- 16 -

121 17 21
                                    

To wszystko było jak sen

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

To wszystko było jak sen.

Hoseok nie mógł uwierzyć, że ten szybko mknący świat wokół niego to rzeczywistość. Głosy ludzi zdawały się odległe, jakby dochodziły spod głębokiej wody, ich płacze i wrzaski nie brzmiały realnie, mimo że atakowały jego uszy z każdej strony. Wszyscy gnali, popychali go, ciągnęli jeszcze głębiej w to oko cyklonu, który chciał rozerwać ich na kawałki. Wszystkie krzyki naokoło Hoseoka dotyczyły jednego i powtarzały się ciągle i ciągle, jak zaprogramowane, aby doprowadzić go do szaleństwa. Yoongi.

Yoongi wrócił zza grobu.

Oślepiło go jasne światło, gdy wbiegli razem przez drzwi szpitala, wołając o pomoc. Trzymał wtedy Yoongiego razem z panem Minem, bo wiotkie nogi chłopaka nie były w stanie utrzymać jego nieprzytomnego ciała. Trzymał go, mimo że jego własny umysł nie potrafił tego pojąć. Nie puszczał, choć Yoongi był taki ciężki przez niedowład kończyn, uparcie ciągnący w dół. Tak żywy, choć niezwykle lodowaty.

Wszystko działo się tak szybko. Odebrano im Yoongiego niemal od razu i zdawało się, jakby trzymali go tylko kilka sekund, a przecież przejechali samochodem całą drogę od domu Minów aż do szpitala, mimo nieposkromionej paniki. Prawie spowodowali wypadek, gdy nerwowy ojciec Yoongiego nie zauważył w tej wielkiej ulewie i pod wpływem emocji, że zjechał na przeciwny pas, cudem unikając zderzenia z autem z naprzeciwka. Kłótnia nabrała wtedy na sile, kiedy pani Min wrzasnęła na swojego męża, łapiąc w strachu za kierownicę, a Hoseok musiał przytrzymać bezwładne ciało chłopaka, nim coś by mu się stało na tylnych siedzeniach podczas tych niebezpiecznych manewrów.

Zabrano Yoongiego do jakiejś sali; Hoseok patrzył za sanitariuszami cały czas, a jednak w ogóle ich nie widział. Słyszał trzask drzwi, ale nie wiedział, z której strony dochodził, jaki był numer pokoju. Zrobiło mu się zimno, przemoczone ubrania ciasno przylegały do ciała i przez chwilę zadrżały mu kolana, dość niebezpiecznie, jakby chciały ostrzec go przed nieuniknionym upadkiem, przypominając o zabójczym zmęczeniu. Co się właściwie stało? Jak się tutaj znalazł?

– Oppa?

Yoonji. Rozpoznał ten głos od razu. Kiedy spojrzał na jej twarz, jego wzrok nareszcie się wyostrzył. A razem z ostrością przyszło również przerażenie, bo jego ukochana dziewczyna wyglądała jak cień samej siebie.

– Idziesz?

Pytała tak cichutko, tak słabo. Jej szeroko otwarte oczy pokrywały drobne, czerwone, wściekłe żyłki, jakby przygotowały zmasowany atak, by dorwać się do źrenic i odebrać jej wzrok. Widać w nich było strach, nieludzki strach. Nie potrafiła ich nawet na chwilę zamknąć, przerażona do szpiku kości. Cała pobladła, wargi wyschły na wiór i straciły swój zdrowy, malinowy kolor, zlewając się niemal z resztą szarej twarzy. Z końcówek jej czarnych włosów skapywały krople wody. Trzęsła się, już trochę mniej niż wcześniej, prawie niezauważalnie, ale jednak wciąż drżała, co zdradzały jej drobne dłonie, zaciskające się w powietrzu na niczym. Przecież jeszcze niedawno leżała nieprzytomna w przedpokoju swojego domu. Nikt jej nie pomógł, gdy się ocknęła. Liczył się tylko Yoongi. Yoongi, Yoongi, zmartwychwstały Yoongi.

2 months ago || jikookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz