Biegła żwirowym podjazdem, dziękując sobie w duchu za to, że zdecydowała się włożyć amazonkę, a pod spód dopasowane bryczesy. Pozwoliło jej to teraz biec bez plątania się w fałdy obfitej sukni, a przystosowane do jazdy konnej wysokie oficerki chroniły łydki przed pryskającym spod stóp drobnym żwirem. Jej umysł pracował na najwyższych obrotach, a pytania, na które jeszcze nie znała odpowiedzi, układały się w jej umyśle w długą litanię.
Żółta wstążka należała do Lizzie. Czy Evie wzięła ją, by odprawić rytuał? Czy to Lizzie była tą, która wezwała moce nieczyste? Czy wszystko z nią w porządku, którakolwiek to była? Stan polany wskazywał, że niekoniecznie. Czy w domu już wiedzą? A jeśli wiedzą, to czemu jej nie wezwali?
Bryła pałacu na tle zaciągniętego chmurami nieba wyglądała niezwykle ponuro w oczach London, kiedy zbliżała się do niego. Porywisty wiatr targał jej prostymi jasnymi włosami, które uwolniły się z upięcia w tym szalonym biegu. Jeszcze sto metrów, jeszcze pięćdziesiąt... London niemal unosiła się nad ziemią, tak szybko przebierała nogami, w tej jednej chwili doceniając wszelkie treningi kondycyjne, które zaserwował im ojciec.
Nie zwalniając biegu skręciła za róg, by dopaść drzwi dla służby, które specjalnie dla niej pozostawały otwarte, zawsze, gdy odbywała misję. Zwolniła, wyrównała oddech. Przez niskie okno zobaczyła krzątającą się kucharkę i dwie podkuchenne. Ich ruchy nie wykazywały nerwowości, a w tej chwili do kuchni weszła pokojówka, niosąca babkę orzechową na ozdobnym talerzu. Powiedziała coś do najbliżej stojącej dziewczyny i obie zachichotały, narażając się na potępiające spojrzenie kucharki. London po raz ostatni odetchnęła głęboko, a jej oddech wrócił do swojego normalnego rytmu. Sięgnęła po klamkę.
***
Pins ze złością wyplątywała wstążkę z misternie upiętych pukli włosów, mrucząc coś pod nosem, kiedy pukanie do drzwi wdarło się w ciszę garderoby.
– Nie ma mnie! – warknęła, szarpiąc oporną ozdobę, która nie chciała dać się zdjąć.
Drzwi lekko skrzypnęły i w szparze ukazała się ciemna twarz Raven.
– Wróciła London. Widziałam ją przez okno.
Pins, sztyletując siostrę wzrokiem poprzez odbicie w lustrze, odwróciła się do niej nagłym ruchem. Raven lekko drgnęła.
– Pomóc ci z tą wstążką?
Pins opuściła ręce z rezygnacją i kiwnęła głową. Zachęcona tym gestem, Raven weszła do pokoju i zwinnymi palcami pozbyła się wstążki.
– Obcięłabym ten pukiel, ale babcia by mnie zabiła, jakbym znowu to zrobiła. – Pins wsunęła dłonie w uwolnione włosy i roztrzepała je delikatnie. Raven bez słowa patrzyła na wyraźnie krótsze w kilku miejscach loki, podczas, gdy jej siostra sprawnie podzieliła włosy na pół i zwinęła dwa zgrabne koczki na czubku głowy. – Nie wiem co jest nie tak z TĄ fryzurą. Przynajmniej nic mi nie leci do oczu i nie zaburza pola widzenia.
– Jest niedzisiejsza – zauważyła Raven. – Dobra na misje w przyszłości, ale nie na herbatkę w salonie.
– Nienawidzę loków!
Raven przewróciła oczami.
– London...
– Tak – przerwała jej Pins. – Idziemy! – Zgarnęła w dłoń fałdy sukni, unosząc ją powyżej kostek, chwyciła siostrę za rękę i wymaszerowała z pokoju.
***
Najwyraźniej nic nie wiedzieli. London planowała przemknąć się niezauważenie korytarzem obok kuchni do schodów dla służby, ale zaraz za drzwiami natknęła się na starego Rogera – ich stajennego. Wyglądało, jakby miał właśnie wychodzić i przez umysł dziewczyny przemknęła myśl, co też mógł robić w domu w środku dnia. Nie skupiała jednak na tym uwagi, gdyż Roger spojrzał na nią życzliwie, zagajając:
CZYTASZ
Cavendish Pride
FanfictionSiostry Cavendish zostają uwikłane w wydarzenia, na które nie były gotowe, a ich losy wiążą się ściśle z pewnymi... osobistościami, o których lepiej nie wspominać w tej rodzinie. Oto opowieść o London, Evie, Raven, Pins i Lizzie. Osoba Pinsuelli Cav...