1.

2.1K 50 0
                                    


Tegoroczne wakacje nie były spełnieniem moich marzeń. W najgorszych snach wyobrażałam je sobie choć odrobinę lepiej.  W planach była praca i odkładanie pieniędzy na studia, wypady ze znajomymi, wyprowadzka. Jednak zaliczyłam tylko załamanie nerwowe, utratę kontaktu z większością bliskich mi osób i dwa miesiące w łóżku przerywane wyciem w poduszkę. Nie mogłam pojąć tego jak ktoś, kto miał być mi bliski mógł zgotować mi taki los. Nie przewidział tego? Akurat. To jest właśnie dorosłość, musisz przewidzieć konsekwencje swoich zachowań. Naiwna idiotka. Karciłam się całe wakacje, tak naprawdę za czyjeś błędy. Mama nie okazała mi zbytniego wsparcia. „Jak mogłaś być taka głupia?'' powtarzała ciągle. Jak mogłam? Nie wiem, nie mam zielonego pojęcia jak mogłam popełnić taki błąd. Jak mogłam zakochać się w takim człowieku. Czułam się oszukana i wykorzystana. Najważniejsze, że to co najgorsze już za mną. Teraz będzie już tylko lepiej. Starałam podnieść się na duchu zbierając się do kupy.

Dziś miałyśmy jechać z V i jej nowym chłopakiem w poszukiwaniu mieszkania na studia. Poznała go na jakiejś imprezie chyba pod koniec lipca. Chciałabym cieszyć się jej szczęściem ale teraz towarzyszyła mi tylko rozpacz. Przez całe lato próbowałam zebrać się w sobie, ale koniec końców i tak odwoływałam wszystkie spotkania i zostawałam w łóżku. Miałam wrażenie, że straciłam jakąś cząstkę siebie. Strasznie schudłam i zaniedbałam się. To nie było takie samo rozstanie jak rok temu, po którym zbierasz się tydzień, no może maksymalnie dwa. Pokonanie tego dołka zajmie mi dużo więcej. Zeszłam na dół, gdzie mama krzątała się w kuchni.

-Zrobiłam śniadanie. – oznajmiła wesoło. Widzę, że starała się pomóc, gotowała praktycznie codziennie, przynosiła jedzenie do mojego pokoju i wręcz błagała mnie, abym coś zjadła. Niestety nic nie przechodziło mi przez gardło, na samą myśl robiło mi się niedobrze.

-Nie jestem głodna, dzięki.

-Musisz coś jeść, bo w końcu znikniesz. Jak ty wyglądasz, dziecko...

-Wypije kawę.

-Kawa to nie jedzenie.

-No to nie wypiję. – burknęłam zirytowana. – Wrócę wieczorem.

Opuściłam dom i ruszyłam w stronę auta V, które już na mnie czekało.

-Hej kochana. – krzyknęła uradowana.

-Hej.

-Jak tam? Jak się czujesz? Ja jestem taka podekscytowana. – zaczęła pełna energii.

-Tak ja też. – próbowałam udawać choć trochę zadowoloną.

-Zobaczysz, zmienimy miejsce, poznasz nowych ludzi, odżyjesz.

-Mam taką nadzieję.

-Pamiętaj, że możesz na nas liczyć. – odparł chłopak V, Jack.

-Dzięki, nie wiem jakbym tego dokonała bez was. Nie mówiąc nawet o przeprowadzce. Nie mam do tego głowy.

-Razem damy sobie radę ze wszystkim.

Podróż była dla mnie strasznie męcząca. Trzy godziny autem od naszego miasteczka to chyba bezpieczna odległość. Nie mogłam uwierzyć w to, że ta uczelnia przyjęła mnie na studia, gdy otrzymałam wyniki rekrutacji myślałam, że to pomyłka. Na samo wspomnienie egzaminów robi mi się niedobrze, choć i tak wiele nie pamiętam. Zupełnie tak jakby mój mózg chciał wyrzucić te wszystkie okropne wspomnienia z głowy. Tydzień po tamtych wydarzeniach miałam swój pierwszy egzamin. Ubrałam na siebie byle co, chociaż wiem, że w normalnym stanie z ogromną uwagą wybierałabym poszczególne elementu mojej garderoby. Piekłem okazał się już szkolny parking, gdzie wysiadłyśmy razem z V z jej auta. Czułam się naga, czułam się jakbym kogoś zabiła. Ludzie wiedzieli wszystko, a pewnie nawet jeszcze więcej niż ja. Nie mogłam liczyć na żadne współczucie czy życzliwość. Nawet ze strony mojej ekipy czułam lekki chłód... Czułam się wyobcowana jak nigdy i zdałam sobie sprawę, że wcześniejsze spojrzenia to było nic. Musiałam jednak jakoś przetrwać cały tydzień egzaminów, starałam się skupić na zadaniach i nie myśleć o tym jak popieprzony był ostatni czas. Pragnęłam znaleźć się w miejscu, w którym nikt mnie nie znał, w którym nikt nie wiedział jakich popaprańców wpuściłam do mojego życia. Winna. Ciągle myślałam o sobie w ten sposób, chyba sobie to wytatuuje.

-Jesteśmy na miejscu! – krzyknęła V wyrywając mnie z moich myśli.

Spojrzałam na wysoki blok, bardzo możliwe, że nasz nowy dom. To miasto miało być moją czystą kartką, szansą na samodzielność i wyrwanie się z uścisku mojej toksycznej matki. Pełna nadziei przekroczyłam próg mieszkania. Od razu wiedziałam, że V będzie chciała tu zostać. Mieszkanie znajdowało się na siódmym piętrze. Składało się z 3 pokoi i kuchni połączonej z maleńkim salonem. Jeden pokój był już wynajmowany przez studentkę pierwszego roku weterynarii. Zależało nam na wynajęciu mieszkania z jakąś dziewczyną, bo obie liczyłyśmy się z cenami mieszkań. Pieniądze na mieszkanie miałam brać z alimentów, które wciąż dostawałam od pana tatusia, mama miała dawać mi na jedzenie, na resztę chciałam zarobić sama. Nie wiem jeszcze jak pogodzę studiowanie tak wymagającego kierunku z pracą, ale innego wyjścia nie mam.

-Bierzemy to! – oznajmiła mi moja przyjaciółka po obejrzeniu całego mieszkaniu.

- No nie wiem. – zawahałam się.

-Masz jakieś 15 minut na uczelnię na nogach.

-Bierzemy to! – przytaknęłam jej. Rozsądek wziął górę, nie ma co dalej szukać. Ta lokalizacja jest świetna, a do czynszu najwyżej dorobię. Alimenty ledwo starczą na wynajem, nie mówiąc o rachunkach.

Po podpisaniu umowy poczułam się nagle odrobinę bardziej bezpiecznie, mamy gdzie mieszkać, nie jestem w tym sama. Może naprawdę to co najgorsze już za mną i teraz będzie tylko lepiej.

-Ale się cieszę. – V była w stanie euforii i rzuciła mi się na szyję.

Ja również się cieszę pomyślałam w duchu i oddałam przyjaciółce ciepły uścisk.


Mamo, daj mi żyćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz