❤3❤

175 7 0
                                    

Obudził mnie tak dobrze mi znany dźwięk alarmu mojego smartfona. Szybko chwyciłem i odblokowałem urządzenie wyłączając budzik.

Nareszcie cisza.
Spojrzałem na godzinę - 7.02,
nie tak źle, szybko wziołem leki po czym wstałem i podszedłem wolnym krokiem do szafy. Wyjołem z niej moje ulubione czarne rurki i biały t-shirt, ubrałem się szybko i poszedłem do łazienki umyć zęby. Wracając do pokoju wziołem tylko z krzesła białą bluze z czarnymi różami na rękawach i ubrałem ją wychodząc z pomieszczenia. Jest ciepło ale nie lubię swojego ciała dlatego zawsze zakładam na siebie coś z długim rękawem.

Zszedłem na dół do kuchni i zastałem mojego kuzyna w pidżamie smażącego coś na patelnii.

- Dzień dobry - powiedziałem stając za nim.

- O już wstałeś, a miałem zamiar właśnie iść cię obudzić - oznajmił z uśmiechem - siadaj zaraz będzie śniadanie.

Usiadłem przy wyspie kuchennej jak poprosił i chwilę później leżał przede mną talerz z chlebem i smażoną kiełbasą, chodź proste to ulubione danie mojej mamy. Siedziałem tak chwilę patrząc na jedzenie aż w końcu Brunet postanowił przerwać cisze.

- Coś nie tak? - spytał widząc że jeszcze nie ruszyłem śniadania.

- Nie tylko... J-ja nie jem mięsa - odpowiedziałem bawiąc się swoimi palcami pod blatem. Tak, jestem wilkiem który nie je mięsa, spokojnie można stwierdzić że jestem dziwakiem. Brunet wpatrywał się we mnie zszokowany aż w końcu wziął ode mnie talerz.

- Spoko, zrobię coś innego... Tylko mogłeś powiedzieć wcześniej - powiedział odkładając talerz z jedzeniem i podchodząc do lodówki.

- Nie było okazji - usprawiedliwiłem się. Wczoraj na obiad jedliśmy makaron z sosem serowym a kolacji nie jadam, więc w sumie nie skłamałem.

- Kanapki z serem i pomidorem mogą być? - spytał szukając jakiś składników.

- Tak, dziękuję - odpowiedziałem cicho.

- Nie ma sprawy - zaczął szykować kanapki i chwilę później mogłem się już nimi zajadać.

Jedząc już trzeciom i ostatniom kanapkę przyszykowaną przez bruneta usłyszałem dźwięk otwierających się drzwi.

- Jackob jesteś w kuchni?! - spytał z przedpokoju jakiś chłopak.

- Tak, chodź do nas - po tych słowach odwruciłem się w stronę salonu do którego w tym samym momęcie wszedł wysoki szatyn. Ciarki przeszły mnie po plecach gdy poczułem silny zapach trawy i cytryny, alfa.

Chłopak podszedł do nas mówiąc szybkie "siema" a ja siedziałem jak wryty nie mogąc się ruszyć. Z chwilowej zawieszki wyrwał mnie głos Jackoba.

- Hej Dean to jest Luka, mój kuzyn o którym Ci mówiłem - powiedział podchodząc do szatyna na co oboje się do mnie odwrócili - Luka to jest Dean, mój przyjaciel.

W tym momencie chciałem się zapaść pod ziemię, ale nie mogłem siedzieć tam wieczność. Przełknołem szybko ślinę i powiedziałem ciche "cześć".

- To jak idziecie? - spytał mój kuzyn. Szybko sprawdziłem godzinę- 7.32

- Tak chodźmy już jak nie chcemy się spóźnić - powiedział Dean na co tylko przytaknołem i skierowałem się za nim do przedpokoju.

- Młody, nie będzie mnie do osiemnastej! Masz klucze?! - krzyknął Jackob z kuchni gdy zakładałem buty. Obiecałem sobie że zabije gnoja, za to że nie powiedział mi że jego kumpel jest alfą. Pomimo tego iż biorę tabletki i pachnę jak beta, potwornie boję się alf. To okropne.

- Tak! - odpowiedziałem krótko i wyszedłem z domu kierując się za szatynem. Szedłem wpatrzony w swoje buty tak daleko od alfy jak tylko mogłem. Po kilku minutach na moje nieszczęście postanowił przerwać ciszę.

- Masz szesnaście lat? - Nie kurwa pięć.

- Niedługo siedemnaście - odpowiedziałem wciąż patrząc na buty.

- Nie wyglądasz na tyle - powiedział parskając śmiechem. Co jest w tym śmiesznego? Po chwili chyba zrozumiał że nie chce z nim rozmawiać bo przestał się śmiać i nie odzywał się do końca drogi. Gdy dotarliśmy do szkoły było jakoś chwilę przed dzwonkiem, szatyn pokazał mi gdzie jest sekretariat po czym udał się na lekcje. Szkoła oficjalnie zaczęła się trzy dni temu ale ze względu na mój lot ja miałem przedłużone wakacje.

Siedziałem w sekretariacie jakieś pięć minut aż w końcu podeszła do mnie jakaś pani wręczając mi książki i plan lekcji, powiedziała mi tylko gdzie jest moja szawka i zostawiła mnie. Podręczniki zostawiłem we wskazanej szawce i zacząłem szukać sali od chemii, nie było to łatwe bo szkoła była dość duża. Wchodząc na drugie piętro zapatrzony w plan lekcji wpadłem na kogoś i upadłem. Poczułem silny zapach kwiatów wiśni i walili, o nie tylko nie to. To jest alfa, co jeśli coś mi zrobi? Nikogo tu nie ma ponieważ gdy wychodziłem z sekretariatu zadzwonił dzwonek na lekcje.

- Przepraszam - powiedziałem cicho nie podnosząc głowy.

- Nic nie szkodzi - odpowiedział mi po czym zauważyłem że podaje mi rękę by pomuc mi wstać. Nie wiem czemu ale poczułem się bezpieczny? Chwyciłem jego dłoń i wstałem unosząc wzrok, stał przede mną wysoki brunet z ślicznym uśmiechem. Chwila co?! Czemu uznałem że jego uśmiech jest śliczny? Co sie ze mną dzieje?

- Zgubiłeś się? - moje rozmyślenia przerwał głos nieznajomego, a ja zorientowałem się że cały czas się w niego wpatruje. Spuściłem wzrok na kartkę którą trzymałem w ręku i westchnołem.

- W sumie to tak, mógłbyś pokazać mi gdzie jest sala od chemii? - co się ze mną dzieje? Normalnie już dawno uciekałbym od tej alfy, coś jest nie tak bo przy nim czuje się inaczej, bezpieczniej.

- Jasne, idę w tamtą stronę. Chodź- powiedzał a ja posłusznie poszedłem za nim.

❤️❤️❤️

Miss You So Much!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz