9|Torba Y/N

549 49 17
                                    

Pov: Niedziela

Niedziela. Dzień tygodnia w którym Diluc ma najwięcej do zrobienia. Uzupełnianie papierów, sprawdzenie zapasów wina jak i innych napoi, a teraz jeszcze musiał znaleść sposób by doczyścić drewniane elementy tawerny z wina. Teoretycznie mógł pójść na łatwizne i wyciągnąć konsekwencje, lecz po pierwsze, nie wiedział kto był sprawdcą owego czynu, a po drugie, nie chciało mu się łazić po mieście i pytać ludzi czy czegoś niewiedzą. Ze świadomością o tych obowiązkach, chłopak wstał o wiele wcześniej niż zazwyczaj.

Za oknem było jeszcze ciemno, chodź ptaszki już wygrywały symfonię dźwięków. Niedaleki bydynkowi wodospad tudzież jezioro, chlupotało głośniej niż zwykło. Właściciel posiadłości usiadł na skraju łóżka przeciągając się leniwie. Podniósł się i staną na przeciw lustra. Dzisiaj kosmyki jego włosów skierowane były w nie ładzie na wszystkie strony świata. Sięgnowszy po szczotkę, zaczą rozczesywać je i w miarę układać. Po kilku minutach skończył. No, idealnie to to na pewno nie było, ale przynajmiej lepiej niż przedtem. Następnie podszedł do dużej, drewnianej komody, by wyciągnąć z niej ubrania. Szybko udał się do toalety by zmienić ubrania. Wyszedł z łazienki i w pośpiechu spojrzał na zegar w korytarzu.
" 6.35, mam jeszcze chwile. " pomyslał. W pozostałym czasie postanowił zjeść śniadanie, bo na głodnego nie zrobiłby zbyt wiele. Pierwsze co przyszło mu do głowy, jajecznica. Przygotowanie jej zajeło mu 8 minut. Usiał, zjadł, ponarzekał w głowie na siebie za przesolenie dania i posprzątał. Zwrócił się w stronę drzwi i zakładając buty, kontem oka spojrzał na zegar - wybiła równo 7.00 - Zadowolony że wyrobił się idealnie wyszedł zamykając drzwi.

Na powitane wyszedł mu zimny, poranny wiatr, który wnet zmusił go do założenia płaszcza. Zzamiarem dotarcia do Monstand odwrócił się, gdy nagle usłyszał dziwne szeleszczenie pośród roślin. Opanowany szybko przywołał Claymore do dłoni, w razie konieczności samoobrony. Powoli podszedł w okolice szmerów, kucną i szybko zamachną się bronią kiedy zarys czyjejś  sylwetki stał się widoczny. Ta osoba lub cokolwiek to było unikneło ciosu w ostatnej chwili. Napastnik upadł na plecy.
- Diluc co ty wryrabiasz?! - usłyszał od niedoszłej ofiary. Skądś kojarzył ten głos...
- Kaeya?! Co ty tu robisz? - zapytał zirytowany.
- A co mam robić? Przyszłem oddać Y/N jej rzeczy które znalazłem w wodzie. - wyjasnił podnosząc się z ziemi. - A ty co robisz jeśli mogę? - zapytał ironiczne z swoim charakterystycznym akcentem.
- Nie twój interes. - odpowiedział bez namysłu odchodząc od niebiesko-włosego.
- Chociaż wpuścisz mnie na chwile bym jej mógł oddać? - zapytał zanim chłopak znikną za rogiem. Chłopak zatrzymał się by szybko przemyśleć temat. Szczerze nie przepadał za bratem a wręcz nim gardził. Po części przez wydarzenia z przeszłości, po części za jego charakter i postawe. Zwyczajnie go irytował.
- Niech będzie. Ale tylko na 5 minut. - stwierdził wzdychając. Zadowolony Kaeya szybko podniósł się, otrzepał spodnie z piachu i podążył za "bratem". Diluc niechętnie otworzył drzwi wypuszczając drugiego do domu. Szybko przymkną drzwi i pokierował do pokoju Y/N. Widząc jak Kaeya sięga klamkę by wejść rzucił:
- Zostaw to pod drzwiami.
- Ale-
- Niema "ale". Jeszcze pewnie śpi, więc nie budź jej. - stwierdził Diluc.
- Ale jesteś. Dobra niech będzie, ale tylko dla tego że mi się śpieszy. - oznajmił kładąc brązową torbę pod drzwiami.
Niebiesko-włosy mchną ręką na pożegnanie. Kiedy tylko zniknął z pola widzenia, Diluc przykucną nad przyniesionym przedmiotem. Był cały mokry. " Jeśli w tym są ubrania Y/N, to chyba lepiej żeby to coś względnie wyschło. " pomyślał. Chwycił skórzany pasek od torby, i udał się do pokoju 07. W owym pokóju zawsze światło jest intensywniejsze, przez co ubrania i inne szybko wysychają. Gdy znalazł się już w pomieszczeniu, rozpoczą wyciąganie rzeczy dziewczyny.

Pierwsza była biała sukienka nocna z długimi rękawami. Druga była też biała z wzorami różowych oraz czerwonych kwiatów wiśni. W pasie była związana białą wstążką z naszytymi kwiatkami. Trzecie były brązowe, wysokie buty na niewielkiej platformie, ze sznórowadłami. Wszystkie ubrania rozłożył na stoliku pod oknem, by światło pomogło im szybciej wyschnąć. Wiedział, że to co zaraz zrobi może być ryzykowne, gdyż w sumie grzebie w prywatnych rzeczach Y/N i na pewno nie będzie z tego zadowolona. Jednak mimo świadomości o tym, coś kusiło go do przejżenia przedmiotów na dnie torby.
" Wiem że źle robię, ale trudno się mówi..." pomyślał rozchylając torbę. Na dnie znajdowała się długa, gruba lina, kilka map i sztylet. Na mapie przekreślone było kilka miejsc co znaczyło, że już tam była. Niby lokalizację się różniły, ale miały jedną wspólną ceche. Chdźby zbliżenie się w ich okolice było niemal nieosiągalne dla rycerzy niższej rangi niż np. Jean, a samiej wspomnianej ciężko by było tam się dostać. Tak więc jakim cudem mogła by dostać się w te okolice przeciętna, nieposiadająca wizji, ani broni dziewczyna? Interesujące można rzec. Wracając do ostatniego przedmiotu. Sztylet na już na pierwszy rzut oka był cenny. Nie świadczyły o tym klejnoty i inne kryształy, lecz dapnięcia na ostrzu. Było ich około 14. Każda po wielkiej bitwie lub walce. Już samo to Diluc był w stanie z niego odczytać chodź to nie wszystko. Nagle usłuszał bicie zegara z korytarza. " F*uck... jak się spóźnie to nie zdążę czego kolwiek zrobić. " pomyślał wybiegając z pokoju 07. Tuż przy schodach zatrzymał się przemyśleniami. " Chyba wypadało by, żebym chociaż napisał Y/N krótką notke gdzie jestem. "

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

Info:

1. Wybaczcie brak rozdziałów przez 5 dni

2. Postaram się wrzucić 2 rozdziały jednego dnia ale zobaczymy jak mi to wyjdzie -_-

3. Jeszcze raz dziękuję za wyświetlenia i głosy na moją historię 🤗🍁

Diluc x Reader || Genshin Impact || Fanfiction || Tymczasowo  ZawieszoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz