[0,75] - Prologue

242 19 19
                                    

18 września 200Xr.

Nieprzyjemny zapach lakieru do włosów podrażnił wrażliwy nos Jimina, ale on wiedział, że nie mógł kichnąć, czy w ogóle się odezwać. Wiedział to doskonale i nienawidził tej wiedzy. Mogłoby się wydawać, że sześcioletnie dziecko nie powinno używać tak mocnych słów, ale Jimin znał ich znaczenie lepiej niż jakikolwiek jego rówieśnik.

Nienawidził wielu rzeczy. Ciężkich, wymyślnych peruk, sztucznych rzęs, mocnego makijażu, opalenizny w spreju, wielogodzinnych treningów zachorowania podczas konkursów, pstrokatych sukienek, uwierających butów, brokatu, statuetek większych od niego samego i wachlarzy studolarówek, które kilkukrotnie dane mu było potrzymać.

Gwar w przepełnionym ludźmi korytarzu tylko utrudniał mu powstrzymywanie łez, które, jak na złość, napływały nieubłaganie do mocno zaciśniętych oczu. Mama wprowadzała ostatnie poprawki w jego sztucznej fryzurze, a sam Jimin stał w bezruchu z dłońmi zwiniętymi w piąstki. W myślach powtarzał kroki, które powinien wykonać, gdy wejdzie w końcu na scenę, uśmiechnie się szeroko i zwali sędziów z nóg. Nie mógł dzisiaj niczego zapomnieć, musiał wypaść perfekcyjnie.

-  Pamiętaj, że dzisiaj wchodzisz na scenę po to, żeby zdobyć Ultimate, tak? - głos pani Park przebił się przez szum dookoła nich. Ktoś szturchnął kogoś innego ramieniem kilka metrów od nich, a zaraz zaczęły się wyzwiska i krzyki. Nic, czego mały Jimin nie uświadczyłby już w swojej dość krótkiej, ale intensywnej karierze w konkursach piękności.

Konkursach piękności dla dziewcząt.

Dziewczęca buzia i filigranowe ciałko były dla Jimina najgorszym przekleństwem, podobnie jak jego wysoki, zupełnie niechłopięcy głos. Tego, że delikatny wygląd sprowadził na niego całą resztę okropnych rzeczy, również nienawidził.

Jednak czy miał coś do powiedzenia?

- Pamiętam, mamo - odparł mechanicznie, pokazując kobiecie swój idealnie wyćwiczony, kaczy uśmiech. Pani Park wykorzystała ten moment i szybko poprawiła nakładkę na zębach swojego dziecka. Śnieżnobiałą i pełną.

- Moja śliczna gwiazdeczka - podsumowała brunetka, ostatni raz dokładnie wygładzając czerwoną sukienkę na ciele Jimina. - Na prezentację wychodzisz za piętnaście minut, a potem przebierzemy cię w strój do talentów. To twój ostatni konkurs w tej grupie wiekowej, więc masz dać z siebie wszystko. 

- Dam, mamo - zapewnił, chociaż chciał wykrzyczeć kobiecie w twarz, że nie miał najmniejszej ochoty wychodzić na scenę. Ani teraz, ani za kilka godzin, ani nigdy więcej.

Konkursy w Virginii zawsze przebiegały sprawniej niż reszta, więc do tych Jimin nie pałał aż tak wielką nienawiścią. Musiał nosić okropne stroje krócej i mógł pojechać do domu szybciej, chociaż i tak czekała ich długa droga powrotna do Pensylwanii.

-  Zapraszamy pod scenę numery od pięćdziesiąt do pięćdziesiąt dziewięć z kategorii trzy-sześć! - głos mężczyzny nie dał prawie żadnego echa w zatłoczonym korytarzu, ale na szczęście był na tyle donośny, by zarówno Jimin, jak i kilka jego rywalek oraz ich matki, usłyszeli wezwanie.

Zaczęło się. Oficjalnie się zaczęło - przebiegło Jiminowi przez myśl, więc zamrugał ostatni raz, żeby pozbyć się nieprzyjemnego pieczenia spod powiek.

Musiał przetrwać tylko kilka kolejnych minut. Musiał dać z siebie wszystko.

Musiał wygrać.

Ale czy chciał?

Supine | VminOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz