Nie do końca wiem jak zacząć, chcę opisać swoją historie, to kim jestem i byłam. Może powinnam zacząć od tych najdalszych wspomnień. Gdy byłam dzieckiem świat stał dla mnie otworem, jak pewnie dla większości małych dzieci. Zdarzało mi się marudzić jak każdemu, szczególnie wtedy gdy coś nie było takie jak oczekiwałam. Nie wiem kiedy dokładnie to się zaczęło, miałam 7 lat? Chyba jakoś tak. Wszystkie metki w ubraniach oraz ubrania zaczęły mnie strasznie drażnić, wszystko było niewygodne i nieprzyjemne. Choć naprawdę, bardzo, bardzo chciałam żeby było inaczej. Jeszcze w pierwszej klasie to nie było tak zauważalne. Pamietam, że bardzo chciałam się zaprzyjaźnić ze wszystkimi. Zrobiłam kwiatki z papieru i rozdałam każdemu. Potem widziałam jak je drą i wyrzucają do kosza. Sama nie wiem dlaczego aż tak to zapamiętałam. To było bardzo dawno ale chyba bardzo mnie dotknęło. Potem było tylko gorzej, szczególnie z ubraniami. To był okropny czas. Dzieci w szkole śmiały się ze mnie bo nosiłam za duże skarpetki do kolan, sandały, ulubioną fioletową bluzę, która wisiała na mnie, ponieważ byłam bardzo chuda. Oprócz jedynej w miarę dobrej przyjaciółki wszystkie Śmiały się, że jestem biedna, chociaż to była nie prawda. W szkole nie pomogła też moja dysleksja. Byłam mała to chyba normalne, że chciałam się bawić prawda? Bo chyba dla mojej klasy nie było. Pamietam, że przynosiłam do szkoły lalkę, moją ulubioną. Ma na imię Agatka, dostałam ją jak byłam mała i do dziś ją mam. Oczywiście było to bardzo dużym powodem do wyśmiewania się ze mnie. Ja byłam za to naiwnie miła, myśląc, że wtedy oni tez w końcu będą. W tamtym czasie nigdzie nie było dobrze, po powrocie do domu byłam nie miła dla rodziców, (bo jak to dobrze ujęła moja mama wiele lat później) dla kogoś musiałam. Osiedlowe życie czyli koleżanki z bloków obok to też nie było nic dobrego. Pamietam jak taka jedna zamknęła mnie na placu zabaw i kazała mówić, że święty Mikołaj nie istnieje. Może głupio brzmi to teraz ale dla małej dziewczynki nie było. Chciałam wierzyć, bawić się lalkami, żyć w magii, nie żałuje, że miałam długie dzieciństwo. Ludziom na około się to nie podobało ale nie można dać sobie wmówić że magia nie istnieje jeśli chce się w nią wierzyć. Miałam jeszcze ukochaną kuzynkę z którą kochamy się nawzajem nad życie. Ale wtedy uważałam ją za najcudowniejszą osobę na ziemi która zasługuje na wszystko co najlepsze, byłam ślepo zaślepiona jej osobą. Kto ma rodzeństwo ten wie, że jak sie ma dwa kawałki ciasta to więkży się bierze A mniejszy daje rodzeństwu orawda? Zdrowe podejście, ludzkie. Jednak ja zawsze dawałam ten większy jej, cokolwiek by yo nie było...
Wtedy nie było mojego miejsca. Do 4 klasy podstawówki tak na prawdę nie byłam w stanie przepisać tematu z tablicy. Śmiano się ze mnie, że nie umiem pisać. Poznałam grupę koleżanek na placu zabaw. Jednak nie lubiły mnie tak naprawdę. Tylko jedna była dla mnie miła jak byłyśmy sam na sam. Gdy była z resztą udawała, że mnie nie lubi. Rozmawiałyśmy o tym. Ona chciała przestać to robić ale było to trudne bo bała się, że ją przestaną lubić. Brzmi to z perspektywy czasu okropnie ale wtedy tylko czekałam. Cierpliwie czekałam. Nie wiem dlaczego.
Szkoła była mocno przytłaczająca i średnio dawałam radę, miałam dość złe oceny. Zamknęłam się w sobie na innych. I już tak na prawdę mnie nie było. Doprowadzałam swoją mamę do łez przez moje nienoszenie połowy ubrań jakie miałam i jeszcze wybrzydzanie. Naprawdę nie chciałam tak mieć ale to było zbyt mocno w psychice. Mówiłam o ciągłym dokuczaniu mi mojej wychowawczyni. Ale ona nic nie robiła z tym oprócz mówienia mi żebym się nie przejmowała. Moja jedyna przyjaciółka często była mocno wredna, coraz bardziej. Na lekcjach się nie wychlałam i tylko próbowałam przetrwać. Miałam wrażenie, że wszyscy na mnie patrzą i mnie oceniają. Byłam pewna, że jestem okropna, obrzydliwa, brzydka, okropnie głupia. Na wspomnienie tego uczucia czasami wciąż zbierają mi się łzy w oczach. Koleżanka z osiedla w końcu zaczęła okazywać, że mnie lubi i to był chyba była pierwsza rzecz dzięki której zrozumiałam, że ludzie się zmieniają i dzięki mnie potrafią coś zmienić. To naprawdę była duża rzecz. Końcowo okazało się, że reszta tych dziewczynek też mnie lubiła. Jakoś w tym okresie dołączyłam do skautingu, gdzie poznałam dwie przyjaciółki. Reszta też mnie lubiła. To było coś dla mnie nowego. W szkole już robiło się lepiej. Przede wszystkim dlatego, że miałam nową wychowawczynie i moja mama poszła do niej na skargę. Po tym pani poinformowała mamę takiej dziewczyny która najbardziej mi uprzykrzała życie. Tamta chyba trochę coś zrozumiała (i tez dlatego ze mama na 100% jej kazała) przeprosiła mnie. Z ubraniami na szczęście też było lepiej. bo wylałam już wystarczającą ilość łez na nie. W piątej klasie pod koniec musiałam odejść ze skautingu bo się bardzo popsuło ale przynajmniej próbowałam tam zostać. Przyszłam za to do ZHRu który stał się dla mnie bezpiecznym miejscem. Zaczęłam mieć zdrowsze podejście do mojej kuzynki. Jednak ta chwila dobroci dla zwierząt nie trwała za długo. Zaczęły się problemy rodzinne, o których nie umiałam długo rozmawiać. Niby nic ale jednak moi rodzice bardzo się kłócili. Słyszałam jak moja mama płakała. Jak szłam spać to "rozmawiali" czyli kłócili się a ja nie spałam tylko nasłuchiwałam czy mama nie płaczę. Tam samo jak się szlam myć wieczorem. Kapiąca woda z kranu kojarzyła mi się z płaczem. Brat wpadł w bulimię i zamykał się w pokoju. Mama była coraz bardziej słabsza psychicznie a ja uważałam ze tata jest tym nie dobrym, złym. Teraz wiem, że to nie do końca było prawdą. W harcerstwie poznałam dwie nowe przyjaciółki. Potem byłam u nich na nocowaniu. Jedna z nich mi powiedziała, że jestem ładna i to była pierwsza taka rzecz jaką usłyszałam w życiu. Pokazały mi też jak się ubierać bardziej modnie. Potem udało mi się zakończyć toksyczną przyjaźń z pierwszą przyjaciółką. Po tym roku tata się wyprowadził. Złapałam wreszcie zdrowy, dobry i solidny kontakt z kuzynką jak wtedy gdy byłyśmy bardzo małe. Zaczął mi się podobać pewien chłopak. Pojechałam z nim i tymi dwiema przyjaciółkami z harcerstwa na obóz. Jednak on był chamski i one tez zaczęły być. Przez to, że dużo rzeczy wydarzyło się wciągu roku byłam bardzo wrażliwa i mocno mnie to dotknęło. W szóstej klasie moja metamorfoza była bardzo widoczna, klasa zaczęła mnie lubić a wiele osób mnie przeprosiło i chociaż mówiłam im za każdym razem, że już im wybaczyłam. To nie była do końca prawda... Bo nigdy chyba tego nie zapomnę. musicie pamiętać też raz na zawsze, Jeśli ktoś traktuje Cię źle, pamiętaj, że jest coś nie tak z nim, a nie z Tobą. Normalni ludzie nie niszczą innych ludzi. Jednak zrozumiałam to trochę za późno. Potem pół roku 7 klasy było cudowne. Jednak później nadszedł COVID i w ogóle. Pojechaliśmy tez do Tajlandii i miałam dwa ataki paniki co z jakiegoś powodu zaczęło być coraz częstsze bo wcześniej miałam tylko jeden i klaustrofobię. Ale im więcej czasu mijało tym więcej tego było, ataki paniki, lęki, klaustrofobia, lęk wysokości. Nic z tego nie było wcześniej. Nie do końca było fajnie na tym wyjeździe.. bo był tata i chociaż mama już nawet okej się z nim dogadywała to js coraz gorzej. W sumie potem nie działo się nic znaczącego aż do wakacji 2020 kiedy porozmawiałam z tatą, właściwie bardzo długo rozmawialiśmy. I wtedy zrozumiałam rzeczy z jego perspektywy, oraz, że nic nie jest czarno białe. Potem już w sumie było nawet okej. Wprawdzie ataki paniki i lęki mam coraz częściej ale myślę, że to dlatego, że dużo przeżyłam i moja psychika próbuje znaleźć ujście. Jednak może uda mi się iść do psychoterapeuty bo chyba potrzebuje. W każdym razie, w tym roku idę do nowej szkoły i mam nadzieje, że będzie inaczej. Jestem teraz w miarę normalną nastolatką i coraz bardziej otwieram się na ludzi. Często nie czuje się sobą ale myślę, że z czasem mi się uda poczuć ze sobą dobrze. Z rodzicami dogadujemy się dobrze, tata nadal nie mieszka z nami jednak się dogaduje z nim. Nadal przyjaźnie się z dziewczyną ze skautingu oraz dwoma z harcerstwa, kuzynką i jeszcze z paroma innymi. W szkole bardzo się poprawiłam chociaż nadal sprawia mi wielki kłopot, jednak jestem z siebie dumna choć wciąż nie mam o sobie zbyt dobrego zdania. Mam nadzieje, że spotykać mnie teraz będzie tylko to, na co zasługuję, bo znosiłam wszystko, na co nie zasłużyłam. Także pamiętajcie, miejcie długie dzieciństwo, nie musicie być mili dla wszystkich bo to was zgubi i najważniejsza rzecz jaką usłyszałam stosunkowo nie dawno: Jeśli zostałeś brutalnie złamany, a wciąż masz odwagę, by być łagodnym dla innych - zasługujesz na miłość głębszą niż sam ocean. Dziękuje za przeczytanie tego. Było to pisane o 2 w nocy także pewnie nie jest zbyt poprawnie ale chciałam się z kimś tym podzielić. Jeszcze raz dziękuje, a to była moja historia.
CZYTASZ
Free Thoughs
PoetryBędą tutaj się pojawiały fragmenty opowiadać, cytaty, myśli i przemyślenia mojego własnego autorstwa. 🌞 Bardzo mile widziane będą wasze komentarze, poprawki i propozycję które możecie nawet mi podsyłać. 🪐✨ ~Impar~