Rozdział XII

989 68 25
                                    

               W tamtej chwili Aurora Sullivan wiedziała trzy rzeczy. Trzy złote zasady, których miała zamiar trzymać się do swojej śmierci bądź pojmania w celach zamknięcia w Azkabanie.

Nie miała zamiaru wyjść z Hogwartu z opuszczoną głową. Znała własny geniusz, znała własną potęgę oraz zasady moralne, które jako jedna z nielicznych na świecie osób mogła nagiąć poprzez swoją wyższość nad innymi czarodziejami. To, co zrobiła było moralne. Tak uważała wedle tego, co sama uznawała za rzecz moralną.

W słowniku Aurory Morany Sullivan nie istniało jednakże takie określenie, jak niemoralne. Wszystko można było wytłumaczyć swoimi własnymi słowami, a każda osoba miała swoje idee oraz poglądy. Niektórzy silne, twarde oraz dla pospolitych ludzi szalone, tak jak i mogło być z obecną Prefekt Naczelną Hogwartu.

Tom Marvolo Riddle powinien zginąć. Powinien był zginąć spod jej własnego dzieła, które natrafiło na inną, wyjątkowo pechową osobę. Nikt na całym świecie nie zasługiwał obecnie na śmierć równie intensywnie, jak Tom Riddle. Był osobą groźną, niebezpieczną dla wszystkich osób, a zwłaszcza społeczeństwa magicznego. Starała się wytłumaczyć to zagrożeniem dla mugolaków, mimo iż w głęboko w środku zdawała sobie sprawę ze źródła owej nienawiści oraz chęci ujrzenia jego czarnej, brudnej krwi.

Był równie potężny, jak ona. Równie niebezpieczny. Zbyt podobny do niej, zbyt pewny siebie, ze zbyt wpływowymi osobami w swych kieszeniach splamionych już krwią innych czarodziejów. Aurora była pewna swojego zdania, a mianowicie faktu iż w przyszłości krwi tej napłynie jedynie więcej, tworząc w Wielkiej Brytanii całe rzeki oraz wodospady niewinnie rozlanego szkarłatu zmieszanego z gorzkimi łzami.

Po trzecie, przeczuwała doprawdy niepokojącą, osobliwą rzecz. Dziwną, niespotykaną pewność siebie po ujrzeniu Cornelia w gabinecie dyrektora Dippeta. Z początku odczuła prawdziwe przerażenie, aż starszy mężczyzna nie zabrał głosu ze swoim charakterystycznym, silnym akcencie pochodzącym z Rumunii.

— To nie panna Sullivan, dyrektorze — zapewnił go twardo. — Wiem, jaki eliksir zamordował jednego z waszych uczniów i jestem całkowicie pewien tego, że wasza uczennica nie miała prawa nawet i znać wywaru, jaki został użyty na jej koledze. To doprawdy niebezpieczna rzecz w nieodpowiednich rękach, dodatkowo niesamowicie nieznana i rzadko napotykana. Jej przepis został surowo zakazany do oglądania już lata temu, a ostatnie kopie są uważnie strzeżone i ukrywane przed ciekawskimi wytwórcami eliksirów ze względu na niebezpieczeństwo, jakie za sobą niosą — tłumaczył czarodziej o srebrnych, długich włosach ciasno związanych z tyłu głowy. — Jeśli mam prawo kogoś wskazać, są to jedynie dzieci rodzin czystokrwistych. Być może i te rody były w stanie zdobyć owy przepis lub przechowywały nielegalnie w swoich zbiorach. Mimo prostoty wykonania, potrzebne jest do niego jedno trudne zaklęcie, które nie jest znane wielu osobom, oprócz oczywiście ścisłego grona twórców eliksirów.

Gdy wyjaśnienia opuściły usta jej niedawnego idola w sztuce wytwarzania eliksirów, Aurora odczuła boską, wszechogarniającą ulgę. Pomimo tych słów, nie była w stanie zapomnieć oraz zignorować dobrze znanego spojrzenia, jakie rzucił uczennicy.

On wiedział. Cornelio Rotari doskonale wiedział o jej winie. Dlaczego zatem postanowił tak hardo bronić nieznaną mu, młodą czarownicę, z którą zamienił słowo jedynie raz?

— Panie Rotari, jestem panu dozgonnie wdzięczny za tak szybką odpowiedź — odezwał się w odpowiedzi dyrektor Dippet, uśmiechając się smutno w kierunku znanego mu czarodzieja. — Szkoda jedynie, że słowa te nie rozwiązują naszego problemu. Ach, drogi Merlinie. Czy nie byłby pan zdolny wytworzyć, powiedzmy to... ogólną listę osób, które być może miały w swej historii styczność z owym eliksirem? To z pewnością pomogłoby nam wyznaczyć podejrzanego.

Bogowie • Tom Marvolo RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz