To wszystko było jak sen.
Hoseok nie mógł uwierzyć, że ten szybko mknący świat wokół niego to rzeczywistość. Głosy ludzi zdawały się odległe, jakby dochodziły spod głębokiej wody, ich płacze i wrzaski nie brzmiały realnie, mimo że atakowały jego uszy z każdej strony. Wszyscy gnali, popychali go, ciągnęli jeszcze głębiej w to oko cyklonu, który chciał rozerwać ich na kawałki. Wszystkie krzyki naokoło Hoseoka dotyczyły jednego i powtarzały się ciągle i ciągle, jak zaprogramowane, aby doprowadzić go do szaleństwa. Yoongi.
Yoongi wrócił zza grobu.
Oślepiło go jasne światło, gdy wbiegli razem przez drzwi szpitala, wołając o pomoc. Trzymał wtedy Yoongiego razem z panem Minem, bo wiotkie nogi chłopaka nie były w stanie utrzymać jego nieprzytomnego ciała. Trzymał go, mimo że jego własny umysł nie potrafił tego pojąć. Nie puszczał, choć Yoongi był taki ciężki przez niedowład kończyn, uparcie ciągnący w dół. Tak żywy, choć niezwykle lodowaty.
Wszystko działo się tak szybko. Odebrano im Yoongiego niemal od razu i zdawało się, jakby trzymali go tylko kilka sekund, a przecież przejechali samochodem całą drogę od domu Minów aż do szpitala, mimo nieposkromionej paniki. Prawie spowodowali wypadek, gdy nerwowy ojciec Yoongiego nie zauważył w tej wielkiej ulewie i pod wpływem emocji, że zjechał na przeciwny pas, cudem unikając zderzenia z autem z naprzeciwka. Kłótnia nabrała wtedy na sile, kiedy pani Min wrzasnęła na swojego męża, łapiąc w strachu za kierownicę, a Hoseok musiał przytrzymać bezwładne ciało chłopaka, nim coś by mu się stało na tylnych siedzeniach podczas tych niebezpiecznych manewrów.
Zabrano Yoongiego do jakiejś sali; Hoseok patrzył za sanitariuszami cały czas, a jednak w ogóle ich nie widział. Słyszał trzask drzwi, ale nie wiedział, z której strony dochodził, jaki był numer pokoju. Zrobiło mu się zimno, przemoczone ubrania ciasno przylegały do ciała i przez chwilę zadrżały mu kolana, dość niebezpiecznie, jakby chciały ostrzec go przed nieuniknionym upadkiem, przypominając o zabójczym zmęczeniu. Co się właściwie stało? Jak się tutaj znalazł?
– Oppa?
Yoonji. Rozpoznał ten głos od razu. Kiedy spojrzał na jej twarz, jego wzrok nareszcie się wyostrzył. A razem z ostrością przyszło również przerażenie, bo jego ukochana dziewczyna wyglądała jak cień samej siebie.
– Idziesz?
Pytała tak cichutko, tak słabo. Jej szeroko otwarte oczy pokrywały drobne, czerwone, wściekłe żyłki, jakby przygotowały zmasowany atak, by dorwać się do źrenic i odebrać jej wzrok. Widać w nich było strach, nieludzki strach. Nie potrafiła ich nawet na chwilę zamknąć, przerażona do szpiku kości. Cała pobladła, wargi wyschły na wiór i straciły swój zdrowy, malinowy kolor, zlewając się niemal z resztą szarej twarzy. Z końcówek jej czarnych włosów skapywały krople wody. Trzęsła się, już trochę mniej niż wcześniej, prawie niezauważalnie, ale jednak wciąż drżała, co zdradzały jej drobne dłonie, zaciskające się w powietrzu na niczym. Przecież jeszcze niedawno leżała nieprzytomna w przedpokoju swojego domu. Nikt jej nie pomógł, gdy się ocknęła. Liczył się tylko Yoongi. Yoongi, Yoongi, zmartwychwstały Yoongi.
CZYTASZ
2 months ago || jikook
FanfictionŻycie na małej wyspie doskwiera Jeonggukowi. Strach przed nieuniknionym dorastaniem nie pozwala mu pogodzić się z wyborami swoich najbliższych, których chciałby zatrzymać przy sobie na zawsze. Wszystko przypomina mu o tragedii sprzed dwóch miesięcy...