Starsza pani z ciężkim westchnieniem spojrzała na leżącą przed nią na stoliku książeczkę. Evie, która ją tam przed chwilą położyła, przełknęła ślinę.
– Freya! – Sposób, w jaki babcia wypowiedziała jej imię, był niemal jak splunięcie. – Gdzie znalazłaś to coś? – Z pogardą pchnęła książkę palcem.
– W bibliotece. Między „Paktowaniem z nieumarłymi" i „Popularną historią współczesną".
– Freya, moje dziecko, była moją cioteczną prababką. Bardzo krnąbrną i niepokorną. Zanim została zamknięta za swoje czyny, a następnie spalona na stosie, zdołała spisać pamiętnik i wymyślone przez siebie czary. Obawiam się – spojrzała na włosy Evie – że tak ci już zostanie. Jej czary zawsze odznaczały się niesamowitą trwałością i nie kojarzę ani jednego, który udałoby się tak zneutralizować, żeby nie było większych szkód.
Evie westchnęła.
– Przepraszam, babciu.
– Cóż. Przynajmniej wyglądają lepiej, niż te zielone.
– Babciu...
Pukanie przerwało Evie i do pokoju weszła London, już przebrana i odświeżona.
– Przepraszam, że przeszkadzam – dygnęła lekko. – Wróciłam, babciu.
Podeszła do starszej pani i musnęła ustami nadstawiony policzek, jednocześnie mrugając do siostry i lekko kręcąc głową w przeczącym geście. Evie przełknęła ślinę.
– Eve, jak skończysz, Raven chciała cię widzieć. Babciu, raport?
– Jak skończę z Evelyn.
London skinęła głową, wychodząc. Babka odwróciła się ku młodszej wnuczce.
– Chciałaś coś powiedzieć?
Dziewczyna zawahała się.
– Chciałam obiecać, że przystopuję z eksperymentami.
Starsza kobieta wpatrywała się w nią przez chwilę, ale w końcu nic nie powiedziała, tylko skinęła głową.
***
Pins nie dawała spokoju sprawa minotaura. Postanowiła sprawdzić raz jeszcze miejsce z pentagramem, a potem przejść się w stronę areny śladem pozostawionym przez potwora. Dręczyły ją pytania i po prostu MUSIAŁA znaleźć na nie odpowiedzi.
Polana wyglądała tak, jak ją zostawiły, z jednym małym wyjątkiem. Minotaur znikł. Tam, gdzie powinien leżeć, na rzadkiej w tym miejscu trawie, odcisnął się ślad czegoś wielkiego i stosunkowo ciężkiego. Kilka ździebeł trawy nosiło na sobie ślady krwi, ale nic poza tym nie wskazywało, że na tej polanie kilka chwil temu rozegrała się jakakolwiek walka.
Pins podniosła się z kolan, gdzie z nosem przy ziemi próbowała coś znaleźć. Odwróciła się tyłem do pentagramu i zdjąwszy z pleców kuszę, którą tym razem przezornie zabrała z domu, ruszyła ostrożnie śladem powyrywanych z korzeniami krzaków i niewielkich drzewek. Po drodze zatrzymywała się kilka razy, nasłuchując, ale nic nie słyszała. Dosłownie nic. Żaden ptak nie zaśpiewał, żadne zwierzę nawet nie poruszyło liściem. Jakby wszystko pierzchło. Czy to był efekt działania pentagramu i sił jemu przypisanych, czy może stało się tak za sprawą minotaura?
Za drzewami widziała już arenę, była jakieś pięćdziesiąt metrów od niej, ale poszycie tutaj było dość gęste, z mnóstwem suchych gałązek i gdyby nie stratowana przez potwora roślinność, Pins mogłaby mieć problem z bezszelestnym przejściem. Wciągnęła mocno powietrze, ale nie złowiła żadnych zapachów poza igliwiem i zbutwiałymi liśćmi.
CZYTASZ
Cavendish Pride
FanfictionSiostry Cavendish zostają uwikłane w wydarzenia, na które nie były gotowe, a ich losy wiążą się ściśle z pewnymi... osobistościami, o których lepiej nie wspominać w tej rodzinie. Oto opowieść o London, Evie, Raven, Pins i Lizzie. Osoba Pinsuelli Cav...