Harry i Colin razem weszli do Wielkiej Sali. Zniknęły z niej gigantyczne stoły czterech domów, a zaczarowany sufit pozostał czarny. Sala wydawała się prawie pusta z jednym długim podwyższeniem przy jednej ze ścian, jednak tłum rozmawiających uczniów szybko zapełnił swoimi głosami wielkie pomieszczenie.
- Ale dużo uczniów się zgłosiło - powiedział zdziwiony Colin.
- Albo Lockhart ma zbyt wielu fanów - odpowiedział pół żartem Harry.
Obaj się zaśmiali i podeszli bliżej wszystkich. Podeszli w idealnym momencie, żeby zobaczyć wchodzącego na podest Lockharta. Czarodziej kroczył uroczyście po podwyższeniu w ciemnofioletowej szacie.
- Przybliżcie się! Przybliżcie - powiedział machając do uczniów z uśmiechem, za który dostał order, gdy Snape ponuro do niego dołączył - Czy wszyscy mnie widzą i słyszą? Świetnie! Otóż Profesor Dumbledore udzielił mi pozwolenia na zorganizowanie tego małego klubu, żebyście nauczyli się bronić od kogoś z doświadczeniem. Po szczegóły możecie zerknąć do moich książek - wtrącił z uśmiechem - Pozwólcie mi przedstawić mojego asystenta, Profesora Snape'a. Bądźcie spokojni, gdy z nim skończę będzie cały i zdrowy - zaśmiał się Lockhart.
Harry zaśmiał się, słysząc pojedyncze westchnienia zawodu choć był pewien, że więcej osób ucieszyłoby się, gdyby Snape'owi coś się stało, niż miało odwagę się przyznać. Na wypowiedź Lockharta Snape odpowiedział zdenerwowanym grymasem i podniesionymi brwiami.
- Przejdźmy do naszego krótkiego pokazu! - powiedział Gilderoy.
Obaj czarodzieje wyciągnęli różdżki i podeszli do siebie. Stanęli kilka stóp od siebie i skłonili się. Gilderoy przedstawił pełny gracji głęboki ukłon, a Snape delikatnie kiwnął głową ze skwaszoną miną. Następnie obaj odsunęli się na oba końce podestu i przyjęli odpowiednie pozy.
- Jak widzicie obaj trzymamy różdżki w odpowiedniej pozycji bojowej. Za chwilę każdy z nas rzuci pierwsze zaklęcie, oczywiście nie zamierzamy się nawzajem pozabijać - zachichotał Gilderoy.
Na te słowa Harry zobaczył jak Snape układa usta w uśmiechu. Nie wyglądało, jakby Snape myślał podobnie.
- Raz... Dwa... Trzy - odliczył Lockhart.
Oboje od razu machnęli różdżkami.
- Expelliarmus! - powiedział głośno i bardzo, ale to BARDZO powoli Snape.
Czerwone zaklęcie od razu poszybowało w stronę Lockharta, który nawet nie zaczął wymawiać jakichkolwiek słów. Zaklęcie trafiło go mocno i rzuciło nim o ścianę, po której się zsunął na podłogę. Było słychać kilka głośnych śmiechów wśród uczniów. Najszczęśliwsi wydawali się ślizgoni, chociaż gdyby Malfoy był na sali to wszyscy słyszeli by jego okrutny, pełen wyższości śmiech.
- Myślicie, że coś mu się stało? - zapytała zmartwiona Hermiona.
- Kogo to obchodzi? - odpowiedział nieprzyjemnie Ron.
Lockhart chwiejnie dźwignął się na nogi i założył z powrotem tiarę, która mu spadła z głowy. Otrzepał szatę i wszedł z powrotem na podwyższenie.
- Jak sami widzieliście, to właśnie było zaklęcie rozbrajające, dziękuję, panno Brown - dodał do uczennicy, która oddała mu różdżkę - Utraciłem swoją różdżkę. To był wyśmienity pomysł,żeby pokazać uczniom to zaklęcie, profesorze Snape, jednak z góry było wiadome, że rzuci pan właśnie je i jeśli bym chciał pana powstrzymać byłoby to zbyt łatwe - powiedział Lockhart.
Lockhart uśmiechnął się znów do uczniów puszczając oczko do kilku z uczennic.
- Wystarczy już prezentacji! Czy byłby profesor miły pomóc mi dobrać uczniów w pary? - zapytał Gilderoy Snape'a.
CZYTASZ
Hogwardzki żartowniś
FanfictionRodzina odstraszała wszystkich od Harrego, a świat czarodziejów staje przed nim otworem. Fred i George uczą go wszystkich podstaw na temat życia czarodziejskiego. Czy będa dobrym wpływem na młodego Harrego. Wszystkie drogi stoją przed nim otworem. W...