ROZDZIAŁ 6

65 2 0
                                    


London wciąż jeszcze zastanawiała się, czy powiedzieć babci o Lizzie. Co prawda powstrzymała od tego Evie, ale nadal nie miała pewności, czy to był dobry ruch. Babcia miała wiedzę i doświadczenie, które mogłyby pomóc w odnalezieniu zaginionej siostry, zanim stanie się jej coś złego. London miała jednak nadzieję, że obecnie nie jest jeszcze za późno.

Lizzie była jedyną rodzoną córką Cavendishów i chociaż żadna z nich nigdy nie czuła się traktowana gorzej, to w zachowaniu rodziny wobec ich najmłodszej siostry, a zwłaszcza w zachowaniu babci, dawało się wyczuć pewną nadopiekuńczość. W dodatku ostatnio starsza kobieta trochę jakby niedomagała, więc London nie chciała niepotrzebnie jej martwić.

Składała raport, a babcia tylko kiwała głową, zatopiona we własnych myślach i dziewczyna zastanawiała się, czy do starszej pani w ogóle dociera to, co do niej mówi.

– London – odezwała się kobieta, gdy tylko jej wnuczka skończyła mówić. – Porozmawiaj z Evelyn. Jej eksperymenty muszą się skończyć. Na razie nikomu nic się nie stało, ale to się robi coraz bardziej niebezpieczne. – Wskazała na książkę, leżącą na stoliku. – Szpera po bibliotece i nie konsultuje swoich znalezisk.

– Powiem jej, żeby się wstrzymała – obiecała London. Babcia pokiwała głową.

– Widziałaś Elizabeth? – Zmieniła temat. – Po śniadaniu gdzieś pobiegła, jakby ją wilcy gonili.

London powoli pokręciła głową, starając się wyglądać naturalnie mimo nagłego ucisku w żołądku.

– Poszukam jej – powiedziała. I, technicznie rzecz biorąc, nie skłamała.

***

Im bliżej celu, tym odgłosy stawały się głośniejsze i bardziej agresywne. Jakby potwory wyczuwały, że się zbliża. Pins poprawiła chwyt na kolbie kuszy. Tu, na dole, paliło się kilka lamp olejnych, dających nikłe światło, które po całkowitej ciemności, towarzyszącej jej wcześniej, i tak raziło w oczy. Stanęła u podnóża schodów i wychyliwszy się zza załomu ściany, próbowała zorientować się w układzie pomieszczenia.

Nigdy tu nie była. W posiadłości mieszkały osoby, które zajmowały się tym obiektem i jego mieszkańcami. Ona tylko odbywała treningi na arenie. Rozpoznawała prawie wszystkie gatunki potworów, których odgłosy słyszała, znała ich słabe punkty i ze wszystkimi potrafiła walczyć, ale nie miała pojęcia, w jakich warunkach żyją. Teraz, odetchnąwszy głęboko, wyszła się zza rogu i stanęła naprzeciwko korytarza, po którego obu stronach ciągnęły się rzędy cel.

W tym momencie z jednej z nich dało się słyszeć głośne warczenie, a z dwóch innych, położonych dalej i po drugiej stronie korytarza, chrumkanie charakterystyczne dla minotaurów. Ryki behemotów zapewne brzmiałyby ogłuszająco, gdyby nie zaklęcia wygłuszające, mimo tego Pins czuła lekkie drżenie, przebiegające przez całą piwnicę, gdy rzucały się swymi wielkimi cielskami na ściany cel. Miała nadzieję, że magicznie wzmocnione mury wytrzymają ten atak.

Szła powoli środkiem korytarza, zerkając na boki i notując w pamięci ciemne karcery z rozwścieczonymi potworami. Cerber na jej widok zaczął ujadać jak opętany i Pins cieszyła się, że te dźwięki nie są słyszalne dla ludzkiego ucha. W zaświatach za to musiało być teraz głośno.

Cele behemotów nie miały drzwi, w całości były kamienne i wzmocnione magią. Karmienie odbywało się przez dziurę w suficie, umieszczoną na najwyższej kondygnacji, tak, aby potwory nie mogły do niej dosięgnąć. Pins nie chciała się zastanawiać, w jakim stanie są wnętrza tych pomieszczeń, skoro nikt ich nie sprząta. Pocieszała się tym, że ich mieszkańcy nie pozostają w nich długo – behemoty były drogie w utrzymaniu, bo, ze względu na swoje gabaryty, jadły bardzo dużo, więc pozbywano się ich wkrótce po złapaniu.

Następna po prawej była cela, która szczególnie wzbudziła jej zainteresowanie. Za szpalerem krat, w kamiennej podłodze na środku pomieszczenia ziała sporych rozmiarów okrągła dziura, a z jej wnętrza dało się słyszeć cichy plusk. Jakieś stworzenie kucało w niewielkiej odległości od niej, w kącie, plecami do korytarza i coś robiło. Jego blade, poznaczone bliznami cielsko odcinało się jaśniejszą plamą od otaczających je ciemności. Utopiec. Pins wiedziała, że stworzenia te nie lubiły światła, ich naturalnym środowiskiem była głębia, a na powierzchnię wychodziły wyłącznie nocą. Były jednak ciekawskie, kolekcjonowały informacje. Stwór spojrzał przez ramię prosto na Pins. W jego wzroku dało się zauważyć wrogość, ale dziewczyna niczego innego się po nim nie spodziewała.

W pomieszczeniu po drugiej stronie korytarza drzwi były wyrwane z jednego zawiasu i otwarte na oścież. W progu leżało zmasakrowane ciało człowieka, którego Pins kojarzyła jako dozorcę obiektu. Zanim przystąpiła do oględzin zwłok, rzuciła okiem na wnętrze karceru. Kamienne ściany wzmocniono czarem odporności na ogień, słoma w kącie wyglądała na świeżą, miski stojące pod ścianą były niemal puste. Pins przestąpiła nad ciałem martwego dozorcy i weszła do środka. W nozdrza uderzył ją charakterystyczny dla minotaurów odór kloaki, zmieszany ze smrodem uryny dolatującym z kąta. Zmarszczyła nos, próbując oddychać płytko ustami i zbliżyła się do misek. W jednej z nich były resztki szarej brei, druga, umazana czymś ciemnym – przypuszczalnie krwią, była pusta. Dziewczyna wyjęła z kieszeni chustkę, dokładnie wytarła miskę z krwi i podniosła ją do nosa. Wyczuła metaliczny zapach i coś jeszcze, ostra woń kojarzyła jej się z pieprzem. Wróciła do zwłok.

Dozorca wyglądał, jakby został złożony w ofierze. Rozoraną klatkę piersiową wraz z brzuchem oraz wylewające się z nich wnętrzności pokrywała zakrzepła już krew. Pełno też było jej na podłodze wokół trupa. Jego twarz zastygła w wyrazie przerażenia. Ręce i nogi miał powykręcane pod dziwnymi kątami. Gołym okiem było widać, że minotaur przeszedł przez niego jak taran, ale co dziwne, nawet nie próbował go zeżreć.

Pins kucała obok zwłok i badała rany na piersi i brzuchu, kiedy jej wprawne ucho wychwyciło cichy szmer. Zerwała się na równe nogi, odruchowo podniosła kuszę kuszę i wycelowała w stronę korytarza. Ten jednak nadal był pusty. Za to zza krat swojej celi utopiec patrzył na nią ogromnymi wyłupiastymi oczami.

 Za to zza krat swojej celi utopiec patrzył na nią ogromnymi wyłupiastymi oczami

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Cavendish PrideOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz