Mimo wcześniejszych gróźb Molly, dwie godziny po obiedzie w domu Ginny znów zjawili się urzędnicy z ministerstwa, którzy nalegali na rozmowę z Draconem. Pani Weasley właśnie była w trakcie wygrażania im wałkiem do ciasta, gdy za jej plecami pojawił się blondyn.
– Odpowiem na te pytania – oznajmił niechętnie. – Ale niech będą konkretni i stąd zmiatają.
Ginny z irytacją wpuściła dwóch mężczyzn i kobietę do środka. Gdy całą szóstką zasiedli w salonie, przez myśl przeszło jej, że w tym pomieszczeniu w ostatnim czasie wydarzyło się zaskakująco wiele. Poza tym zdziwiło ją to, jak szybko Molly przyjęła wobec Dracona podstawę obronną – była tak przysadzona na przybyłych urzędników, jakby miała czuwać nad własnym synem. Uznała, że zapewne powodowało nią to samo, co w stosunku do Harry'ego – czuła się odpowiedzialna za kogoś, kto nie miał matki, która mogłaby go bronić.
– Zacznijmy od tego – odezwała się wychudzona kobieta, poprawiając okulary i rozkładając notes z samopiszącym piórem. Nie wyglądała na osobę, która żywiła do niego jakiekolwiek współczucie. – Co wiesz na temat planów Giovanniego Battisty Marconiego?
– Obecnych? Niewiele – odparł. – Wiem, że chcieli, żebym pomógł im przejąć władzę.
– Dlaczego takie pobudki nie zostały zgłoszone do ministerstwa?
– Ponieważ nie wziąłem jego planów na poważnie.
– Zdajesz sobie sprawę, jak wiele może to kosztować całą społeczność czarodziejów?
– To konkret, którego wymagałem na początku rozmowy, czy subiektywny zarzut? – spytał nerwowo.
Kobieta się obruszyła, znów poprawiając okulary.
– Czego konkretnie od ciebie wymagał? – dopytywała, wracając do rzeczowości.
– Żądał, żebym pomógł im wszystkim chodzić w słońcu, a potem wspierał ich swoją magią. Odmówiłem.
– Podejrzewasz, że dlatego zabił twoją matkę?
Draco ścisnął mocno szczękę, ale po chwili odpowiedział.
– Tak. Jestem tego pewien.
– Czym może być tajna broń, o której mówił, gdy napadł Ministra Magii, Kingsleya Shacklebolta?
– Mógł mieć na myśli mnie. Ma nadzieję, że teraz się ugnę, chcąc zachować przy życiu ojca.
– …ciebie? – uśmiechnęła się kpiąco, a jeden z jej towarzyszy parsknął śmiechem.
– Mamy to uznać za żart? – wtrącił drugi. – Oczekujemy poważnych odpowiedzi.
Draco milczał i głęboko westchnął. Ginny miała wrażenie, że to nie wróży niczego dobrego. Jej przeczucie się potwierdziło, gdy jeden z mężczyzn zaczął osuwać się na ziemię, łapiąc się za serce i stękając z bólu. Drugi z nich, przestraszony, próbował mu pomóc, a kobieta siedziała tam blada, z szeroko otwartymi oczami.
– Draco… – mruknęła Ginny, patrząc na niego. Zdawał się napawać widokiem tego, co robił. Gdy oderwał wzrok od mężczyzny, jego ból wyraźnie zelżał, ponieważ podniósł się z podłogi, ciężko dysząc. Był zlany potem.
– Och, przepraszam – zironizował blondyn. – Sekundę dłużej i mógłby umrzeć, ale przecież to tylko żart. Jak ten idiotyczny wywiad.
– Co to było? – przeraził się obezwładniony wcześniej mężczyzna.
– Taka sztuczka. Stosunkowo łagodna. Nie mam problemu z wykorzystywaniem takich rzeczy na szeroką skalę, gorszych również. Dlatego myślę, że należy mi się trochę szacunku. Nie rozmawiacie z niepoważnym bachorem. Mogę wyglądać wciąż na dziewiętnaście lat, ale mam ich dwadzieścia pięć. Poza tym, nie chcecie mieć we mnie wroga. Potrzebujecie mnie po swojej stronie. Dlatego z łaski swojej nabierzcie nieco profesjonalizmu i wyjdźcie, zanim zrobię coś głupiego. Nie będę z wami dłużej rozmawiał.
CZYTASZ
Magią i Krwią Pisane - Draco Malfoy i Ginny Weasley
FanfictionNoc to nie najlepsza pora na przechadzki. Czyha w niej zło. Zło, które może was zabić. Ale co jeśli jest to śmierć chwilowa? Co, jeśli po śmiertelnym ataku przebudzicie się jako wynaturzenie, które potrzebuje ludzkiej krwi, by nie zaschnąć? Draco n...