Wyrwałem się z krzyczącego do mnie letargu sprzecznych uczuć i wróciwszy do świata świadomych otworzyłem oczy kierując swe ciało do pionu. Pulsujący ból przebił moje powieki uwalniając łzy.
- Zostaw mnie! - poczułem owijające się wokół mnie ramiona. - Nie dotykaj! - Krzyknąłem w kompletnym amoku strachu, wyrywając się od szponów tyrana. Jednak niepotrzebnie, bowiem nie poczułem ścisku wokół żeber jak za każdym razem, a delikatne i stanowcze zarazem objęcie. Prawdopodobnie próbujące uwolnić mnie od koszmarnych iluzji, jednak moja traumatyczna przeszłość nie pozwoliła myśleć inaczej.
- Cichutko. Jestem tu. - I wtedy właśnie uświadomiłem sobie położenie swego ciała, blisko chłopaka, przy którym zasnąłem kilka godzin temu. - Oddychaj - polecił, a gdyby nie to może zapomniałbym to robić, nie skupiając się na kontrolowaniu siebie.
- Boję się - wyjęczałem przez ściśnięte w słone łzy gardło. Osunąłem się prosto w jego ramiona pozwalając na bliskość, której potrzebowałem całym sobą. Przyjąłem każdą cząstkę ciepła jakie ofiarował nie pozwalając ciału na wyrwanie się. Nie tym razem.
- Jestem tu - odpowiedział, masując moje spięte plecy, ruchem delikatnym lecz stanowczym. - Oddychaj, zaraz będzie lepiej. - I tak też robiłem, z każdą kolejną sekundą uspokajając się, aby w końcu otrzeć resztki łez i zamknąć oczy.
- Spać - szepnąłem.
Nic już nie zrobił prócz ułożenia mnie na swojej klatce i masowania pleców, więc przymknąłem powieki chcąc jak najszybciej wyzbyć się uciążliwych myśli. Nie myśleć o tym co będzie rano, czy on wróci i zrobi nam krzywdę czy nawet nie zauważy. Czasami miałem ochotę złapać go za rękę i uciec.
Wybudziwszy się poczułem pod policzkami unoszące się ciało, dające przyjemne ciepło i komfort wymieszany z bezpieczeństwem. Pierwszy raz prawdopodobnie odkąd odeszła moja mama odczuwałem te wszystkie niesprzeczne emocje, namiastkę prawdziwego domu i zaufania do drugiej osoby. Tadeusz potrafił dać mi wszystko o czym marzyłem, doprowadzając do coraz większych komplikacji moich uczuć względem niego.
Nie chciałem nawet otwierać oczu, aby jak najdłużej zwlec konfrontacje z rzeczywistością. Podobała mi się bliskość miedzy nami, jak stanowczo mnie obejmował, ukazując swoją dominację nade mną. Jednak nie taką chorobliwą, nie pozwalającą mi nawet na samodzielny oddech, jak w przypadku mego ojca.
Poruszył się biorąc głębszy wdech, aż niemal czułem jakby otworzył zaspane oczy i na mnie spoglądał, chociaż moja głowa znajdowała się na wysokości jego serca. Zbyt blisko aby dostrzegł moje powieki powoli wracające do świadomości.
- Dzień dobry - niski ton jego głosu przemówił tuż obok mojego ucha, przez co wzdrygnąłem się. - Wiem, że nie śpisz.
- Skąd? - mrugnąłem, niemal stykając się ustami o jego koszulkę.
- Właśnie mi odpowiedziałeś, wkopałeś się - zaśmiał się.
- O nie - jęknąłem osuwając się niżej, aż głowę ułożyłem na jego brzuchu. Zakopałem się pod kołdrą, szczelniej nasuwając na siebie kołdrę i zamknąłem oczy. Czułem jego wzrok na sobie, te oczy w które jeszcze dziś nie spojrzałem, chociaż coraz bardziej miałem ochotę. Poczułem także jego rękę sunącą po materiale pościeli i próbującą ją ze mnie zdjąć.
Po chwilowej próbie wyrwania jej sobie odpuściłem i otworzyłem oczy, mrużąc je na samo spotkanie ze światłem dziennym. Przeklęte słońce.
- Jan!
Zatrzymanie bicia serca.
On tu jest.
Wrócił wcześniej.
![](https://img.wattpad.com/cover/217570739-288-k332770.jpg)