2|W Dawn Winery

834 64 9
                                    

Pov: Kaeya

Chwile już tak szedłem w deszczu z nieznanomą na rękach. Była bardzo lekka i czułem, jakbym niósł karton z komiksami do biblioteki Lisy. Powoli zbliżałem się do Dawn Winery.

Kiedy już widziałem budynek, komtem oka dostrzegłem, że sługi takie jak chodźby Adelinde szybko gdzieś wyjeżdżają. "A no tak. Plony zebrane, zapłacone to Diluc pozwala im na miesiąc wrócić do rodzin. Prawie bym zapomniał." Pomyślałem.
Krok za krokiem, a bylem już pod drzwiami. Zapukałem kładką w wilkie drewnianie deski czekając na jaką kolwiek odpowiedź. Stałem oraz pukałem tam już z 10 minut. Nie otworzył mi. Odwrócilem się w drugą stronę i juz miałem zacząć biec do miasta w nadzieji że zdąże, kiedy drzwi zaskrzypiały i zostały otwarte na rozciesz.

Odwróciłem się pomownie. W progu stał Diluc opierający się o framuge. Ze skrzyżowanymi rękoma i tym bez wyrazowym spojrzeniem zapytał:
- Czego? - całe moje ciało przeszedł dreszcz. On potrafi być mega przerażający.
- Poratujesz może-
- Nie. Jeśli myślisz że znowu wypełnie te twoje dokumenty za święty spokój to se daruj. - powiedział.
- Nie mnie. Zają byś się nią na chwilke? Błagam. - chłopak tylko spojrzał na dziewczyne i rzucił.
- Idź do miasta jak Ci tak zależy.
- Chciałbym ale raczej do tego czasu wda się zakażenie... i... - przyciołem się. Ja jak i on patrzyliśmy tylko na rane na boku K/W włosej.
- Eh...niech Ci będzie. Ale nie widze Cię w barze do końca tygodnia. - Ph... myśli że tak łatwo niepić w sobote?
- A musze? - zapytałem ironicznie.
- Tak. To teraz idź i sprowadź tu Barbare. Sam wszystkim się nie zajme. - powiedział odbierając ślicznotke z mojich rąk, do swoich.
- Okej bende za dwóch lub troche dłużej. - rzuciłem na pożegnanie, otrzymując tylko trzask drzwi za sobą.

Pov: Zmiana osoby.

Po tym jak Kaeya odszedł w strone miasta, Y/N znalazła się w rękach Diluc'a. Chłopak zaniósł i położył ją w jednym z pokoji gościnnych na górze. On także zauważył ponad przeciętną urode K/W włosej. Z szawki wyciągną bandarze, leki, maście i inne medyczne pomoce. Że też akurat dzisiaj wszyscy wyjechali. Przydała by mu się teraz Adelinde, i nie dla tego że się nie znał czy nie umiał, ale by najmiej dlatego, że zdejmowanie ubrań dziewczynie kiedy była nie przytomna wprawiało go w złe poczucie.

Najpierw usiadł na boku łóżka i zdją jej płaszczyk. Powiesiwszy go na wieszaku przyszła kolej na sukienkę. Nie wiedział czy dziewczyna ma coś pod nią czy nie co wprawiało go w dyskomfort.
"Uspokuj się Diluc. Opatrzysz jej rany i tyle. Przecież niemaż złych intencji."
Delikatnie zdją ubranie z ciała Y/N. Na szczęście miała pod spodem bieliznę. Chłopak od razu przeszedł do dezynfekowania rozciętej skóry. Odkręcił małą butelkę z błękitnym płynem i polewał nim ranę. Podczas tej czynności zauważył liczne blizny, sinaki, rozcięcia i nacięcia na różnych partiach ciała. Chodź nie wyglądała na rycerza ani wojownika, z jej ran wyciągną całą mase historii z życia. Powóciwszy do boku, Diluc sięgną po białą maść i lekko rozprowadził po ranie. Na koniec grubym bandarzem owiną brzuch nieznajomej, a co za tym idzie rane. Zdją jej buty i postawił je pod wieszakiem. Przykrył Y/N grubą kołdrą, po czym udał się na dół by zrobić herbaty. Rozsiadł się w fotelu na dole i zaczą nad czymś myśleć.

|Ten sam czas|
|Monstand|

Kaeya przekroczył bramy miasta wiatru. Ulice były puste. Z resztą co się dziwić jak zbliżała się ogromna burza. Żwawym krokiem skierował się do siedziby Kights of Favonius. Po przekroczeniu progu wielkiego budynku usłyszał jakieś szybkie tupotanie stup. Chwile skupił się na tajemniczym dźwięku, kiedy nagle wpadła na niego Klee. Blond włosa dziewczynka pośpiesznie wstała i znikneła za rogiem wejścia do biblioteki. Kaeya w dalszym ciągu leżał na zimnej podłodze prubując zrozumieć, co się dzieje.

- Klee! - krzykneła Jean zbiegająca po schodach. Miała roztrzepane włosy, pognieciony płaszczyk a buty ubrudzone. Niebieskooki nawet zastanawiał się, czy to jest Master Jean Dendilion Knight, czy może ją z kimś pomylił.
- Oh Kaeya. Cieszę się że już jesteś. Wszyscy się martwiliśmy bo długo Cię nie było. - powiedziała z ulgą w głosie. - Czy mógłbyś prosze pomóc mi złapać Klee?
- Że słucham? - wybełkotał zaczynając poddawać się śmiechowi. - A co ona, zwierze? - ponowie zapytał teraz śmiejąc się głośno.
- Ja wiem jak to brzmi, ale biegam za nia już od rana. Albedo wróci dopiero jutro i miałam się nią zajać, ale nie mam dzisiaj do tego głowy. Prosze. - poprosiła błagalnie.
- Dobrze niech będzie. Ale najpierw musisz się dowiedzieć, co się zdarzyło podczas mojego patrolu.
- Oczywiście. Tylko co ja teraz zrobie z ... - blondynka urwała na dłośne otwarcie się drzwi. Stała w nich Lisa trzymając Klee za plecak. - Klee!
Co ja Ci mówiłam o bibliotece...
- Jean idź wysłuchaj raportu Kaeya, a ja się zajme tym małym uroczym demonem. - powiedziała Lisa patrząc się kontem oka na dziewczynkę.
- Dobrze zatem. Dziekuje ci Liso, Klee prosze bądź grzeczna i słuchaj się Lisy, a Kaeya chodź za mną. - powiedziała zdecydowanie Jean. Obydwoje znikneli za drzwiami biura, gdzie chłopak wszystko powiedział Jean.

Diluc x Reader || Genshin Impact || Fanfiction || Tymczasowo  ZawieszoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz