luki, wieczór minął mi szybko i miło. Z początku uciekałam przed Adrienem i Sabriną, ale w końcu mnie złapali. Zmusiłam się do uśmiechu i porozmawiałam z nimi jakby wszystko było okej.

Co mnie zaskoczyło, Marinette podeszła do mnie, podała kubeczek z napojem i zaczęła miłą rozmowę. Gadałyśmy dobre dziesięć minut. Luka był ze mnie bardzo dumny, ale ja nadal chciałam go zabić.

P.S. Żegnaj Chloe...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz