ROZDZIAŁ 7

51 2 2
                                    


Przez chwilę Pins i utopiec wpatrywali się w siebie bez słowa. Dziewczyna odezwała się pierwsza.

– Widziałeś, co tu się stało?

Nie była pewna, czy odpowie. Czytała, że te stworzenia nie są zbyt rozmowne, ale nigdy jeszcze nie miała do czynienia z żadnym z nich. Nie wiedziała nawet, po co go tu trzymają, cela najwidoczniej była dostosowana do istot takich jak on, ale o ile wiedziała, żadna z sióstr również nigdy nie walczyła z utopcem.

Stwór milczał, a jego wzrok wędrował od rozwłóczonych po podłodze zwłok, do Pins i z powrotem.

– Potrafisz mówić? – Dziewczyna nie wiedziała, od jak dawna utopiec tu przebywał. Zwykle stworzenia jego gatunku umiały porozumiewać się z ludźmi, ale jeśli ten siedzi tu od maleńkości, to mógł nie mieć okazji się nauczyć.

– Umieć – zagulgotał stwór, jakby miał wodę w gardle – mówić.

– Widziałeś, co się wydarzyło?

Nadal trzymała palec na spuście kuszy. Nie celowała bezpośrednio w utopca, ale napięła mięśnie i stała w gotowości, by w razie konieczności poderwać broń i strzelić prosto między te wyłupiaste oczy. Stwór stał jednak spokojnie, chowając coś w zaciśniętej dłoni o bladobłękitnej skórze i nienaturalnie długich, połączonych błoną pławną palcach.

– Przyszło – powiedział tym bulgoczącym głosem. – Otworzyło.

– Kto? On? – Pins wskazała trupa u swoich stóp.

– On też. Potem.

Utopiec umilkł i już tylko wpatrywał się w martwego dozorcę.

– Czyli ktoś przyszedł i otworzył drzwi, a potem nadszedł dozorca i minotaur go zabił? – upewniła się Pins. Stworzenie z celi po drugiej stronie korytarza skinęło głową. Pins obserwowała go z fascynacją. Gdy mrugał, jego oczy przesłaniały dwie pary powiek – pionowe przezroczyste i poziome podobne do ludzkich.

– Ale tamtego pierwszego już wtedy nie było? – kontynuowała po chwili.

Utopiec patrzył na nią, jakby nie rozumiał pytania.

– Kiedy przyszedł dozorca – wskazała dłonią na zwłoki – tego, kto otworzył drzwi już nie było?

– Było... – zagulgotał stwór.

Pins westchnęła. Za wiele się nie dowiedziała.

– Wiesz, kto to był? Ten, który wypuścił minotaura?

– Daj. – Usłyszała w odpowiedzi.

– Co? – Zaskoczyło ją to żądanie.

– Coś.

No tak, zapłata. Utopce zbierały informacje, ale niechętnie się nimi dzieliły. I nie za darmo.

– Coś błyszczącego? Coś do jedzenia? – Próbowała doprecyzować, kiedy stworzenie rozwarło palce i na podłogę upadło kilka błyszczących bielą kostek. Przez sekundę Pins patrzyła na nie bezmyślnie, po czym przeniosła spojrzenie na dłoń zmasakrowanego dozorcy. Brakowało dwóch palców. Podniosła wzrok, jednocześnie płynnym ruchem unosząc kuszę i jawnie już celując w stwora.

– On. Daj.

***

Jowialny uśmiech gospodarza wywołał podobną reakcję na twarzy Lizzie. Nie rozumiała tych wszystkich przestróg, które zawsze jej powtarzano na temat sił nieczystych – Szatan okazał się niezwykle miłym starszym panem. Jego maniery, sądząc po pierwszej, nieco chaotycznej, rozmowie na polanie, były bez zarzutu. Nakładał jej teraz przepiękne, rozpływające się w ustach ciasteczka na talerzyk srebrnymi szczypczykami i nalewał idealnie zaparzonej herbaty do porcelanowej filiżanki. Opowiadał przy tym zabawne anegdoty, co chwilę doprowadzając Lizzie do wybuchów śmiechu.

Cavendish PrideOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz