ROZDZIAŁ 21.2

90 15 7
                                    

Koło trzeciej w nocy, Lottie zapukała do jego drzwi.

Przez cały ten czas na zmianę próbował się dodzwonić do Louisa, pisał do niego wiadomości i wrzucał ulubione ubrania szatyna do torby, ponieważ ku jego zdziwieniu wyglądało na to, że starszy nie wziął z sobą zupełnie żadnych ubrań, chociaż był pewny, że widział jak wkładał je do walizki.

Zanim otworzył drzwi, ponownie spojrzał na telefon. Wykręcał numer Louisa dokładnie sześćdziesiąt dwa razy w ciągu ostatnich stu osiemdziesięciu minut i zostawił mu przynajmniej sto wiadomości. Żadne jego połączenie nie zostało odebrane, a każda wiadomość pozostała nieodczytana.

Przetarł oczy, aby Lottie nie zobaczyła ile łez z nich spływa, ale wiedział, że to bezcelowe. Przez telefon nie powiedział jej o co dokładnie chodzi. Wspomniał jedynie, że chodzi o Louisa i musi natychmiast do niego przyjechać. Dziewczyna nie zadawała dużo pytań i tak jak obiecała, od razu po zakończeniu rozmowy wyjechała z domu.

Otworzył drzwi.

Blondynka wyglądała wyjątkowo dobrze i świeżo jak na to, że została zerwana z łóżka w środku nocy. Jej włosy były rozpuszczone i opadały luźnymi falami na ramiona, na twarzy nie było ani grama makijażu, co było dość niespotykane w jej przypadku, a oczy były tylko lekko podpuchnięte.

- Gdzie on jest? – Zapytała, nawet się nie witając. Chciała wejść do środka domu, ale brunet chwycił ją za przedramię i pociągnął w stronę samochodu.

- U Fizzy – powiedział, a blondynka momentalnie się zatrzymała. Odwrócił głowę. Dziewczyna wyglądała jakby zobaczyła ducha, dlatego postanowił zacząć mówić cokolwiek aby przywrócić ją do rzeczywistości. – Powiedział mi. Powiedział, że brała, że jest na odwyku, że nie chce z nim rozmawiać. Pojechał do niej dzisiaj... wczoraj rano. Mówił, że chce wszystko naprawić i że teraz będzie lepiej, ale potem zadzwonił i płakał i powiedział, że otworzyła mu drzwi, ale zbyt się boi, żeby je popchnąć...

- Fizzy nie żyje, Harry – szepnęła Lottie, a brunet w jednej chwili zastygł w miejscu.

Wszystko się zatrzymało.

- To niemożliwe, Lotts – pokręcił szybko głową, nie chcąc w to wierzyć. – To niemożliwe, bo odkąd się tu wprowadziłem, regularnie do niej jeździ! Chciał, żebym ją poznał!

- Harry...

- Nie! – Przerwał jej. – Nie musisz kłamać, wiem, że jest na odwyku! Louis by mnie nie okłamał... Powiedział, że jutro się z nią zobaczy, chciał to zrobić dzisiaj, ale bał się popchnąć drzwi od jej pokoju – jego ręce trzęsły się, a po policzkach leciały grube łzy.

- O Boże – blondynka otworzyła szeroko oczy, a w następnej sekundzie już siedzieli w samochodzie, a dziewczyna wkładała kluczyki do stacyjki. Po jej policzkach również spływały łzy, jednak ona zdawała się nie zwracać na to uwagi. Harry siedział na tylnym fotelu, ciągle nie rozumiejąc co tak naprawdę się działo.

- Lottie, nie martw się, jutro z nią porozmawia i do nas wróci. Wszystko będzie dobrze – powiedział pewnie, chociaż w tej chwili nie wierzył w żadną z rzeczy, która właśnie wypłynęła z jego ust.

- Harry – zaczęła, nie spuszczając wzroku z drogi. Mieli szczęście, że drogi były puste, ponieważ dziewczyna zdecydowanie nie zwracała uwagi na znaki drogowe. – Moja siostra – przełknęła ślinę – popełniła samobójstwo. Rok temu. Równy rok temu. Przedawkowała i... musi to do ciebie dotrzeć. Fizzy nie żyje. Louis nie mógł z nią rozmawiać. Nie może się z nią spotkać. Rozumiesz? – jej głos był opanowany i mówiła cicho, jakby sama nie chciała słyszeć tego co właśnie powiedziała.

Hopelessness | l.sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz