czasy: lata 80-te
Biały pasek wciągnięty prosto z mojej brudnej dłoni wcześniej spoczywającej na twojej oliwkowej skórze. Twoje chłodne spojrzenie wymieszane z zamglonym odbiciem xanaxu, który jeszcze chwile temu obejmował moje spierzchnięte wargi pragnące wypuścić ostatni oddech.
Byłeś przy tym kiedy ledwo mogłem unieść dłoń i objąć cię w talii, przyciągnąć blisko, coraz bliżej abyś mógł wreszcie zasmakować smaku szczęścia i czystej euforii płynącej z tych drobnych pigułek ukrytych głęboko w moich kieszeniach pozdzieranej kurtki.
Pamiętasz tamten sierpień na łące? Leżeliśmy na szarym, grubym kocu, który ukradłeś swojej mamie, a w powietrzu unosił się zapach lilii. Nie należał do łąki, bo ona mogła jedynie zaoferować maki, stokrotki, wiele traw, lecz nie lilii. Zapach należał do ciebie, co po raz pierwszy otumaniło mnie bardziej niżeli kokaina.
Wtedy spoglądałeś na mnie z czymś na wzór zafascynowania, czystej empatii i ciepła, twoje oczy mieniły się w kolorach czułości, a potem smutne łzy zapiekły cię w oczy, aby przedrzeć się przez grubą warstwę samokontroli jaką posiadasz. Odmówiłem ci wprost, kiedy tylko posunąłeś się do zaproszenia mnie do siebie i przedstawienia rodzicom. Nigdy nie będziemy w związku, trwałej relacji, w której bym musiał być dla ciebie. Znudzisz się mną, a ja tobą, wszyscy znudzimy się życiem. Zdążyłem zniszczyć twoje wszystkie ściany, zdeptać szczere emocje i zakopać na cmentarzu naszych gorzkich pocałunków.
Miałeś tak czystą i lekką duszę, niewinną ukazującą czułość światu, nie mogłem pozwolić, aby ktokolwiek inny jej dotknął.
Należałeś do mnie, ale ja nie mogłem ci się oddać, nie mogłem. Jestem jedynie marnym epizodem w życiu innych, ulotną chwilą, dla której przywiązanie liczy się z cierniami wbijanymi w serce. Nie mogłem ci się oddać, ale ty zawsze będziesz dla mnie. Obiecałeś.
Uznawałeś się za zwykłego nastolatka, bez cech wyróżniających na tle innych ludzi. Być może wcale się nie myliłeś, może inni powiedzieliby to samo, jednak zadziało się coś we mnie, co zabraniało mi nazywać cię przeciętnym. Inni ludzie się nie liczyli, nie miałem przyjaciół, a ci którzy się za nich uważali byli mi obojętni. Tak naprawdę nikt mnie nie obchodził, znajomych można łatwo zastąpić, bo nie są wyjątkowi, nie mają w sobie ukrytych zdolności z jakimi się już nie spotkamy. Wszyscy są w gruncie rzeczy tacy sami, nawet jeśli pasjonują się snowboardem i wierzą w płaską ziemię.
Czułem się jak uschnięty kwiat, który dostał z nieba deszcz, mógł wreszcie rozłożyć swoje płatki, ukazać się słońcu, swoją najlepszą wersję siebie. Czułem się młodszy, chociaż miałem naście lat i w gruncie rzeczy powinienem czuć się młodo zawsze.
To nie przyszło od razu bo nie znałem cię. Z każdym dniem nieznajomość naszych dusz ulegała zmianom, odkrywaliśmy się co stanowiło jedyną fascynującą rzecz w moim życiu.
Nie miałem nic wartościowego, poza tym, nic nie wywoływało długiego uśmiechu na mojej twarzy, nic nie pchało mnie w wir rozmyślań, marzeń, zadumy, a także motywacji do działania i odkrycia celu w życiu. To uczucie, którym cię darzę owładnęło każdą komórkę mojego ciała.
Leżałaś tak blisko mnie, aż niemal czułem w środku siebie łaskoczący nakaz do przyciągnięcia cię bliżej siebie, objęcia mocno ramionami, aż nie zacząłbyś się dusić miernie oddychając w moją pierś. Może uleciałoby z ciebie życie, może stałbyś się cichym krzewem, być może.
Miałbym pewność, że nikt nigdy już nie będzie twój, a ty jego, że światła zgasły nad naszymi głowami równomiernie, bo czyż nie ma nic piękniejszego od wspólnej śmierci?
Przymknąłeś powieki, a żar z fajki zasyczał przy twoim policzku, który mocno trzymałem w dłoni. Chyba krzyczałeś albo łzy ciekły po twej już bladawej skórze, chcąc prawdopodobnie zetrzeć ślad popiołu. Zamknąłem ci usta tymi swoimi i ponownie wykorzystałem dla siebie, aby ich smakować, nacieszyć się i już nigdy nie otwierać.
Dłoń ślizgała mi się po twej szyi, kiedy chciałeś uciec, daleko ode mnie, na zawsze. Nie pozwoliłem, nie mogłem zostać sam. Ty też nie. Nie pozwala nam przeznaczenie. Marna iluzja unosząca się wraz z twą już nieżywą duszą zamkniętą w mej zaciskającej się dłoni.
______________________
hej!
jak myślicie z czyjej perspektywy jest to pisane?
i do następnego!
