Nie byłam pewna jak to wszystko się zaczęło. Wiem, że szybko musieliśmy zwijać się z naszego obozu, a Glimmer bełkotała coś o wojnie i ciągnęła mnie za sobą przez las w momencie, gdy zataczałam się na boki. Pamiętam, że wyklinałam w myślach Catrę za naćpanie mnie podejrzaną substancją wieczór wcześniej, a potem za jej idiotyczne odejście.
Następnie chyba starałam się walczyć. Adrenalina i skręty Catry działały na mnie tak silnie, że nie czułam kompletnie nic, nawet tego, że jakiś poplecznik Hordy postanowił odciąć mi palec serdeczny średnich rozmiarów toporkiem.
Ach, poplecznicy i wiecznie żywa Shadow Weaver, która bohatersko się poświęciła tylko po to, żeby koniec końców wrócić i nas wymordować co do joty. Była jak taka natrętna mucha, która wleciała w lipcowy wieczór do pokoju i krążyła nad moim uchem bzycząc wściekle jakbym była odpowiedzialna za co najmniej śmierć jej całej rodziny.
Chciałam walczyć dalej, pomóc przyjaciołom, nawet nie czułam bólu, więc z jednej strony plus dla mnie. Z drugiej strony minus, bo nie zorientowałabym się nawet jak ten chłoptaś z ostrzem odrąbuje mi którąś z kończyn.
Catra widząc chyba jak lekkomyślna byłam, postanowiła wrócić po swoim płaczliwym odejściu i ogłuszyła mnie czymś ciężkim. Mam nadzieję, że to była ona, bo miałam zamiar na nią nawrzeszczeć po wszystkim.
Ale nie miałam nawet co do tego pewności, moje ruchy były ociężałe, obraz lekko zamglony i nie miałam pojęcia czy to jak się czułam jest winą mojej dziewczyny spod ciemnej gwiazdy czy wszędobylskiego dymu, który kłębił się nad miejscem walki.
Jeśli to jednak ona stwierdziła, że pozbawi mnie przytomności, to musiała zrobić to nad wyraz mocno, bo obudziłam się z jej twarzą nad swoją o mało nie dostając zawału. Martwiła się, czyli było ze mną źle. Kochająca, urocza dziewczyna.
Chyba nigdy nie czułam tylu sprzecznych emocji na czyjś widok. Jednocześnie byłam wściekła za wszystko co zrobiła w ciągu ostatnich kilku dni, ale cieszyłam się, że żyje i głupkowato przygląda się mojemu wielkiemu sińcowi na czole. Dziwnie było patrzeć jak spokojnie siedziała na moim łóżku. Przez krótką chwilę żadna z nas się nie odzywała. Patrzyłyśmy sobie w oczy tak, jakby reszta świata zniknęła na amen pod grubą warstwą wieloletniego kurzu.
Podziwiałam jej oczy błyszczące w świetle małej lampki na stoliku obok. Dziękowałam Bogu, że nie włączyła głównego światła, które w sali szpitalnej było niesamowicie ostre, bo czułam się jak po ostrej imprezie pełnej alkoholu. Tylko raz przeżywałam coś podobnego, wtedy, gdy razem z Glimmer opróżniłyśmy trzy butelki ohydnie słodkiego wina w jedną noc. Emocje puściły pewnego dnia.
Po chwili przytulałam się do Catry jakby była jedynym co jeszcze trzymało mnie przy życiu. Wypłakiwałam sobie oczy w jej białą koszulkę, a ona przyciskała mnie mocno do siebie na wypadek gdyby było to nasze ostatnie spotkanie zanim cały świat miał się skończyć. Ludzie mogli umierać, Ziemia mogła stanąć w płomieniach, a ja dalej siedziałabym nieruchomo okrążona jej ramionami.
Przypomniały mi się czasy, kiedy byłyśmy jeszcze małe. My przeciw wszystkiemu i wszystkim. Tyle tylko, że wtedy naszymi jednymi zmartwieniami było zadrapane kolano i zakazy Shadow Weaver.
Oderwałam się od niej na chwilę i znowu patrzyłam jej w oczy, niemo pytając czy to już dobry koniec wszystkiego. Czułam się staro, jakbym miała co najmniej osiemdziesiąt parę lat i ogromny bagaż doświadczeń.
Drżącymi palcami dotykałam jej rozgrzanej i spoconej skóry na obojczykach. W innych okolicznościach byłoby to dla mnie, lekko mówiąc, nieprzyjemne, ale po tym wszystkim widok zmęczonej dziewczyny, jej posklejanych krwią włosów i twarzy pełnej ohydnych, babrzących się ranek był najpiękniejszy na świecie.
- Błagam, nigdy więcej - wybełkotałam.
- Nigdy więcej - powtórzyła.
Teraz, gdy patrzę jak porządkuje sprzęt w sali treningowej, przyglądam się uważnie jej twarzy, kreskom na powiekach i pełnym ustom, myślę o tym co byłoby gdyby jednak świat mi ją zabrał.
Szybko jednak odrzucam te myśl, zamykam swój notes, odkładam go na bok i po cichu skradam się do dziewczyny od tyłu.
Łapię ją w biodrach i przyciskam do siebie. Czuję jak lekko się wzdryga, ale cicho wypuszcza powietrze, gdy widzi moje dłonie zaciśnięte na jej pasie.
- Hej Adora.
- Hej Catra.
--------------------------------------------------------------
Czemu alternatywne zakończenie? Ktoś ostatnio zasugerował mi to w komentarzach, a jako, że zbliża się rocznica opublikowania pierwszego rozdziału, to pomyślałam, że coś takiego napiszę. Szczególnie, że większość osób nie pogodziło się z końcem oryginalnym. Nie sądzę, żeby rozdział ten miał duży odzew, ale pojawia się głównie dlatego, że mam jakiś sentyment do tej opowieści i czułam, że rok od publikacji trzeba jakoś uczcić.
Jeśli bardzo chcecie dowiedzieć się co podziało się w moim życiu to możecie czytać dalej.
Trochę się u mnie pozmieniało i myślę, że trochę zaczęłam dorastać. Na pewno w tym momencie nie napisałabym czegoś takiego jak ta książka i myślę, że już w ogóle nie będę brać się za opowieści o catradorze. Moim zdaniem temat odrobinę się wypalił, a ja ostatnio miałam styczność z czymś, co skłoniło mnie do myślenia. Zamierzam skupić się na innym temacie. Zagłębiłam się w temat człowieczeństwa, chęci przetrwania, barbarzyństwa ludzkiego. Filozoficzne bzdety.
Ale to właśnie na tym temacie chciałabym się maksymalnie skupić i na pewno coś o tym nabazgrać, nie coś tak słabego jak to, na pewno.
Napisałabym to teraz inaczej, mam naście lat i minęło zaledwie kilkaset dni, ale wykonanie tej książki byłoby zdecydowanie inne. Znaczenie pewnych rzeczy byłoby większe, rozwinęłabym niektóre wątki i tak dalej.
Chyba jest u mnie całkiem stabilnie. Może poza tym, że mam niezdrową obsesję na punkcie Taylor Swift. Mały szczegół.
bye, bye babyyy
I love breakup songs btw.
CZYTASZ
Hey Catra || catradora
FanfictionPo wygranej wojnie z Hord Prime, Adora oraz Catra zamieszkały w Bright Moon wraz z przyjaciółmi. Sprawy jednak zaczynają sie komplikować, gdy Catra poprzez jedno zaklęcie traci całą pamięć. Jej wspomnienia sięgają czasów, kiedy to próbowała zabić Ad...