czasy: 1946 rok
______________________________
Byłeś niekończącą się historią w moim umyśle i chociaż zebrałem żniwa ze wszystkich pól, nie potrafiłem już z tobą walczyć.
Kiedy odszedłeś chciałem porzucić dawne zawody, tak naprawdę uciec spod nazistowskich skrzydeł do naszego domku i tam zaszyć się pośród szarych ścian.
Miejsca gdzie spędziliśmy te kilka niezapomnianych dni chcąc wyzwolić resztki wolności, jakie należy zachować aby przetrwać. Wpłynęło to na naszą relację na tyle diametralnie, aż uczucia wyfrunęły z serc trafiając ciosem w te naprzeciwko, słodko, mimowolnie, całkiem przypadkiem.
Mój Jaś, błękitne tęczówki ujarzmiające moje nerwy i strach. Bałem się o losy drużyny, kraju, rodziny czy przyjaciół, ale o ciebie najdroższy bałem się tak bardzo, że serce więdło z bólu. Świadomość, że cię torturowali, krzywdzili do ostatniego wdechu wywierał we mnie niepochamowany gniew uaktywniający żądze zabójstwa i samobójstwa, aby odciążyć sobie w strachu.
Zaraz po twoim odejściu przez trzy miesiące leżałem w łóżku, dopiero w połowie drugiego okazjonalnie wychodząc z pokoju do Alka, z którym mieszkałem. Ojca odwiedziłem dopiero następne dwa miesiące później, nie potrafiąc mu wybaczyć skutków jego miernych decyzji. Prawdopodobnie gdyby nie jego lekceważący głos byłbyś tuż przy moim boku, przytulony, uśmiechnięty i zdrowy. Niczego nigdy nie pragnąłem bardziej, nawet ze śmiercią mamy pogodziłem się szybciej, czego w istocie nie rozumiałem.
Minęło już pięć miesięcy, a mój ojciec trzeci raz starał się ze mną skontaktować. Z jednej strony rozumiałem jego postępowanie, a z drugiej zaryzykował zbyt mocno, a należyte konsekwencje należy ponieść.
- Czemu tak długo kazałeś mi czekać?
- Ciesz się, że zajęło mi to tylko pół roku - prychnąłem. Pewnie gdybyś stał obok zaśmiałbyś się, a ja spiorunował cię wzrokiem. Zawsze lubiłeś mi przeszkadzać, a ja nawet nie udawałem że mnie nie denerwujesz, bo strasznie miałem czasami dość twojego dziecinnego zachowania, ale jednocześnie potrafiłeś być najdojrzalszą, najrozsądniejszą osobą w moim otoczeniu. Ty podtrzymujący mnie na duchu, pełen rozwagi w chwilach koniecznych, czasami jeszcze poważniejszy ode mnie, szczególnie kiedy sam dostawałem załamania.
- Przepraszam - wyszeptał ze skruchą.
- Za co?
- Nie tego oczekujesz? Jest mi z tym źle, brakuje mi mojego jedynego syna i chciałbym naprawić swój błąd.
- Wierze, że ci żal, jednak ty nawet nie zdajesz sobie sprawy z błędu.
- Zdaję, ale chyba nie rozumiem. Trzy miesiące zachowywałeś się jakby cię sparaliżowało psychicznie, a dopiero po pięciu wyszedłeś z domu. Nie miej pretensji do Alka, że mi powiedział. Bardzo się martwił. Czy zrobiłem coś jeszcze?
- Śmierć Rudego jest niewystarczająca?
- Nie znałem cię od tej strony. Nie sądziłem, że jesteś aż tak wrażliwy. Nie zrozum mnie źle, naprawdę mi przykro z powodu twojej straty, z resztą sam to przeżyłem, w końcu Janek był prawie jak drugi syn. Śmierci własnej matki tak długo nie opłakiwałeś i dlatego zastanawia mnie czy nie było jeszcze jakiegoś powodu twojej separacji ze mną.
- Rudy był dla mnie najważniejszy. Nadal jest. - odpowiedziałem stanowczo. Zauważyłem także, że od jego straty nie potrafię wymuszać nawet uśmiechu, dlatego nie próbuję nawet udawać, że sobie radzę.
- Był z pewnością wspaniałym przyjacielem...
- Kochaliśmy się.
- Jak przyjaciele? - spytał z ostrożnością w głosie.
