- 3 -

249 24 51
                                    

Smród skorupiaków na kutrze nie mógł równać się z żadnym innym

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Smród skorupiaków na kutrze nie mógł równać się z żadnym innym. Wisiał ciężko nad drewnianym pokładem, wydobywając się z sieci, wody, a nawet z nadprogramowych żagli, zwiniętych gdzieś w rogu łodzi. Jeongguk miał ochotę zwrócić cały zjedzony dzisiaj obiad, kiedy po raz kolejny ten odór buchnął w niego, gdy tylko nachylił się nad skrzynią z wyłowionymi krabami. Dorzucił do nich kolejne wiadro, patrząc jak małe szczypce ruszają się we wściekłym akompaniamencie. Nie miał pojęcia co strzeliło mu do głowy, że zgodził się przyjść tutaj i pomóc, ale miał już serdecznie dosyć, mimo że pracy wcale nie ubywało.

– Synu, zaraz Kang dobije do portu. Przejdziesz do nich i pomożesz? – zaczepił go ojciec. Jego ciemna twarz oblała się potem, a granatowa czapka z daszkiem skrywała pod sobą przydługie, siwiejące włosy.

Jeongguk spojrzał na rozległą wodę, leniwie kołyszącą się na tle szarego nieba. Drugi kuter rybacki zbliżał się do nich, coraz większy na horyzoncie. Wracali z prawdopodobnie tak samo wielką dostawą dopiero co złowionych krabów i na samą tę myśl wszystkie siły opuściły zmęczonego szesnastolatka.

– Aha... – zgodził się nieprzytomnie, od razu tego żałując.

– Młody ma już dosyć, wyślij go do domu, Jeongwoo – odezwał się głośniej drugi z rybaków, z szerokim uśmiechem skierowanym w ich stronę. Kim Namgyu – ojciec Namjoona – pracował ze starszym Jeonem od ponad dwudziestu lat, a przyjaźnili się od dziecka, tak jak ich synowie. Świetnie się dopełniali, a kiedy było trzeba – ujarzmiali nawzajem swoje temperamenty. Teraz wujek Namgyu był jedynym ratunkiem dla Jeongguka.

– Przecież sam powiedział, że przyszedł pomóc – zauważył ojciec.

– No ale popatrz na niego! – zawołał głośno mężczyzna, zdejmując z dłoni grube rękawice. – Zrobił samodzielnie kilka skrzyń. Już się nadźwigał na dzisiaj.

Ojciec westchnął, pocierając ściągnięte mocno brwi. Jeongguk chciał zaprotestować, powiedzieć, że to nic wielkiego i popracuje dalej, mimo że bardzo bolały go już plecy i z wielką chęcią dużo ciekawiej spędziłby to sobotnie popołudnie. Kiedy spojrzał na twarz swojego wujka i zobaczył jak puszcza mu oczko, wciąż szeroko się uśmiechając, trochę mu ulżyło. Skoro Namgyu twierdził, że przydałby mu się odpoczynek, to tak też faktycznie musiało być.

– Dobra. Leć do domu, mały – mruknął ojciec, machając lekko ręką.

Jeongguk uśmiechnął się, wypuszczając powietrze z płuc przez nos. Skinął głową i schował się pod pokładem, zostawiając pracujących mężczyzn samych. Tam przebrał się w swoje zwyczajowe ubrania, choć brakowało mu możliwości wzięcia prysznica. Mimo że ściągnął swoje pracownicze ciuchy i tak czuł na sobie ten rybi zapach. Był pewien, że siedział on głównie w jego włosach, dlatego liczył, że w drodze do domu wytrąci go z nich wiatr.

Kiedy wszedł z powrotem na górę, poprawiając na ramieniu plecak, zauważył, że jego ojciec rozmawia z kimś, kto prawdopodobnie stał na pomoście. Mężczyzna odpowiedział coś głośno, za chwilę przyozdabiając to szerokim uśmiechem. Kiedy spostrzegł swojego syna, krzyknął ponownie:

2 months ago || jikookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz