piętnasty

551 62 20
                                    

- Nigdzie nie idę. - wyrecytowałem po raz enty do rudowłosej przyjaciółki. 

Ally westchnęła ciężko i zawiesiła wzrok na Calamity, by po chwili spuścić spojrzenie na nasze splecione dłonie. Uśmiechnęła się pod nosem, lecz po sekundzie wróciła do neutralnego wyrazu twarzy. 

- Powinieneś odpocząć. - bąknęła - Taki styl życia nikomu nie służy. 

- Dam radę, Al. 

- Powtarzasz to od miesiąca, Ashton. - sapnęła. 

- Bo chcę być przy niej nie tylko na dobre, ale i na złe. - powiedziałem, obserwując twarz brunetki i podziwiając każdy jej detal. 

- Nie możesz robić tego wieczność. - odparła - Wiesz przecież jak przedstawia się sytuacja. 

- Nie musimy być pesymistami, tak myślę. - mruknąłem, podpierając brodę na dłoni. 

- Mimo wszystko mam rację. - westchnęła - Idź do domu, wypocznij i wpadnij tu za tydzień z czystym umysłem, okej? 

- A co, jeśli... - zacząłem. 

- Nie pozwolę jej zabrać. - uśmiechnęła się pokrzepiająco - Obiecuję. 

- Okej. 

Wstałem, cmokając Calamity w czoło i zaśmiałem się w duchu, że zdobyłem się na tak czuły gest. Zawachałem się chwilę, myśląc czy wypowiedzieć w stronę brunetki wiążące słowa, ale w ostatniej chwili powstrzymałem się, przypominając sobie o obecności rudowłosej, a moja wstydliwość względem wyznawania uczuć nie pomagała. 

- Gdyby coś się działo, dzwoń o każdej porze dnia i nocy. - zwróciłem się do Brooks. 

- Jasne. - odparła, zajmując miejsce obok łóżka Calamity. 

Rzuciłem krótkie "cześć" rudowłosej i wyszedłem z budynku szpitala. Wreszcie odetchnąłem czystym powietrzem, nie strutym medykamentami i zasiadłem za kierownicą samochodu. 

Postanowiłem odwiedzić Kian'a i w końcu z nim porozmawiać. Przez ostatni miesiąc nie pojawił się w szpitalu ani razu i nie było to sprawiedliwe względem Cals, czy tym bardziej dojrzałe.

Po krótkiej, lecz barwnej podróży, gdzie starsza pani pokazała mi środkowy palec, a koza przechadzała się po chodniku (chociaż to mogło być omamem, nie wątpię), dotarłem pod dom blondyna. Zaparkowałem auto i kilkoma susami pokonałem odległość, dzielącą mnie do drzwi. Zapukałem stanowczo, mając cichą nadzieję, że zastanę chłopaka. 

- Tak? - zapytała kobieta w średnim wieku, wycierając ręce o ścierkę - O cześć, Ashton.

- Dzień dobry. - przywitałem się posyłając uśmiech mamie chłopaka - Jest Kian?

Kobieta zmarszczyła brwi i posłała mi zdezorientowane spojrzenie. - Wyprowadził się. Nie wspominał ci?

- Jak to się wyprowadził? - moja mina momentalnie zrzedła.

- Razem z Jc'im chcą rozwijać karierę, a kilometry utrudniają im współpracę. - wytłumaczyła.

- A Jc to? - zapytałem poirytowany.

- Dobry znajomy z tego serwisu w internecie, nie pamiętam jak się nazywa. - odparła jak gdyby nigdy nic.

- Um, okej. W takim razie proszę mu przekazać, że jestem mu wdzięczny za to, że raczył mnie poinformować o wyprowadzce. - burknąłem - Do widzenia, pani Lawley.

- Pewnie. - odparła - Do widzenia, Ashton.

Odwróciłem się na pięcie i wściekły pomaszerowałem do pojazdu.

not fair afi//zawieszoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz