- Hej, już jestem. - krzyknęłam, wchodząc do domu, lecz odpowiedziała mi tylko cisza. Świetne przywitanie, nie ma co. Westchnęłam ciężko, zdejmując buty i wchodząc do kuchni. Wyjęłam przezroczystą szklankę z szafki w rogu pomieszczenia i nalałam do niej soku pomarańczowego. Usiadłam na blacie, popijając napój i gapiąc się bez przyczyny w jeden punkt przed sobą. Telefon w mojej kieszeni zawibrował nagle, przez co podskoczyłam przestraszona. Wyjęłam urządzenie, odblokowując je zręcznie.
"Mam nadzieję, że dotarłaś bezpiecznie do domu xx"
Uśmiechnęłam się lekko do wyświetlacza telefonu, wystukując wiadomość zwrotną.
"A gdzieżby inaczej. Dzięki za troskę, Kian."
"Wszystko dla mojej małej Cali."
Od feralnego spotkania z Kianem w sklepie minęły dwa tygodnie. I przez całe dwa tygodnie nie odważyłam się porozmawiać z mamą o zaistniałej sytuacji. Możliwe, że bałam się prawdy. Złapałam dobry kontakt z blondynem, świetnie nam się rozmawia, więc po co komplikować sprawy.
"Możesz tak na mnie nie mówić? W dalszym nie jestem co do tej całej sprawy przekonana. Nawet nie wiem czy mogę ci ufać, Kiki. Znamy się dwa tygodnie."
Moje obawy nie są bezpodstawne. Mam mnóstwo pytań, na które nie znam odpowiedzi. Mój telefon rozdzwonił się w okamgnieniu. Odebrałam połączenie i przyłożyłam urządzenie do ucha.
- Gówno prawda. Znam cię od trzeciej klasy, do cholery. Nie okłamałbym cię, Cali. - w słuchawce usłyszałam trzask zamykanych drzwi - Nie jestem żadnym pieprzonym psychopatą, mordercą czy grom wie kim jeszcze. Nie chcę cię skrzywdzić. - mruknął, szurając nogami podczas marszu. Usłyszałam zgrzyt zamykanej bramki, a po chwili zapadła zupełna cisza - Naprawdę mnie nie pamiętasz?
- Pamiętam kilka wydarzeń, Kian, ale wszystko jest takie odległe i zamazane. - jęknęłam.
-Rozmawiałaś z mamą? - spytał cicho.
- Zamierzałam zrobić to chwilę temu, ale nie ma jej w domu.
Po drugiej stronie usłyszałam lekkie westchnięcie.
- Jesteś sama?
Mruknęłam potwierdzająco w odpowiedzi. - Wpadniesz? 21 Chalmers Street. - nie wiem co mną w tamtym momencie kierowało. Może po prostu potrzebowałam obecności drugiej osoby?
- Mówisz poważnie? - spytał lekko zaskoczonym tonem.
- Um, taa, jasne. - jąkałam się - Jeśli nie masz ochoty to... - zaczęłam speszona, kiedy mi przerwał.
- Z przyjemnością wpadnę, Cali. - przerwał mi szybko - Chodzi mi o twój adres. Naprawdę tam mieszkasz?
- Tak, jestem tego pewna. - powtórzyłam, lekko zmieszana - Coś nie tak?
- Um, okay, po prostu mój przyjac... to znaczy znajomy mieszka naprzeciwko. - odparł, przemieszczając się - Otwórz drzwi.
Zeskoczyłam z blatu i stawiając mozolnie kroki, otworzyłam drewnianą powłokę. Przed sobą ujrzałam Kian'a z telefonem przy uchu. Chłopak schował urządzenie do kieszeni, dostrzegając, że już jestem i uśmiechnął się szeroko.
- Hej. - pisnął wysokim głosem, robiąc przy tym śmieszne miny.
- Zapomniałam zapytać o twoje włosy. Nie były one brązowe? - skrzywiłam się czochrając jego blond pasemka.
- Trafne spostrzeżenie. - kiwnął z uznaniem głową - Były.
- Dlaczego je przefarbowałeś?
- Zadajesz głupie pytania. - parsknął śmiechem, przewracając teatralnie oczami - Bo wyglądam seksowniej.
~o~
Siedzieliśmy jakieś dwie godziny w salonie przed telewizorem, oglądając durny serial. Ten chłopak nie umiał usiedzieć bez dodania swoich pięciu groszy do każdej sceny serialu, przysięgam.
- Uwielbiam ciebie i twój cięty język, Lawley. - jęknęłam, zwijając się ze śmiechu na kanapie.
- Wiesz jakie cuda ten cięty język umie zdziałać? - powiedział, poruszając sugestywnie brwiami.
- Jesteś obrzydliwy. - zgromiłam go wzrokiem, parskając śmiechem.
- Miałem na myśli, że umiem zrobić rulonik na przykład, o. - odparł, pokazując mi język zwinięty w rureczkę. - A ty myślałaś, że co. - sapnął, marszcząc zabawnie brwi.
- Nie wierzę w twoją niewinność, Lawley. - zaśmiałam się.
- Ranisz, Murphy. - jęknął, przykładając rękę do serca.
- Idę do łazienki. - oznajmiłam, czując, że mój pęcherz za chwilę eksploduje - Postaraj się niczego nie zepsuć.
Kian:
- Hej, Murphy. - zawołałem - Jeszcze jedno pytanie.
- Słucham ciebie. - odparła, przystając w drzwiach.
- Jak tam z twoją pamięcią? - spytałem cicho. Mina dziewczyny momentalnie zrzedła. Spojrzała na mnie badawczo, po czym odwróciła wzrok w drugą stronę.
- Wszystko w porządku? - spytałem, podchodząc do niej powoli.
- Nie, Kian. - jęknęła. Odwróciła głowę w moją stronę, patrząc na mnie zaszklonymi tęczówkami - Nic nie jest w porządku.
Pokonałem pewnym krokiem dzielącą nas odległość, obejmując dziewczynę ciasno w pasie. Calamity ułożyła głowę w zagłębieniu mojej szyii, pociągając lekko nosem.
- Wiem, że jest ich jeszcze trzech. - zaczęła cicho - Każdej nocy śni mi się ten sam sen. Jestem tam ja, i czwórka chłopaków. Ich twarze... zawsze zapominam jak wyglądały ich twarze po przebudzeniu się... Siedzimy przy ognisku, rozmawiamy i śmiejemy się. Jest jeszcze coś co nie daje mi spokoju. - załkała - Jeden z tych chłopaków... on, ja widzę, że on patrzy na mnie inaczej. Z większym uczuciem. I najgorsze jest to, że ja... ja tego nie dostrzegłam na początku. Dopiero po kilkunastym śnie z kolei zauważyłam, że on... Jezu, Kian. Większej idiotki niż ja świat nie widział. Muszę odnaleźć tego chłopaka. Nie mogę przestać o nim myśleć. Pomóż mi, błagam.
- Sprawię, że o nim zapomnisz. - wyszeptałem jej do ucha, nakierowany nową energią; impulsem do działania - Obiecuję.
- J-jak? - zapytała cicho, odrywając głowę od mojej klatki piersiowej i spoglądając w moje oczy. Odgarnąłem zabłąkany kosmyk włosów z jej twarzy, a kciukami starłem łzy z jej policzków.
- Tak jak najlepiej potrafię. - odparłem pewnym siebie głosem.
![](https://img.wattpad.com/cover/26004887-288-k889899.jpg)
CZYTASZ
not fair afi//zawieszone
Fanficteraz wszystko, co robię, to siedzenie i liczenie mil od ciebie do mnie written by irwinearly