#2

382 33 15
                                    

Pov. Diluc


Pewnej nocy usłyszałem pukanie do drzwi. Otworzyłem delikatnie oczy czując jak złość zaczyna wzrastać. Od kilku dobrych nocy jestem ofiarą nocnych pobudek, czy to przez zwierzęta, czy to przez pijanych bardów, którzy wyszli z tawerny na pielgrzymkę i śpiewali biesiadnie pieśni. Cokolwiek by to nie było, wszystko strasznie utrudniało moje życie i chęć do snu. Zarzuciłem poduszkę na głowę, przekręcając się na drugi bok. Nie zamierzałem otwierać drzwi, może to jakieś żarty. Jednak stukot drewna dobiegł do moich uszu po raz drugi, tym razem o wiele głośniejszy i dłuższy. Wygląda na to, że ktoś koniecznie chce, bym mu otworzył. Jest szansa, że to jakiś intruz. Wstałem patrząc przed siebie markotnie. Znalazłem ciemną koszulę nocną, która znajdowała się tuż obok mojego łóżka, zarzuciłem ją na ramiona i zapiąłem na kilka dolnych guzików pospiesznie. Nie wypada mi wyjść z nagim torsem, co jeśli to kobieta? Przetarłem zaspane oczęta po czym ruszyłem na dół rezydencji, otworzyłem drzwi. Doskonale poznałem kto za nimi stoi, charakterystyczna postać, poznaje ją nawet w ciemności. 

-Kaeya? Co ty... Robisz... O... Tej porze? - Rzuciłem do niego w wyraźną irytacją w głosie. Ten tylko odpowiedział mi beztroskie '' dobry wieczór Diluc ''. Ten rezolutny, a także flirciarski głos irytował mnie tak bardzo, że to mało powiedziane. Wydawało mi się, że trzyma koszyk z zawartością. Sięgnąłem dłonią po lampę, którą później zapaliłem, inaczej nie zobaczę tego przedmiotu. Jak tylko światło ognia dotarło do wiklinowego koszyka zamarłem. Przedmiot wypadł mi z rąk, a ja tylko Spojrzałem przerażony na mężczyznę, który dalej beztrosko się uśmiechał. Był.... Szczęśliwy. W koszyku znajdowała się odcięta głowa ludzka, z szyi ciągnęły się włókna, widać było oddzielone kręgi. Cholera jasna, przecież rozpoznaje te włosy, te rysy twarzy, to część ciała Donny! Mój oddech przyspieszył... A może się i zatrzymał, nie potrafię opisać jak wielki szok przeżyłem. Na zewnątrz stałem w ciszy wpatrzony w tą makabrę, jednak w głębi serca miałem armadegon. Złapałem go za jego koszulę i szybko wciągnąłem za sobą trzaskając drzewami. Zapaliłem kilka knotów świeczek, które były ustawione w pozłacanym świeczniku i ustawiłem go na komodzie.-C-co to ma znaczyć?! Nie zrobiłeś tego.... Prawda... ODPOWIEDZ MI NA PYTANIE - Złapałem go za ramiona i szarpnąłem w stronę ściany, wydawać by się mogło, że to teraz ja chce coś zrobić wyższemu.-Ty... Ty... Ty nie jesteś normalny - Powiedziałem już spokojniej, musiałem się uspokoić. To nie było w moim zwyczaju, okazywać tak bardzo skrajne emocje. Chłopak, z którym wychowywałem się od dzieciaka przychodzi do mnie z odciętą głową człowieka, patrząc na mnie beztrosko. Najgorsze w tym wszystkim było to jak zachowywał się wobec tej sprawy. Patrzył na mnie szczęśliwy, oswobodził się nieco z mojego uścisku. Zapytał mnie '' diluś... Jak podoba ci się podoba? Dobrze się spisałem? '' Gdy zrobnił moje imię myślałem, że zaraz zwymiotuje, to było tak żałosne, tak cholernie nieodpowiednie. Nie poznaje go, czy aby na penwo to ten sam kapitan kawalerii?-Co ty chcesz z tym teraz zrobić? Na pewno będą jacyś świadkowie, odpowiesz za to, czego ty nie rozumiesz? - Sam tego nie zgłoszę. Zadaje sobie pytanie - Czemu. Czy całkowicie zwariowałem, że chce chronić mordercę? Może i tak, jednak gdzieś z tyłu siebie czuje głos, który odradza mi zrobić z tym cokolwiek. Odsunąłem się od niego na metr, patrzyłem raz ja niego, raz na odciętą głowę. Nie wiedziałem co z tym mam począć, mogłem nie otwierać tych cholernych drzwi.-Zmień ubrania, tak nigdzie nie wyjdziesz. Zmień je i zniknij mi z oczu. Nie chcę na ciebie patrzeć - Mruknąłem ze wstrętem. Tersz tylko czekać aż dostanę wezwanie od Jean w sprawie morderstwa w centrum miasta... Jeszcze tego tylko brakowało.

Jesteś dla mnie płomieniem w ciemności || LucKaeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz